Żyjemy w ciekawych czasach. Z jednej strony każdą informację możemy wyszukać w sieci w mgnieniu oka, z drugiej nie potrafimy odróżnić prawdziwych informacji od nieprawdziwych lub przeinaczonych danych, nie mówiąc już o odnalezieniu naprawdę wartościowych treści. Każdego dnia generowane są ich tysiące, w każdej możliwej dziedzinie, również w jeździectwie. Z każdej strony zalewają nas coraz nowsi internetowi specjaliści. Jak odróżnić tych prawdziwych od samozwańczych ekspertów? „A za moich czasów…”. Za moich czasów autorytety były żywe – trenerzy stali obok nas na placach i halach, poświęcali swój czas nam i naszym koniom. Jednocześnie mogliśmy obserwować ich w pracy z końmi z bliska i samemu ocenić, co z ich metod działa oraz czy aby na pewno jesteśmy do nich (metod) przekonani. Słuchaliśmy z pokorą nowicjusza, nawet gdy jeździliśmy już kilka ładnych lat. Niewielu z nas myślało, że umie jeździć i coś naprawdę o koniach wie, nieważne, ile czasu spędziliśmy w siodle. Nawet trenerzy byli skromniejsi i częściej przypominali, że są tylko ludźmi. Obecnie autorytety są wirtualne – osoby w różnym wieku, z różnym doświadczeniem, z różnych części świata. Część niewinnie dzieli się swoimi przygodami z końmi, opowiadając, jakie ma podejście do tej czy innej sprawy. Inni wprost i bez tzw. owijania w bawełnę uczą i przekazują swoje eksperckie zdanie. Do napisania tego tekstu zainspirowało mnie kilku „ekspertów”, którzy ostatnio pojawili się w mojej instagramowej bańce. Zgodnie ze swoim zwyczajem, każdego z nich dość dokładnie sprawdziłam. Pierwszy – nie startuje w żadnych zawodach od kilku lat, ale prowadzi konto o treningu koni skokowych. Drugi – nawrócony sportowiec, od roku (!) zajmuje się „naturalnym treningiem behawioralnym” i już uczy ludzi o mocy carrot sticka. Kolejni mieli podobne historie, przy czym niektóre teorie były wręcz szkodliwe – jak ta, że czarna wodza jest dobrym pomysłem dla jeźdźca na każdym poziomie (o zgrozo!) i należy jej używać na każdej jeździe, bo to najlepszy sposób na rozluźnienie konia, szczególnie młodego… Coraz więcej ludzi nie trenuje, a czerpie pomysły na treningi i wiedzę z sieci. Coraz więcej osób uczy, również małe dzieci, bez koniecznych szkoleń i uprawnień – na Insta wygląda to na przysłowiową bułkę z masłem, więc czemu nie? Coraz więcej osób próbuje nowych metod w oparciu o niezweryfikowane źródła internetowe i porady influencerów. Nie zrozumcie mnie źle – ja też cenię sobie możliwość szybkiego sprawdzenia odległości w metrach w linii na 6 fouli. Chętnie podglądam w socialach uznanych zawodników czy zabawnych influencerów. Ale też zawsze weryfikuję, kogo zamierzam obserwować zarówno w jeździectwie, jak i na kontach związanych z innymi tematami życia codziennego. W dzisiejszych czasach każdy z nas może zostać trenerem z ekranu. Każdy. Nawet ta jedna znajoma, która ledwo trzyma się w siodle. Czy na pewno oddasz w jej ręce swojego konia? TRENER Z EKRANU Agata Plewa Od 24 lat miłośniczka jazdy konnej, instruktorka jeździectwa Fot. AdobeStock/SFIO CRACHO 3/2024 117 H & B FELIETON
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz