To było cztery lata temu. Bliscy znajomi sprzedawali swoje konie. Mieli u siebie konia, który od trzech miesięcy przebywał na łąkach, a do tego nie mógł od wielu lat zgrać się ze swoją właścicielką. Stwierdziliśmy, że pojedziemy go zobaczyć, ponieważ wcześniej ten koń startował w WKKW pod innym zawodnikiem – Kubą Kreftem. Usłyszałem, że jest to trudny koń, ale mnie to nie zniechęcało. Mój pierwszy kontakt z Corrnero wyglądał tak, że trzy osoby go trzymały, a ja próbowałem na niego wsiąść. Jak tylko usiadłem, to próbował mnie zrzucić. Zrobiłem dwa kółka, nie zdążyłem nawet skrócić strzemion, które mi wisiały po bokach. W końcu udało mu się mnie pozbyć, jednak się nie puściłem i trzymałem go do samego końca, żeby nie uciekł. Nauczony doświadczeniem, skróciłem strzemiona, spróbowaliśmy jeszcze raz, wsiadłem i udało mi się utrzymać w siodle. Kupiliśmy go. Przez rok miałem problem za każdym razem, jak chciałem wsiadać, jednak mnie trudno zniechęcić, mam dużą cierpliwość do koni. Pierwsze, co robił, to z impetem ruszał do przodu i brykał. Był bardzo zestresowany i ciężki w obejściu. Potrafił kopać nogami w bok przy czyszczeniu kopyt, nie dało mu się normalnie wkręcić haceli. Odpychał każdego od siebie. Teraz wiem, że próbował pokazać, że coś jest nie tak. Zrobiliśmy wszystkie badania i okazało się, że ma wrzody, po prostu go bolało i starał się nam to zakomunikować. Od początku wiedziałem, że nigdy nie robił tego specjalnie, ze złej woli. Po prostu chciał pokazać, że coś jest nie tak. Nam brakowało doświadczenia, żeby zareagować od razu, ale na szczęście doszliśmy do tego i zrobiliśmy wszystko, żeby czuł się dobrze. Żeby zyskać jego zaufanie, potrzebowałem sporo czasu. Teraz jest to normalny koń, który chodzi sobie ze mną po stajni bez ogłowia. Ufamy sobie nawzajem. Nawet startowałem z nim w międzynarodowych mistrzostwach w jeździe bez ogłowia, gdzie zdobyliśmy wicemistrzostwo! Parkur 115 cm jako jedyni pokonaliśmy bezbłędnie. Patrząc na Twoją dotychczasową historię jeździecką, z czego jesteś najbardziej dumny? Nie z wygranych, nie ze startów, a właśnie z tego, do czego udało mi się dojść z siwym. Startowaliśmy z niskiego poziomu – praktycznie nie miałem doświadczenia, on był w słabym stanie. Trzy miesiące na łąkach zrobiły z niego dzikusa. Cieszę się, że udało mi się to wszystko przepracować. Nie tylko pod kątem jego treningu, ale też ogólnie w obejściu. Kiedyś, jak tylko się go puściło, to uciekał najdalej, jak się dało, a teraz potrafi chodzić bez ogłowia, startować w wysokich konkursach razem ze mną i wygrywać. To jest dla mnie największy sukces. Jak łączysz życie studenta Politechniki Wrocławskiej z treningami i startami w zawodach? Tak naprawdę nie jestem zawodowym jeźdźcem, mam jednego konia. Jestem programistą, studiuję i pracuję w zawodzie. Już od gimnazjum interesowałem się programowaniem. Zdecydowałem się na Wrocław, ponieważ tutejsza politechnika to renomowana uczelnia, a nie chciałem wyprowadzać się bardzo daleko od domu. Chciałem wciąż mieć możliwość trenowania. Przez pierwsze pół roku studiów jeździłem jeszcze do Stragony, a następnie przeniosłem się do państwa Chrzanowskich. Ich stajnia jest pół godziny drogi z Wrocławia i pół godziny od mojego domu. Teraz nawet jak dojeżdżam na uczelnię od rodziców czy wracam, to mam stajnię po drodze. Od ubiegłorocznej CAVALIADY w Warszawie stałeś się wschodzącą gwiazdą konkursów w ramach TRAF Eventing Tour. Wygrałeś je już trzykrotnie. Co było dla Ciebie najtrudniejsze w tych startach? Najbardziej na CAVALIADZIE cieszę się, że udaje mi się podchodzić do tych startów z tzw. dobrą głową. Pomimo ciężaru pozycji lidera, jaki na mnie spoczywał w Poznaniu, udało mi się nie pogubić i zwyciężyć. Jeśli chodzi o siwego, to wiem, że on zrobi wszystko, dopóki może. On jest zawsze szczery. Jednak muszę pracować nad sobą, żeby utrzymywać skupienie do samego końca, a nie cieszyć się już po najtrudniejszych kombinacjach i potem robić błędy na najprostszych, ostatnich przeszkodach. Na startach kadrowych bardzo pomogła mi psycholog sportowa, ale najwięcej daje mi moja dziewczyna, która jeździ ze mną na wszystkie zawody i mnie wspiera. Mam też szczęście do świetnych trenerów, którzy bardzo mi pomagają. Odkąd przeniosłem się do państwa Chrzanowskich, skoki trenuję z Janem Chrzanowskim, ujeżdżenie z Małgorzatą Święcicką, a crossy z Bogdanem Jareckim, który jest moim głównym trenerem od ponad 2 lat. Czym jest dla Ciebie CAVALIADA? Ogromnymi emocjami, bardzo zaangażowaną publicznością i świetną atmosferą. Cieszy mnie ogromnie, że udaje nam się z Corrnero dawać tyle emocji kibicom, ten doping jest niesamowity, cieszę się, że nasze przejazdy się podobają. Dotychczas udało nam się dobrze zaprezentować i oczywiście, świetnie by było wygrać cały cykl, ale z uwagi na swoje własne doświadczenia wiem, że jeszcze wszystko może się wydarzyć i nie chciałbym niczego zapeszać. Wystarczy jeden błąd i szanse na zwycięstwo mogą zniknąć. Będziemy robić wszystko, żeby dobrą formę utrzymać do samego końca. Nie byłem jeszcze nigdy na CAVALIADZIE w Sopocie i Krakowie, więc będzie to nasz pierwszy start. Postaram się skupić na swoim zadaniu. Mam to szczęście, że cała ekipa WKKW startująca na CAVALIADZIE bardzo dobrze się zna, wspieramy się nawzajem. Nie ma między nami ostrej rywalizacji, gratulujemy sobie, spotykamy się i wspólnie pokazujemy kibicom najlepsze show, jakie możemy z siebie dać. Jaki jest Twój największy cel na rok 2024? Teraz przechodzę do kategorii seniorów i moim głównym celem jest start w Mistrzostwach Polski Seniorów. Najpierw chcę spróbować wystartować w konkursie czterogwiazdkowym i – jeśli wszystko dobrze pójdzie – wystartujemy w Mistrzostwach. aa 1/2024 31 H&B WYWIAD
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz