Horse&Business 2/2023

T emat odejścia konia nigdy nie jest łatwy. Wiem z au - topsji, jak trudne są to chwile, dni, a nawet miesiące – szczególnie jeśli koń, który odszedł, był Twoim przyjacie - lem, nauczycielem i sportowym partnerem. Nasza historia jest klasyczna: zespół objawów kolkowych nad ranem, po dwóch godzinach operacja w klinice, koń, jak się wyda - je, przeżył i teraz już tylko z górki – ale nie. Po tygodniu brak oczekiwanej pracy jelit i reoperacja. Potem już tylko sekcja i łzy. Każdy koniarz musi to przed sobą przyznać: jego życie jest dopasowane do jego konia. Nie inaczej było w naszym przypadku. Plany na sezon, system treningowy, wyjazdy rodzinne podporządkowane pod plan zawo - dów – i nagle to wszystko nie ma już sensu. Zostaje paka pełna sprzętu, telefon pełen zdjęć, pusty boks i poczucie, że gdy wchodzisz do stajni, nagle to nie jest miejsce, do którego pasu - jesz. Rachunek z kliniki, ubezpieczyciel, zakład utylizacji – wszyscy oczekują kontaktu, informacji, zapłaty i normalnej rozmowy, a Ty jedyne, czego chcesz, to znów podrapać za uchem TEGO konia. Na samo wspomnienie moje oczy wypełniają łzy i przechodzą mnie dreszcze. Mam jednak kilka lekcji z tego doświadczenia, którymi chcę i uważam, że warto się podzielić. Chociaż nie życzę nikomu takiej straty, to, niestety, to się zdarza. Przede wszystkim nie daj sobie wmówić, że to tylko koń i przesadzasz. Dla mnie to był przyjaciel – były plany na nasz rozwój, tysiące wspomnień i codzienność. Poukła - danie sobie tego w głowie od nowa nie jest łatwe, wymaga czasu i, co kluczowe, musisz dać sobie ten czas. Nie licz, że to minie szybko, ale oswój się z tą myślą. Nie bój się sięgnąć po pomoc specjalisty – ja żałuję, że skorzystałam z niej dość późno. Ważną, jednak dość przyziemną, rzeczą jest ubez - pieczenie konia. Dzięki temu nie zastanawiałam się nad finansami, gdy decyzja musiała być podjęta w danym mo - mencie – koń był ubezpieczony od operacji kolki oraz na życie. W tamtej chwili podziękowałam sobie za tę decyzję z przeszłości. Nasze leczenie nie było owocne, ale pusty portfel po takim wydarzeniu na pewno by mi nie pomógł. Zastanów się również, czy potrzebujesz przerwy. Ja potrzebowałam i chciałam na jakiś czas odciąć się od koni, zawodów, całego rytmu jeździectwa. Nie było to jednak łatwe. Zajmując się końmi w pracy – z czasem jednak zupełnie bez emocji podchodziłam do tematów, które przestały z przykrych powodów mnie do - tyczyć. Cieszyłam się z sukcesów innych, skupiałam się na koniach jako na pa - cjentach, zainwestowałam w swój rozwój jako zoofizjoterapeuta. Prywatnie podjęłam prawdzi - wą walkę. Chciałam znaleźć hobby – zajęcie, które mnie pochłonie. Biegałam, chodziłam na siłownię, podróżowałam, a ostatecz - nie po dwóch latach jestem w tym samym miejscu. Czy żałuję tej przerwy? Zupełnie nie – dała mi spoj - rzeć na koński świat z boku, nabrać więcej dystansu. A co najważniejsze – dała mi poznać siebie i odpowiedzieć na pytanie, czego ja właściwie od tych koni chcę. Oczywiście, po dwóch latach jest co robić na koniu, jest co poprawiać i jeździć trzeba niejako na nowo. Jednak – i to chyba najważniejsza lekcja – już mi się nie śpieszy tak jak wcześniej. Przez ostatnie dwa lata na pewno nie jeden mój klient słyszał, jak mówię: „Daj mi spokój, ja już nigdy nie będę miała konia”. Jednak po pewnym czasie po prostu poczu - łam, że znów mogę i chcę jeździć. Wierzę, że wszystko jest po coś – ta sytuacja nauczyła mnie dużo, również tego, że czasem należy odpuszczać, a z perspektywy czasu jedyne, co chciałabym mu powiedzieć, to: dziękuję. KIEDY PRZYJACIEL ODCHODZI Elwira Jakubowska Zoofizjoterapeuta Fot. AdobeStock/Laura Pashkevich 99 2/2023 H & B F E L I E T O N

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz