HORSE&BUSINESS 3/2025

drogę jako podróż, w której najważniejsze jest znalezienie własnego rytmu, jest cierpliwe podążanie własną ścieżką. Ten sposób myślenia przynosi z pewnością rezultaty. W pracy z końmi szczególnie widać, że bez odpowiedniego poświęcenia, czasu na trening czy terapię nie można osiągnąć trwałych efektów. Przy koniach po prostu nie wolno się spieszyć. Czasem trzeba zrobić krok wstecz, dać sobie chwilę na złapanie oddechu i posłuchać własnych emocji, a także przeanalizować, co nie pasuje i dlaczego rezultat nie jest taki, jak byśmy oczekiwali. Intuicja bywa dobrym przewodnikiem – czy to w pracy z trudnym przypadkiem, czy w treningu młodego konia. Nie bójmy się zatem iść własną drogą. Każdy koń, terapeuta, jeździec to indywidualność, która zasługuje na przestrzeń do wyrażania siebie. Szukanie harmonii to nie wyścig po idealne rozwiązania, ale świadome wsłuchiwanie się w to, co mówi nam serce. Potrzebna jest wiedza poparta praktyką. Niech każdy krok na naszej zawodowej i końskiej ścieżce będzie zgodny z nami samymi. W końcu najpiękniejsze momenty przychodzą wtedy, gdy przestajemy walczyć o ideał, a zaczynamy ufać własnej drodze. Zazwyczaj wtedy pojawiają się też inni ludzie, którzy tę drogę widzą podobnie do nas, a wartości, które nam przyświecają, są zbieżne i w związku z tym chcą nią iść z nami jako klienci, koledzy „po fachu”, praktykanci czy też z czasem przyjaciele. Swoją drogą, czyli jak? Elwira Trzewiczyńska Zoofizjoterapeuta Życiowi nauczyciele, lustra naszej energii i intencji, czyli konie – czy zawsze tak patrzyłam na te zwierzęta? Nie. W międzyczasie były odzwierciedleniem marzeń, sportowcami, pacjentami, przyjaciółmi… to wszystko razem zmieszane z doświadczeniami dało mi obraz koni, który widzę obecnie. Praca i lata przebywania z nimi nauczyły mnie jednej fundamentalnej prawdy: każdy koń jest inny na wielu płaszczyznach, zupełnie jak ludzie. Właśnie dlatego w pracy zawodowej w kontakcie zarówno z koniem, jak i z właścicielem warto iść własną drogą i słuchać intuicji. W moim odczuciu zbyt często spotykam się z podejściem, które próbuje wtłoczyć konie w sztywne ramy metod, teorii albo… mody – zarówno w treningu, jak i w terapii. Niestety, nic przy koniach nie jest książkową definicją i w moim odczuciu nie da się tego spolaryzować na czarne lub białe. To, co działa na jednego konia, może kompletnie zawieść przy innym. Dlatego warto słuchać siebie (jako specjalisty) i konia zamiast kurczowo trzymać się wtłoczonych schematów. Żeby jednak podejmować decyzje, słuchać swojej intuicji i nazywać się specjalistą, warto świadomie odpowiedzieć sobie na pytanie: czy moja wiedza i doświadczenie są na tyle duże, by próbować swoich pomysłów z żywym zwierzęciem lub dzielić się nimi z potencjalnym klientem? Aby odpowiedzieć twierdząco na te pytania, niezbędna jest praktyka. Aby dobrze jeździć, trzeba dużo jeździć, a by być dobrym terapeutą, trzeba praktykować, uczyć się od innych, obserwować i ćwiczyć uważność. Przepisem jest „przerobienie” setek koni na grzbiecie lub pod dłońmi jako terapeuta. Dopiero połączenie jeździectwa z terapią daje nam szerszy obraz tego, jak różne konie potrafią być przykładowo w stajni czy na parkurze i jak czynnik stresu wpływa na ich ciało oraz percepcje. Myślę, że przepisem, jak traktować tę Fot. AdobeStock/syhin_stas Nie bójmy się iść własną drogą. H & B felieton 3/2025 97

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz