Jedno z wyraźniejszych wspomnień z początków drugiej dekady mojego życia pochodzi z CAVALIADY. Siedziałam na trybunach, na skrzętnie rezerwowanym od rana kawałku krzesełka, i zastanawiałam się, jak to jest pracować na takim wydarzeniu? Próbowałam wyobrazić sobie emocje, jakie muszą towarzyszyć tym ludziom, jak bardzo muszą być podekscytowani tym, że stoją właśnie na środku najważniejszego parkuru w Polsce. Pamiętam trybunę wibrującą od braw i dźwięk zawodu kibiców po zrzutce na ostatniej prostej, głośniejszy niż niejeden koncert rockowy. Pamiętam doskonale, jak przez pół roku odkładałam pensje i kieszonkowe, żeby w największym tłumie, w przerwie między konkursami, zrobić wymarzone zakupy w sklepie z innej części Polski. Niewiele jeszcze wiedziałam o sporcie na najwyższym poziomie, ale pamiętam, jak wstrzymywałam oddech na każdej przeszkodzie w trakcie przejazdu reprezentantów Polski. Pamiętam radość, ekscytację i poczucie, że żyję. Pamiętam, jak bardzo zmotywowana do dalszej pracy w siodle wychodziłam. Tak mijały mi kolejne grudnie – co roku to samo odliczanie: urodziny, Andrzejki, CAVALIADA, święta, Nowy Rok. Ekscytacja nieco malała, ale nie aż tak jak mogłoby się wydawać. CAVALIADA w Poznaniu to nadal były emocje, zakupy i znajomi. W międzyczasie zaczęłam pracę na Targach, aż w końcu trafiłam do zespołu CAVALIADY. Okazało się, że ludzie pracujący przy tym wydarzeniu nie są aż tak bardzo podekscytowani jak nastoletnia ja na trybunach. Okazało się, że są nieco bardziej zabiegani i dużo bardziej zestresowani. Miałam momenty, że wątpiłam w to, „po co” to robimy. Czy nasza praca na granicach możliwości jest naprawdę do czegoś potrzebna? Czy choroby, stresy i nieprzespane noce nadal coś komuś dają? W największym zmęczeniu i zwątpieniu odebrałam telefon – „Bardzo zajęta? Chodź na 5 minut na trybuny”. Nie wiem, co mnie podkusiło, przecież pracy miałam ogrom, deadline gonił deadline, a pożar obejmował już każdy zakątek horyzontu. Usiadłam. Trwał konkurs ORLEN Driving Tour – ten, w którym po raz pierwszy wygrał Rafał Paszyński. Zajęłam skrawek krzesełka spięta, że jeszcze ktoś zobaczy, że mam przerwę w pracy. I znów to poczułam! Arena zadrżała od braw, jęknęła głosem zawodu głośniejszym niż perkusja na koncercie rockowym. Młode dziewczyny, które nie miały miejsc siedzących, podskoczyły kilka razy za moimi plecami. Zobaczyłam rodziny, które razem kibicowały, i nikt nie patrzył w telefon. Zobaczyłam, jak ludzie w średnim wieku osiągają poziom emocji 15-latki, jak twardzi panowie aż wstają z krzeseł w trakcie przejazdów. Jak całe trybuny zostają, by wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego. Ta kilkunastominutowa przerwa była najlepszym, co mogłam zrobić. Dzięki niej uświadomiłam sobie, że to tylko ja zmieniłam miejsce, a CAVALIADA jest cały czas taka sama. Daje ludziom poczucie, że żyją. Daje radość, motywację i poczucie wspólnoty. Nigdy nie byłam bardziej dumna, że dane jest mi tworzyć to wspaniałe wydarzenie. Dla Was i dla samej siebie. Do zobaczenia w Sopocie! SPEŁNIONE MARZENIA Agata Plewa Od 24 lat miłośniczka jazdy konnej, instruktorka jeździectwa 118 1/2024 H&B FELIETON
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz