34 Nr 4/2024 BG LAIRŻDE EJ NB RBAI ZNNŻEYS S.M.: Tylko dlatego, że ludzie byli zamknięci w domu. Faktycznie, notowaliśmy wtedy rekordowe obroty. Ale także głównie dlatego, że markety były zamknięte. Ta hossa w centrach ogrodniczych w owym czasie dopiero pokazuje, ile pieniędzy z Polski zabiera nam marketowy obcy kapitał. Markety dostrzegły w pandemii popyt na towary ogrodnicze i zaczęły coraz częściej robić promocje z dotychczas naszego typowego asortymentu. Po to, aby przyciągnąć ludzi, by kupowali cement, masło czy śmietanę. Markety nie dają równej konkurencji naszemu rodzimemu handlowi. A polskich przedsiębiorców nie stać na podobne obiekty, więc rzadko podejmują walkę z nimi. Nasze centrum lokalnie poradziło sobie z marketami. Działamy z nimi jak równy z równymi, nie musimy do nich jeździć, sprawdzać cen i promocji. Generalnie to ich kierownictwo przyjeżdża i nas podpatruje. Ale zanim coś pomyślą, to my już to robimy. Jak Państwo się promujecie na zewnątrz? Jak docieracie do klientów, by wiedzieli, że jest u Was akurat fajny cenowo towar? S.M.: Sprzedajemy jakość. Klienci o tym wiedzą, że u nas jest dobry towar. Uruchamiamy kampanie w mediach lokalnych i w radiu. Z nimi robimy akcje, promocyjne konkursy, sponsorujemy wydarzenia. Raz w roku przygotowujemy festyn rodzinny. W tym roku mieliśmy na nim jeszcze więcej odwiedzających niż poprzednio, bo obchodziliśmy okrągły jubileusz. Zapewniliśmy mnóstwo atrakcji, dla dorosłych i dla dzieci. Także praktycznych warsztatów. To przyciąga tysiące ludzi, co przekłada się na sprzedaż nawet w ten dzień. Coraz mocniej wykorzystujemy też media społecznościowe. Wrzucamy na nie wszystkie informacje o świeżych dostawach, a klienci śledzą to. Nie mamy jednak pracownika oddelegowanego do social mediów. Coraz bardziej skłaniam się jednak ku temu, by taką funkcją obdarzyć konkretną osobę. Jak organizuje Pan pracę załodze, w zależności od intensywności sezonu? S.M.: Przyznam, że nie zauważamy, by rok podzielony był na jakiekolwiek sezony. Pracujemy non stop w narzuconym rytmie. Mamy bowiem dość nietypowo skonstruowany czas pracy. U nas pracownik pracuje 15 dni w miesiącu. Nie ma żadnych nadgodzin w ruchu ciągłym, więc ludzie pracują po 12 godzin, co drugi dzień. Do wyboru – albo w parzyste, albo w nieparzyste dni. Nie ma co się oszukiwać, że do reżimu 12 godzin trzeba było się przyzwyczaić. Gdy wprowadzaliśmy ten system kilkanaście lat temu, to ludzie protestowali. Teraz, gdy się on sprawdził i chcielibyśmy go zmienić na normalne 8 godzin pracy – też by protestowali. Bo jest wygodny. Pozwala lepiej zaplanować własne życie prywatne. Pracownicy mają czas na wizytę u lekarza czy zamówienie usług hydraulika czy stolarza. Połowę miesiąca mogą spędzić w domu. Mamy bardzo dużo pracowników, którzy dojeżdżają ze znacznych odległości. Nasz system pracy to też ukłon
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz