Horse&Business 2/2022

Jego zdaniem, najprzyjemniej jeździ się tzw. komuni - kiem. Przyjeżdża się do zaprzyjaźnionej stajni i jej właści - ciele kierują cię do następnej. Nic nie jest zaplanowane. – W danym gospodarstwie zatrzymujemy się np. na dwa, trzy dni i z glejtem od gospodarzy jedziemy do następnych. Ciągle poznajemy nowych ludzi. Na tym właśnie polega prawdziwa jeździecka przygoda – zaznacza. Jak twierdzi, jest to lepsze niż konkretna, zaplanowana trasa, gdzie należy trzymać się określonych z góry zasad. A przecież może się zdarzyć wypadek na trasie, koń okule - je, konie się pokopią albo jeździec niedomoże. W konnych włóczęgach nie chodzi o to, by przejechać od punktu A do B konkretną, zaplanowaną liczbę kilometrów. Przygoda jest wtedy, gdy jednego dnia jedzie się 10 km, a innego 50 km. Dodatkowo jest to okazja do stworzenia niesamowitej więzi z koniem. – Moim zdaniem, wielu ludzi traktuje konia zbyt instrumentalnie. Nie zwraca uwagi na budowanie relacji. A właśnie rajd jest doskonałą okazją, by ją stworzyć – kon - tynuuje. W jego odczuciu nie ma też lepszej szkoły jeździeckiej niż wspólny wyjazd na rajd konny. Początkujący jeździec na rajdzie z pewnością nauczy się dużo więcej niż na lek - cjach w szkółce. Przede wszystkim chodzi o wyczucie konia, o wzajemny kontakt. Koń na rajdach zachowuje się fanta - stycznie, bo bardzo mocno koncentrują się na swoim jeźdź - cu, który cały dzień się nim opiekuje i go karmi. Dodatko - wo są wzajemnie tak samo zmęczeni – więc rozumieją się doskonale. W takich sytuacjach najłatwiej jest zbudować więź, jakiej nie stworzy się w stajni. Powstaje relacja głębo - kiej przyjaźni człowiek – zwierzę. – Największa przyjemność z rajdów jest też wtedy, gdy ma się na nich własnego konia. Ten koń po rajdzie staje się inny niż boksowy, z którym spędzamy średnio tylko 2-3 godziny na dobę. Zwykle nie jeżdżę na rajdy na koniach obcych, no chyba że zagranicą – konkluduje Jerzy Sawka. „Stare Konie” na szlaku – Przez 20 lat zjeździliśmy Beskid Niski, Bieszczady i Po - górze Bieszczadzkie, rzec można, wzdłuż i wszerz. Pene - trowaliśmy bezkresne, pofalowane łąki, przepastne lasy, rezerwaty przyrody, zabytki historyczne. San i Wisłok przekraczaliśmy wiele razy. Zapierały dech w piersiach rozległe panoramy i galopy po łąkach, ale fascynowały tak - że gęste knieje, strome zbocza górskie i przeprawy przez rwący czasem nurt rzeki. Atrakcją była rozmaitość. Poru - szaliśmy się częściowo szlakami konnymi, ale najczęściej były to bezdroża, nieprzetarte busze, zarośnięte trasy góra- dół, przełęcze i nawet pomniejsze szczyty górskie. Zwiedza - liśmy urocze wioski, cerkwie i schroniska. Wszystko było niezwykle fascynujące. Nasze szlaki nie były ani wygodne, ani łatwe, ale bezpieczeństwo polega na profesjonalizmie organizatora i dobrej kondycji uczestników – mówi Ewa Formicka, uczestnik rajdów konnych dla osób starszych. Cała grupa jeźdźców zna się jeszcze z czasów działalno - ści w Akademickim Klubie Jeździeckim, kiedy to wszyscy jeździli na pierwsze studenckie wyprawy konne. Wtedy zawiązały się przyjaźnie, które przetrwały lata. W roku 1997 grupa powróciła do tradycji z lat młodości. – Ten nowy byt nazwaliśmy „Stare Konie”, a spotkania stały się cykliczne – opowiada Ewa Formicka. Pierwszy rajd konny Zjazd do nieistniejącej wsi Radziejowa Fot. Hanna Houszka 20 2/2022 H & B T E M A T W Y D A N I A

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz