Wieloletni stres i sztywności można złagodzić, stosując innowacyjną formę pracy z ciałem konia. Metoda Mastersona, czyli niezwykła terapia bazująca na odczytywaniu subtelnych zmian w mowie ciała, służy właśnie rozluźnieniu, a także usuwaniu bólu i napięć, nagromadzonych w mięśniach i w tkance. O tym, jaka moc drzemie w naszych dłoniach i jak to się przekłada na współpracę z koniem, opowiadają w wywiadzie z Barbarą Krawczyk Beata Fiłonowicz oraz Vicky Devlin, przeprowadzające certyfikowane szkolenia z metody Mastersona. Jeździectwo w powszechnym odczuciu to od wielu lat bardzo elitarny sport, jednak dopiero we współczesnych czasach położono nacisk na poznawanie zasad działania psychiki i ciała konia. Ma to im zapewnić optymalne warunki bytowania. Takie innowacyjne podejście do pracy z koniem, polegające na terapii manualnej, wdraża m.in. Jim Masterson. Jakie są główne założenia tej metody? Vicky: Zabiegi terapii manualnej na koniach nie są niczym nowym, ale stają się coraz bardziej powszechne dzięki temu, że właściciele koni mają dostęp do coraz większej ilości informacji. Jim Masterson stworzył taką formę terapii, podczas której pracuje się z koniem, a nie wykonuje się zabieg na koniu. Uczymy się, jak słuchać konia, tego, co chce nam przekazać, i to koń nas prowadzi w trakcie terapii. Główną różnicą między takim sposobem pracy a innymi formami terapii manualnych jest to, że podczas wykonywania zabiegu staramy się nie wywoływać u konia reakcji oporu, co pozwala im szybciej się zrelaksować, a my możemy pracować przy głębszym rozluźnieniu tkanek. Jest to bardzo efektywny sposób pozbywania się napięć w ciele koni, dzięki czemu mogą się swobodniej poruszać, a często skutkuje to też poprawą relacji między koniem a właścicielem. Kiedy po raz pierwszy Panie usłyszały o metodzie Mastersona i skąd wzięła się fascynacja tym sposobem pracy? Vicky: Zawsze na naszej drodze życiowej stanie ten jeden koń, z powodu którego zaczynamy poszukiwanie nowych rozwiązań. Też miałam takiego. Była to bardzo nerwowa klacz, która nie dawała się oddzielić od stada i z którą nie potrafiłam się porozumieć. Żeby ją lepiej zrozumieć, zaczęłam studiować psychologię zwierząt i na studiach poznałam moją obecną przyjaciółkę. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie z prośbą, żebym przyjechała jej pomóc w przygotowaniu koni do szkolenia, które miało się odbyć w jej stajni. Był to podstawowy kurs dla właścicieli koni, prowadzony przez Jima Mastersona. Wcześniej nie interesowałam się masażem ani terapiami manualnymi dla koni, ale powiedziałam, że z przyjemnością jej pomogę. Jim zaczął od pokazowej sesji na koniu, który stał obok niego w czasie rozmowy z uczestnikami. Koń był trochę zdenerwowany, ale to, co zobaczyłam na tym pokazie, dosłownie „zwaliło mnie z nóg”. Zachowanie Jima, sposób, w jaki stał i trzymał uwiąz, były fascynujące, tak jakby wysyłał przez uwiąz wiadomość do konia, że może się zrelaksować i poczuć bezpiecznie. W pewnym momencie koń głęboko westchnął, obniżył głowę i całkowicie się wyciszył. I to jeszcze zanim Jim go dotknął. Ta chwila całkowicie odmieniła moje życie. Chciałam nauczyć się więcej. Uczestniczyłam we wszystkich możliwych kursach Jima, żeby poznać tę metodę. Wreszcie w 2010 r. uzyskałam uprawnienia terapeuty. Zaczęłam jeździć po całym świecie, pomagając Jimowi w organizacji kursów, i w pewnym momencie poprosił, żebym poprowadziła kurs podstawowy, potem zaawansowany, a ostatnio także kurs certyfikacyjny. Zostałam dyrektorem szkoleń zagranicznych, które odbywają się w różnych krajach na całym świecie poza Stanami Zjednoczonymi. Klacz, od której to wszystko się zaczęło, odeszła w wieku 27 lat, ale dzięki tej metodzie była najlepszym koniem, jakiego kiedykolwiek miałam. Beata: Na opis metody Mastersona trafiłam 12 lat temu, kiedy podjęłam decyzję o zmianie zawodu i zajęciu się terapiami manualnymi dla koni. Natychmiast przykuła moją uwagę, ponieważ bazuje na bardzo delikatnych sygnałach konia i praktycznie całą terapię prowadzi koń, pokazując swoimi reakcjami, gdzie skrywa napięcia w ciele. I to, co podkreśla Jim Masterson, że jest to terapia, którą wykonuje się razem z koniem, nie jest pustym sloganem, tylko faktem. Kolejnym argumentem przemawiającym właśnie za tym sposobem pracy z ciałem konia jest sposób szkolenia terapeutów metody. Do programu może przystąpić każdy, kto ma jakiekolwiek obycie z koniem. Nauka trwa kilka lat i w ramach tego szkolenia na różnych kursach stopniowo można nauczyć się coraz bardziej zaawansowanych technik, anatomii, biomechaniki, odbyć praktyki pod okiem instruktorów. Zawiera ona bloki, podczas których uczeń wykonuje, pod okiem mentora, trzydzieści case studies. Po każdym bloku ma też możliwość zweryfikowania swoich umiejętności podczas indywidualnej sesji coachingowej. Na każdym etapie jego praca jest oceniana. Na koniec odbywa się kurs certyfikacyjny, po którym ma prawo używać dożywotnio, uznawanego na całym świecie, tytułu Masterson Method Certified Practitioner (dyplomowany terapeuta metody Mastersona). Poszczególne etapy szkolenia można odbywać w dowolnym miejscu na świecie, ponieważ program jest w pełni kompatybilny, co daje możliwość korzystania z wiedzy i umiejętności instruktorów, mentorów i coachów z różnych krajów. W których krajach zdobyła ona największą popularność? Vicky: Mamy w tej chwili instruktorów w Polsce, Niemczech, Holandii, Austrii, Izraelu, Czechach, Francji, Japonii, UK, Południowej Afryce, Australii i Nowej Zelandii. Siedzibą firmy 1/2025 27 H & B WYWIAD
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz