Horse&Business 3/2022
W swojej codziennej pracy spotykam się z wieloma profesjonalistami zajmującymi się szeroko rozu - mianymi usługami jeździeckimi. Są to m.in . trenerzy, wła - ściciele szkółek jeździeckich oraz pensjonatów, instrukto - rzy, weterynarze, osteopaci. Przy dłuższej rozmowie każdy z nich stwierdza, że jedną z najtrudniejszych rzeczy w ich pracy jest komunikacja z klientem w sytuacjach niejed - noznacznych. Najczęściej wynikają one z braku zrozu - mienia, źle przekazanego komunikatu lub zbyt wysokich oczekiwań. Naszą rolą jako specjalistów jest skierować te rozmowy na właściwe tory, wskazać możliwe rozwiązania i pozwolić poznać koński świat. Nadal dla wielu próbujących jazdy konnej koń to koń, szkółka to szkółka i mają nas nauczyć jeździć. We współ - czesnym świecie wielu klientów uważa, że płaci, więc wymaga. Wielu z ekspertów, słysząc to, ma świadomość, że w jeździectwie nic nie można robić szybko, a konie pokażą nam jeszcze tysiące razy, jak traktują nasze plany. Trze - ba przygotować się na takie ewentualności i reklamacje poprzez np. umowy i regulaminy, z których jasno wynika, że koń to żywy organizm, a postępy często uwarunkowane są predyspozycjami jeźdźca. Z doświadczeń instruktorów wynika, że najlepiej sprawdza się jednak nawet jeden dzień wolontariatu w stajni, aby zobaczyć życie stajenne od środka. Wtedy sytuacja często jest już jasna. I albo rodzi się miłość do koni wraz z całą otoczką, albo szukamy dalej swojej pasji. Innym problemem jest podejście do długiej rehabi - litacji konia po kontuzji, gdy leczenie przebiega innym torem niż pierwotnie zakładano. Mam wrażenie, że to również kluczowe aspekty, w których frustracja, nerwy i emocje biorą górę. Byłam po obu stronach takiej sytuacji i żadna z nich nie jest komfortowa. Właściciel zwierzęcia emocjonalnie z nim związany nierzadko nawet rok musi poczekać na zielone światło, aby wdrożyć konia do pracy. A proszę mi wierzyć – godzinne spacery dwa razy dziennie z koniem i rozmyślanie na temat tego, gdzie byśmy byli, gdyby nie kontuzja, nie pomagają w trzymaniu emocji na wodzy. Rozregulowane życie i nierzadko nadszarpnięty budżet wzmagają oczekiwania, że leczenie będzie szyb - kie, bezproblemowe i owocne. Lekarze i terapeuci robią wszystko, by pacjent jak najszybciej wrócił do sprawności, uświadamiają właściciela, jak wyglądają etapy leczenia, ja - kie zabiegi przewiduje rehabilitacja – to niezwykle ważny proces, aby uniknąć nieporozumień. Koń to jednak żywe zwierzę i, mimo że jako specjaliści podajemy najbardziej prawdopodobną datę zakończenia terapii, organizm ma prawo regenerować się wolniej. Dochodzą do tego warunki środowiskowe, np. podłoże, kwatery czy charakter konia. Tysiące zmiennych, które mogą też warunkować powo - dzenie leczenia. Historii z życia, gdzie koń rekonwalescent uciekł na pole w drodze na kwaterę, znamy na pęczki. Mu - simy mieć świadomość, że takie atrakcje mogą wydłużyć leczenie. Często jednak jesteśmy zawiedzeni faktem, że coś poszło nie tak, zmagamy się bezsilnością, a emocje biorą górę. Warto oszczędzić sobie nerwów. Jeśli koń nie musi stacjonować już w klinice, a rehabilitacja ma trwać przez długi czas, naprzeciw wychodzi nam coraz większa gama ośrodków terapii koni. Specjaliści zajmują się tam opieką, fizykoterapią, fizjoterapią oraz współpracują z wybra - nym weterynarzem. Sama coraz częściej polecam swoim pacjentom takie rozwiązania przy długoterminowych kon - tuzjach – jeśli z góry wiemy, że rokowanie jest ostrożne, a czas samego stępa „w ręku” wynosi np. pół roku. Mamy wtedy pewność, że rehabilitacja jest na najwyższym pozio - mie, według zaleceń, fizykoterapia zawsze wykonywana w terminie, a nerwy i tysiące spraw dookoła kontuzji nie powinny być (chwilowo) już naszym zmartwieniem. Trudną rozmową, którą – mam wrażenie – wielu z nas chociaż raz odbyło z klientem, jest waga jeźdźca. W rozmo - wie z klientem na ten temat musimy wykazać się ogromną delikatnością oraz zrozumieniem. Trudno odesłać taką osobę z kwitkiem, to przecież potencjalny klient – oprócz standar - dowych zaleceń w kwestii zrzucenia wagi zauważyłam, że część stajni rekreacyjnych poszła o krok dalej, oferując bez - płatną naukę pracy z ziemi w zamian za sprowadzanie koni z padoków, pakowanie siatek z sianem lub wykonywanie innych drobnych prac. Obowiązki i ruch w stajni pomagają zrzucić zbędne kilogramy, a obcowanie z końmi zwiększa motywację do tego, by robić więcej w tym kierunku. Wskazane wyżej problemy generują emocje. Nie ma jednak nic gorszego przy koniach niż gorąca głowa i winda emocjonalna. Przykłady sytuacji delikatnych, w których umiejętności miękkie muszą być na najwyższym pozio - mie, można mnożyć, jednak z każdej sytuacji można wyjść obronną ręką. Dobrze obsłużony klient najczęściej wraca do nas po usługę lub poleci nas swoim znajomym. Można stwierdzić, że nerwy na wodzy i głowa pełna nieszablono - wego myślenia to dwie niezbędne cechy w pracy zarówno z końmi, jak i z klientami. TRZYMAJMY NERWY NAWODZY Elwira Trzewiczyńska Zoofizjoterapeuta 85 3/2022 H & B F E L I E T O N
Made with FlippingBook
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz