Horse&Business Magazine 1/2023

ślenia, przeanalizowaliśmy błędy i do Sopotu pojedziemy mocniejsi. Dla mnie każdy ukończony przejazd jest sukce - sem. CAVALIADA to ogromne doświadczenie, nigdzie nie ma takiej publiczności i jest to zupełnie coś innego niż „nor - malne” zawody. Kibice są niesamowici i bardzo mnie moty - wują. Nawet jak popełnimy błąd, to publiczność jest bardzo przychylna, nie przestaje kibicować i sprawia, że chcę jechać dalej. Dzięki kibicom człowiek bardzo się cieszy, że tam jest. Prawda jest taka, że na CAVALIADZIE jesteśmy elementem show. Powożenie i WKKW to jedne z najpopularniejszych dla kibiców konkursów, na których ludzie po prostu świetnie się bawią – i tak właśnie powinno być. Sama widzę po sobie, z jaką rozpoznawalnością medialną się spotykam, mnóstwo osób, których nie znam, pisze do mnie na Instagramie, na Facebooku z gratulacjami – i jest to bardzo miłe. Na CAVALIADZIE startujecie zawsze w podobnych składach, zespołów jest, w porównaniu do innych konkurencji, zaledwie pięć, dlatego jestem cieka - wa, jak wyglądają Wasze relacje poza konkursami? Środowisko powożenia zaprzęgami czterokonnymi jest na tyle małe, że wszyscy bardzo dobrze się znamy. Trenowa - łam z większością zawodników, przez co nasze relacje są dobre, od każdego czegoś się nauczyłam. Zaczynałam z Pio - tremMazurkiem. Od niego zebrałam najważniejsze podsta - wy. Bardzo dużo do niego jeździłam, byłam też na kilku za - wodach jako jego luzak zręczności i w ujeżdżeniu, m.in . na Mistrzostwach Europy. To niesamowite doświadczenie. Następnie trenowałam z Bartkiem Kwiatkiem, a także z Adrianem Kostrzewą. W stajni poza areną atmosfera jest przyjemna, każdy sobie gratuluje sukcesów, pociesza w po - rażkach. Rozmawiamy ze sobą nie tylko na CAVALIADZIE, ale też na co dzień. Nie traktuję ich jak rywali, ale myślę, że każdy z nas liczy na to, że wygra i będzie zwycięzcą – w końcu na tym polega sport i niech wygra najlepszy. Jakie są Twoje nadzieje względem Sopotu i Krakowa? Chciałabym choć raz być w pierwszej trójce konkursu. Wiem, że moje doświadczenie jest bardzo małe, ale będę walczyć. Na Sopot spróbuję zmienić trochę konfigurację koni w zaprzęgu. Troszkę ryzykuję, ale, jak to mówią, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Wróćmy jeszcze na chwilę do początków. Jak roz - poczęła się Twoja przygoda z jeździectwem? Konie pojawiły się w moim życiu, kiedy miałam 11 lat. Za - częłam się uczyć w ośrodku niedaleko mojego domu ro - dzinnego. Najpierw rekreacyjnie, a następnie udało mi się dostać do prestiżowej stajni z sekcją sportową i zaczęłam treningi oraz starty. Dostałam w prezencie konia, z którym mogłam sobie pozwolić na starty w konkursach do 120 cm. Był to młody koń, miał na imię Costa Rica i był naprawdę wspaniały. Jechał przez parkur jak z zamkniętymi oczami, skakał przez wszystko, co stało na jego drodze. Koń złoto. Niestety, kilka lat później dostał kolki i mimo operacji nie udało się go uratować. Była to dla mnie ogromna strata i bardzo smutna sytuacja, przez którą straciłam zupełnie ochotę na jazdę konną, zrobiłam sobie przerwę i nie jeź - dziłam. Szczerze mówiąc, po tej dramatycznej sytuacji kompletnie mi się odechciało jeździectwa. Przerwa trwała trzy lata. W tym czasie założyłam rodzinę, wyszłam za mąż i urodziłam syna, a następnie córkę. Wiadomo, że brako - wało mi jeździectwa, ale cała sfera prywatna i to, co działo się u mnie rodzinnie, było pełne szczęśliwych momentów i myślę z perspektywy czasu, że tak właśnie miało być. Po trzech latach przerwa jednak się skończyła i po - stanowiłaś wrócić do jazdy konnej, a nawet… zało - żyłaś ośrodek jeździecki. Absolutnie nie było to planowane. Postawiliśmy z mę - żem dom i obok niego zbudowaliśmy stajnię na dwa konie. Nie chciałam już jeździć sportowo. Szukałam konia typowo dla siebie do jazdy ujeżdżeniowej i w teren, dlatego wybra - łam konia rasy fryzyjskiej Borodino-G. Nie myślałam już o skokach – po urodzeniu dziecka i też z wiekiem pojawiły się u mnie lęki i przeświadczenie, że jednak nie warto, abym się przypadkiem połamała. Co ciekawe, Borodino-G jest ze mną na każdej CAVALIADZIE i wspaniale się sprawdza w zaprzęgu. Pojawili się chętni do nauki jazdy, koni przyby - wało, więc rozbudowaliśmy stajnię i tak przez jakieś trzy lata sama prowadziłam cały ośrodek. Mieliśmy wtedy osiem koni do szkółki, a ja zajmowałam się prowadzeniem lekcji, da - waniem jedzenia, sprzątaniem. Z każdym kolejnym rokiem, wraz z rozwojem i kolejnym powiększaniem się stajni, zaczy - nało mi brakować sił, a przede wszystkim brakowało czasu dla rodziny, która jest dla mnie priorytetem, dlatego obecnie zatrudniam już instruktorów oraz stajennego. Mamy obecnie prawie 50 koni. Od dwóch lat mój ośrodek jest certyfikowany przez Polski Związek Jeździecki. Oprócz rekreacji prowadzi - Fot. Martyna Kaczmarek 26 1/2023 H & B W Y W I A D

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz