Im dłużej trwa moja przerwa w jeździectwie i aktywnym uczestniczeniu w amatorskim (ale ambitnym!) sporcie, tym bardziej dostrzegam, jak wiele zaangażowania kosztuje jeździectwo. Nie tylko mojego, jako właściciela konia i jeźdźca, ale też osób związanych z opieką, treningiem itd. A także moich bliskich, który na co dzień mnie wspierają. Aktywnego podejścia, gotowości do zmiany planów, mentalnego kopniaka, służenia radą… tego wszystkiego i wiele innych rzeczy oczekujemy od bliskich, którzy nie zawsze są zadowoleni z kolejnego weekendu w zimnej hali. Mimo to jednak pakują z nami konia do przyczepy i co 10 minut chodzą po dolewkę herbaty (aby się rozgrzać zimową porą) na mobilne stoisko. Wiele razy mówiłam „przecież wiedzieli, na co się piszą” lub „przecież tak wygląda moje życie od zawsze”. Wychodząc poza ten schemat, zauważyłam, jak wiele poświęceń od bliskich kosztowały moje sukcesy, spełnianie marzeń i realizacja celów. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego szukałam tych wszystkich wspierających gestów u bliskich, którzy niekoniecznie są związani z jeździectwem. Zadałam też to pytanie kilku osobom z jeździectwa. Smutne były wnioski z większości tych rozmów. Przewodnim było to, że w jeździectwie nie potrafimy sobie nawzajem kibicować, nie wspieramy się i mało jest tzw. team spirit (ang. duch zespołowy). Ciekawym spostrzeżeniem było też to, że część ludzi przeniosła swoje konie do stajni z gorszym podłożem czy ogólnie warunkami tylko dlatego, że są tam ludzie, którzy tworzą zespół, atmosferę i wzajemnie się wspierają. W rozmowach o oczekiwaniach dotyczących wsparcia, tworzenia zespołu i dobrej atmosfery przewijało się kilka kluczowych aspektów: • Przejrzystość i uczciwość: wielokrotnie podkreślaną zasadą jest bycie otwartym i uczciwym wobec osób w grupie. Wzajemne wsparcie działa najlepiej, gdy uczciwie mówimy o swoich sukcesach, trudnościach i porażkach. • Wspólne ustalanie celów: wyznaczamy cele, które chcemy osiągnąć. Mogą to być cele krótkoterminowe, przykładowo: w tym roku będę gotowy wystartować w P klasie. • Regularność: trenujemy, wyjeżdżamy na zawody, jesteśmy zaangażowani w życie zespołu. Poza treningami mogą to być rozmowy telefoniczne czy po prostu wiadomości. • Korekta kursu: jeśli mamy problem z osiągnięciem swoich celów lub, jak często się dzieje, nasz koń łapie kontuzję, to trener czy bardziej doświadczony w danej dziedzinie człowiek z zespołu może pomóc w przemyśleniu strategii powrotu do zdrowia i treningów, zaproponować korekty lub dodatkowe działania. • Wsparcie emocjonalne i motywacja: pomagamy, wspieramy. Czasami ktoś może potrzebować porady, a czasem po prostu ktoś przypomni o celu, gdy motywacja spada. Taki zespół brzmi dość idyllicznie w mojej głowie i nie wiem, czy spotkałam taki w jeździectwie, jednak myślę, że jest on możliwy. Coraz więcej z nas docenia spokój psychiczny, coraz więcej z nas jeździ konno dla siebie, spełniania małych marzeń, a nie dla rywalizacji i myślenia o olimpiadzie. Idealnym zespołem dla nas będzie taki, który jest zainteresowany (tak jak my) osiąganiem własnych celów i traktuje proces poważnie, a także ma podobne ambicje i rozumie, jakie wyzwania mogą towarzyszyć naszej drodze. Myślę, że jeśli znajdziemy takich ludzi, to – poza odciążeniem naszych bliskich z „obowiązków” wspierania nas i słuchania o rzeczach, których czasem mogą nie rozumieć – na pewno zauważymy zwiększenie motywacji, zwiększone zaangażowanie i szybsze realizacje celów. Jako terapeuta koni mogę Was tylko zapewnić, że chętnie będę z Wami budować takie zespoły. Bo kciuki za Was trzymam zawsze! KLUB WSPIERAJĄCYCH POSTACI Elwira Trzewiczyńska Zoofizjoterapeuta Fot. AdobeStock/Rawpixel.com 96 1/2025 H & B FELIETON
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz