LIDER BIZNESU 6/2024

44 Nr 6/2024 GARDEN BIZNES Z jakim wyprzedzeniem zamawiacie towary? J.Ż.: Na sezon wiosenny towarujemy się od jesieni. Ostatnie zamówienia to wrzesień, październik, listopad. Czyli zamawiamy średnio wszystko na jakieś pół roku naprzód. Rośliny ściągamy głównie z Holandii i czekają na klienta na stołach już pod koniec lutego. Dlaczego? Bo tam jest lepszy klimat. Rośliny są lepiej wybarwione i nadają się od razu do sprzedaży. I nawet może sobie padać śnieg, to klienci już kupują. Natomiast od polskich producentów roślinność bierzemy dopiero w drugim rzucie. Nawozy, chemię i narzędzia uzupełniamy na bieżąco. Oj, trzeba nadzorować handlowców, bo każdy z nich chce wsadzić swojego towaru jak najwięcej. Ale u nas musi być równowaga. Uzupełniamy towar sprzedany. W hali sezonowej latem stoją grille, meble ogrodowe. W październiku wkraczają święta Bożego Narodzenia. W nowym roku już idzie wiosna i Wielkanoc, a potem – witaj lato! Mamy więc takie trzy główne rzuty. Jak duży jest personel i jak utrzymać dobrego pracownika? J.Ż.: Załoga liczy ponad dwadzieścia osób. Wielu z nich jest z nami od lat. Wychodzę z założenia, że przede wszystkim trzeba szanować pracowników.Wiadomo jest taki slogan,że każda firma jest tak mocna, jak dobrych i oddanych ma pracowników. Dlatego jak pracownik ma jakikolwiek problem i cokolwiek potrzebuje, nigdy się nie spotyka z odmową z mojej strony. Czy chce wolny dzień, czy podwyżkę, czy coś innego. Dlatego opieramy się na stałych pracownikach. Jest dla mnie ważne, by pracownik miał satysfakcję, że pracuje w firmie, w której ma stabilizację. Dobra relacja między pracodawcą a pracownikiem przekłada się później na sprzedaż, na kontakt pracowników z klientem. Aha, w mojej firmie najczęściej mówimy sobie po imieniu. Zatem szefuje Pan firmie, która jest z historyczną przeszłością i mocno wpisała się także w historię i tkankę powojennego Kołobrzegu! Władze lokalne pewnie Was noszą na rękach? J.Ż.: Trudno tak to nazwać. Ale za komuny byliśmy prześladowani. Na naszym terenie chciano wybudować szkołę, później kotłownię dla firmy rybackiej, a także zrobić jeszcze strefę wolnocłową. Za komuny byliśmy wrogami ludu. Mieliśmy kontrolę w dzień i w nocy z Urzędu Skarbowego. No nie było łatwo, ale przetrwaliśmy. A jak jest teraz? J.Ż.: Powiem, że nasze władze – zwłaszcza te skarbowe – traktują człowieka jak niewolnika, potencjalnego przestępcę. Nikt się nie pyta, dlaczego coś się dzieje, jak pomóc. Brakuje jeszcze kultury i świadomości u decydentów, że to oni żyją z nas, przedsiębiorców i że to ich obowiązkiem jest tworzenie dla nas – przedsiębiorców – dobrego prawa i możliwości prowadzenia biznesu. Są różne sytuacje losowe. Kiedyś nie uiściłem na czas podatku do Urzędu Skarbowego, ponieważ miałem dużo opłat za gaz. Dostałem reprymendę od fiskusa i oczywiście jeszcze sporą grzywnę. A w Niderlandach, gdzie często bywam, widzę, że jest stabilizacja. Jeżeli ktoś inwestuje, zatrudnia ludzi, a czasowo nie daje rady – tamtejsze samorządy i państwo wyciągają do niego rękę. U nas puszcza się przedsiębiorców w skarpetkach, bo wpierw musimy utuczyć fiskusa, ZUS i inne urzędy…

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz