Z Arturem Pawłowskim oraz Małgorzatą Pawłowską, wielkimi znawcami i miłośnikami jeździectwa, o wspólnej pasji, wyjątkowości jeździectwa i trudnej drodze do wdrażania swoich innowacyjnych pomysłów rozmawia Barbara Krawczyk. Trenowali Państwo skoki i ujeżdżenie, do tego dochodzą liczne wyjazdy na zawody po całej Europie, dodatkowo własna firma, a następnie prężnie działający ośrodek jeździecki. Gdzie Państwo się poznali i jak rozpoczęła się przygoda jeździecka? Artur Pawłowski: Pochodzę z rodziny kultywującej jeździectwo od pokoleń. Moi przodkowie byli ułanami i szwoleżerami (formacja wojskowa lekkiej kawalerii). Moja rodzina miała majątek ziemski i stajnię na 40 koni w Świniotopie pod Warszawą. Moja babcia brała udział w zawodach hippicznych jeszcze przed II wojną światową. Niestety, podczas wojny majątek przepadł, a moi pradziadkowie wraz z dziećmi zmuszeni byli uciekać i osiedlili się w Gdańsku. Kiedy miałem dziewięć lat, mama zaprowadziła mnie na tor wyścigowy do Sopotu na lonże, którą prowadziła Ania Piasecka (ówcześnie Kuczyńska). Po pierwszej lonży powiedziała mojej mamie, żeby mnie przyprowadzała dalej, bo mam talent. Później poszedłem do stajni pod oko Wandy Wąsowskiej, u której trenowałem ujeżdżenie i początki skoków. Po paru latach przeszedłem do stajni skokowej Andrzeja Orłosia. Początkowo pod jego okiem brałem udział w dyscyplinach WKKW i skokach, a później poszedłem dalej, tylko w skoki. Moim podstawnym koniem była klacz Epica (emba x jaromir). W 1985 r. pojechałem na mistrzostwa Europy do Fontainebleau we Francji na folblucie Nerwus, który miał zaledwie 162 cm w kłębie. W tym okresie życia poznałem Małgorzatę. Małgorzata Pawłowska: Moja rodzina nie ma korzeni jeździeckich. Prawdę mówiąc, nie wiem, skąd u mnie tak wielkie zamiłowanie do koni. Jako młoda dziewczyna wychowałam się na osiedlu graniczącym z terenami obecnego Hipodromu Sopot, gdzie odbywałam pierwsze lekcje jazdy konnej za pracę w stajni. Niedługo po rozpoczęciu nauki jazdy konnej dostałam się do stajni sportowej, w której trenerem była Ewa Husarska. To pod jej okiem rozpoczęłam pierwsze starty w dyscyplinie WKKW i skoków przez przeszkody. Jednak od początku swojej kariery jeździeckiej miałam zamiłowanie do dyscypliny ujeżdżenia i po paru latach trafiłam do stajni sportowej Bogusława Misztala. Tam pod jego okiem miałam możliwość jazdy na bardzo wielu różnych koniach. Pozwoliło mi to dość mocno rozwinąć skrzydła – począwszy od bardzo młodych koni trzyletnich, poprzez konie, które sami szkoliliśmy, aż do koni na poziomie Grand Prix. Ale wracając do pytania, mojego męża spotkałam na terenie Hipodromu Sopot. Miałam wtedy 16 lat i od tamtej pory do dzisiaj jesteśmy przyjaciółmi i małżeństwem. Odnieśli też Państwo wiele sukcesów jeździeckich… Małgorzata Pawłowska: Tak, wielokrotny udział w mistrzostwach Polski juniorów i młodych jeźdźców przyniosły mi medale, m.in. złoty medal mistrzostw Polski młodych jeźdźców, a także wyjazd na Mistrzostwa Europy w Kronberg w Niemczech w 1986 r. na koniu Damian. Kolejnym etapem była ścieżka trenerska i sędziowska. Trenowanie przyniosło mi ogromne, inne niż jeździeckie i zawodnicze, doświadczenie. Uwielbiam trenować konie i ludzi. Fot. Szymon Piestrzyński (Mounting Image) 4/2024 27 H & B wywiad
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz