HORSE&BUSINESS 3/2021

Ostatecznie ukończyłeś swój przejazd, plasując się na 29. miejscu. Przypomnijmy, że czteroosobowa drużyna WKKW z Polski sklasyfikowana została na 13. miejscu. W jednym z wywiadów powiedziałeś, że czas ten to był rollercoaster emocji. Jak teraz, z perspektywy czasu, oceniasz tę sytuację? Tak, to prawda. Cała sytuacja, z zamianą Pawła na mnie, która nastąpiła podczas Olimpiady, to był prawdziwy rol- lercoaster emocji. Nie spodziewaliśmy się, że tak potoczą się nasze losy. Szykowałem się raczej na sytuację, że być może jako rezerwowy będę potrzebny drużynie po crossie przed parkurem, ponieważ bardzo często po crossie konie są zmęczone i mają silne zakwasy. W związku z tym nie za- wsze udaje się je odpowiednio przygotować do przeglądów weterynaryjnych. Niekiedy więc w takim przypadku jest potrzebna zmiana. Początkowo informacja o konieczności zastąpienia Pawła Spisaka była bardzo szokująca i bardzo trudna dla nas wszystkich, ale później, m.in . dzięki wspar- ciu drużyny, poradziliśmy sobie z tym. Przed Igrzyskami emocje sięgały zenitu, a jak obec - nie wygląda Twój zwykły dzień pracy? Ile razy tre - nujesz i z jakimi końmi współpracujesz? To, co jest najciekawsze w naszym życiu, to fakt, że żaden dzień nie jest taki sam. Obecnie rozpoczynają się ostatnie tygodnie bardzo gorącego sezonu. Spędzam po 2-3 dni w domu w tygodniu i wyruszam na zawody. Jeżeli jednak już jestem w domu, to zaczynam dzień o 7.00 rano i idę do stajni. Wtedy też przygotowuję rozpiskę dnia. Rozpisuję, które konie będę trenował sam, a które będą trenowali moi jeźdźcy albo moja dziewczyna Gosia Korycka, z którą pro- wadzę stajnię oraz nasz klub sportowy. Zazwyczaj dzien- nie jeżdżę po 3-5 koni. Wcześniej zdarzało się, że było ich więcej, ale obecnie dość intensywnie pracuję z młodzieżą, a to pochłania dużo czasu. Działamy tak, że to ja wybie- ram konie, które startują na poziomie międzynarodowym, a z końmi młodszymi pracuje mój berajter, Adrian Seliga. Od niedawna jesteś jednym z właścicieli ośrod - ka jeździeckiego Equikam Ad Astra, położone - go w podwarszawskich Zarębach. Jak czujesz się w takiej roli? Jakie plany wiążesz z tym miejscem? Ośrodek ten, należący do rodziny, był jedynym możliwym wyborem? Było to spełnienie moich marzeń i jest to naturalna konse- kwencja drogi, którą podjąłem. Już sześć lat temu wydzier- żawiłem ośrodek pod Warszawą, który prowadziłem z suk- cesami, i to był naturalny krok, że chciałem trafić do swojego miejsca. Zależało mi jednak bardzo, aby miejsce to znajdo- wało się blisko mojego rodzinnego domu. Tak się szczęśliwie udało, że trafiłem do ośrodka, który jest zupełnie nowy i cie- kawie wykończony. Został on wybudowany przez poprzed- nich właścicieli, ale ich plany życiowe się pozmieniały. I tak się stało, że im zależało na szybkiej sprzedaży, a ja chciałem szybko kupić. Wszystko więc idealnie się poukładało. Jestem tam z całą rodziną i z moją dziewczyną. Uważam, że jest to moje miejsce na Ziemi, mamy dużo pomysłów i planów, jak je rozwijać. Największym problemem jest jednak czas. Obec- nie budujemy zespół ludzi, którzy będą z nami współpraco- wać, i pomału wszystko idzie do przodu. W 2018 r. miałeś groźny wypadek z udziałem ko - nia. Koniowi nic się nie stało, Ty jednak miałeś mniej szczęścia – doznałeś złamania kości udowej. W tym samym roku zostałeś jednak w WKKW mi - strzem Polski seniorów. Jakie czynniki wpłynęły na Twoją motywację do dalszej pracy? Nie odczuwam, że był to dla mnie ciężki czas. Z pewnością dla mojego organizmu moment wypadku był bardzo trauma- tyczny, psychicznie jednak poradziłem sobie z tym dobrze. Gdy obudziłem się w szpitalu po paru godzinach, wiedziałem od razu, że wrócę do jeździectwa. Przypomnę tylko, że zupeł- nie wyłamałem sobie kość udową i długo czekałem na ratow- ników. Po tym, jak służby przyjechały na miejsce wypadku, od razu zostałem uśpiony. Po operacji lekarze poinformowa- li mnie, że czas rekonwalescencji będzie trwał 11 miesięcy. Od razu wiedziałem, że to nierealne i ten czas muszę skrócić. I po dwóch miesiącach już jeździłem konno, a po trzech wy- grałem Mistrzostwa Polski w 2018 r. Miałem szczęście. Tra- fiłem na mojej drodze na bardzo dobrych ludzi – chirurgów ze szpitala w Grodzisku, którzy mnie idealnie poskładali. Operacja była dobrze wykonana i nie mam żadnych proble- mów z poruszaniem się. Do dziś mam jednak śruby w nodze, bo cały czas, z uwagi na Igrzyska, przekładam operację wyję- cia drutu. Trafiłem też na doskonałą fizjoterapeutkę, z którą bardzo dużo pracowałem. Właściwie można powiedzieć, że były to katorżnicze treningi. One chyba wymagały najwięk- szej siły, by to wytrzymać. Miałem jednak jasny cel. Ułoży- łem sobie wszystko w głowie i działałem. Nawet na moment się nie poddawałem. Tempo mojego życia jest tak duże, że muszę przyznać, iż nie mam czasu na celebrowanie sukcesów. Nawet po Igrzyskach tylko jeden wieczór spędziłem w gronie przyjaciół i rodziny, wspólnie świętując. 18 3/2021 H & B W Y W I A D

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz