Horse&Business 2/2022
27 2/2022 H & B W Y W I A D Prawo startu wywalczyłeś, wygrywając kwalifika - cję – kiedy podjąłeś decyzję, że chcesz wziąć udział w CAVALIADZIE? Na CAVALIADĘ jeździłem co roku. Byłem zawsze w Pozna - niu, Lublinie, Warszawie czy Krakowie. Siedziałem na trybu - nach, kibicując zawodnikom, i tak sobie myślałem, że kiedyś tu wystartuję. Mamy konie, mamy możliwości, więc czemu by tego nie wykorzystać? Jak tylko pojawiły się propozycje kwa - lifikacji, to zdecydowałem, że spróbuję. Wiązało się to z zaku - pem nowej bryczki, ponieważ wcześniej jeździłem zaprzęgiem parokonnym. Lejce od czwórki złapałem na początku paź - dziernika. Było to zaledwie trzy tygodnie przed kwalifikacjami na CAVALIADĘ. Sebastian Bogacz uczył mnie, jak jeździć, jak obsługiwać lejce, pomógł poustawiać konie. To było dla mnie coś nowego. Dwie pary lejcy, hamulce skrętu, przednie, tyl - ne, zapamiętanie trasy – trochę tego jest. Na kwalifikacji było pięć zaprzęgów, w tym doświadczony i utytułowany Ireneusz Kozłowski. Udało mi się uzyskać kwalifikację. Był to dla mnie szok. Po paru dniach napisał do mnie Zdzisław Dominiak z propozycją użyczenia nowej bryczki na CAVALIADĘ. Wie - działem już, że wszystko ułożyło się tak, żebym mógł spełnić swoje marzenie i wystartować. W wywiadach podczas CAVALIADY wielokrotnie wspominałeś, że powozisz dopiero od 5 lat. Jak roz- poczęła się Twoja przygoda z jeździectwem? Mój tata w młodości pracował z końmi na gospodarstwie i od zawsze był z nimi związany. Zawsze mi powtarzał, że kiedyś będziemy mieć swoją stajnię. Wtedy nie do końca wierzyłem, że faktycznie do tego dojdzie. Pewnego dnia tata przyszedł do domu, rzucił na stół projekt stajni. Wcześniej myślałem, że jak już, to będzie mała stajenka na kilka koni, a zobaczyłem pro - jekt 20 boksów z częścią mieszkalną. Kiedy decyzja o budowie stajni została podjęta, musiałem zadeklarować tacie, że pomo - gę mu zarówno w budowie, jak i w opiece nad końmi. Sześć lat temu rozpoczęła się budowa, a my przeglądaliśmy portale ogłoszeniowe w poszukiwaniu koni. Wybraliśmy kilka fryzów jedynie ze względów na ich urodę. Nie mieliśmy żadnych spor - towych ambicji, chcieliśmy mieć konie do jazdy rekreacyjnej. Co najbardziej podoba Ci się w powożeniu? Dlacze - go wybrałeś akurat tę konkurencję? Czy próbowa - łeś też innych konkurencji? Szczerze mówiąc, nie byłem przekonany do powożenia. Wtedy wolałem pozostać przy jeździectwie wierzchowym, trochę uczyłem się wcześniej w stajni u znajomego. Tata miał doświadczenie w powożeniu, więc zaczęliśmy jeździć razem rekreacyjnie. Jeździliśmy do lasu czy na amatorskie zawody. Jednak konie fryzyjskie okazały się niewłaściwe do tego sportu. Na szczęście, udało się nam znaleźć odpo - wiednie konie do powożenia. Następnie złapaliśmy kontakt z Sebastianem Bogaczem. On zaczął mnie uczyć wszystkich podstaw, co trenować, czego wymagać od koni, jak z nimi postępować. Bez niego to wszystko nie byłoby możliwe. Dlaczego nie byłeś przekonany do powożenia? Podobała mi się jazda wierzchem, a zaprzęgi kojarzyły mi się ze starymi dziadkami (śmiech). Jakoś nie widziałem w tym towarzystwie siebie. Tata jednak uporczywie namawiał mnie, żebym trenował i jeździł na zawody. Zabierało mi to życie prywatne, nie mogłem spędzać czasu ze znajomymi w moim wieku, tylko musiałem jeździć na zawody. Gdy coś zaczęło wychodzić i okazało się, że jestem w tym dobry, to powoli za - cząłem się do tego przekonywać. Najbardziej spodobał mi się maraton. Dużo się dzieje, są prędkość, precyzja, szacowanie. Jednak z jazdy konnej nie zrezygnowałem. Ostatnio nawet skakałem przez przeszkody i bardzo mi się to podobało. My - ślę, czy nie wystartować na zawodach regionalnych. Wracając jeszcze na chwilę do CAVALIADY. Jak róż- niło się Twoje podejście do pierwszego startu w Warszawie, a jak do ostatniego w Krakowie? Co czułeś, kiedy pierwszy raz miałeś wyjechać na arenę w Torwarze? Gdy już byłem w Warszawie, to nie mogłem uwierzyć, że naprawdę wystartuję z takimi sławami powożenia jak Piotr Mazurek czy Bartek Kwiatek. Przed pierwszym konkursem nie stresowałem się. Dla mnie sukcesem był sam fakt, że dostałem się na CAVALIADĘ. W pierwszym konkursie za - jąłem drugie miejsce, mając za sobą mistrza świata w po - wożeniu. To pokazało mi, że mogę się mierzyć z najlepszy - mi. Dało mi to ogromną pewność siebie i z konkursu na konkurs apetyt rósł. W Warszawie i Poznaniu startowałem razem ze swoją bazową czwórką: Edje, Aresem, Neptunem i Nutą. Pomiędzy Poznaniem a Sopotem prawemu lejcowemu zrobiliśmy zęby. Po robieniu zębów Edje miał żery na śluzówce, dlatego odpu - ściłem treningi. Jak się zagoiło, to zaczęliśmy pracować, ale zaczął dziwnie podskakiwać. Nie wiedzieliśmy, co jest tego przyczyną – sprawdzaliśmy zęby, śluzówkę, wędzidła – wszyst - ko wyglądało dobrze, był zbadany, ale cały czas podskakiwał. Dałemmu więc wolne. Zdecydowałem, że wezmę w takim razie innego konia, który w domu bardzo dobrze chodził. Okazało się jednak, że psychicznie nie nadawał się na CAVALIADĘ. Głośna muzyka, światła, publiczność, okrzyki – to nie było dla Na CAVALIADĘ jeździłem co roku. [...] Siedziałem na trybunach, kibicując zawodnikom, i tak sobie myślałem, że kiedyś tu wystartuję. Mamy konie, mamy możliwości, więc czemu by tego nie wykorzystać?
Made with FlippingBook
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz