SUKCES PO POZNAŃSKU 1/2021

sukces po poznańsku | styczeń 2021 46 | POZIOM WYŻEJ Lunch kosztuje 19,99 zł i składa się z zupy i drugiego dania. Dowozimy je od poniedziałku do piątku. Cieszmy się, że ta forma się przyjęła Ten rok od początku jest dla Was trudny. Dominika Śliwińska: Można powiedzieć, że był prze- łomowy, bo zaraz na początku roku zmienił się szef kuchni. Paweł Radziejewski: Musiałem zbudować cały zespół od nowa. I chociaż pracowałem w Loft 46 od samego początku, to rola szefa kuchni jest zupełnie inna niż kucharza. Stworzyliśmy nowe menu, które przyjęło się niestety na bardzo krótko. Przyszedł lock down, którego się wystraszyliśmy. Nasza restauracja słynie z bardzo dobrych dań, przygotowywanych z najwyższej jakości produktów, odpowiednio podanych. Nie da się ich serwować w pudełku. Postanowiliśmy jednak zrobić wszystko, żeby utrzymać to miejsce i nie stracić tego, co zbudowaliśmy. DŚ: Dodajmy, że od początku istnienia restauracji, mie- liśmy spokojny, zrównoważony wzrost gości, co nas bar- dzo cieszyło. W tym roku odbyły się u nas Walentynki, które świetnie się przyjęły, potem Dzień Kobiet, który wyprzedaliśmy do zera. Mieliśmy pustą chłodnię. No i musieliśmy się zatowarować, bo nic nam nie zostało. PR: A tydzień później przyszedł lock down i zostaliśmy z pełną lodówką. Co wtedy pomyśleliście? PR: Nie wiadomo było co robić, w którym kierunku pójść. DŚ: Tak naprawdę nikt nie wiedział, co będzie dalej. Wszystko było niepewne. Do tej pory nie byliśmy w takiej sytuacji. Padło pytanie: co dalej? Zaczęliśmy rozważać dowozy, których nigdy wcześniej nie prakty- kowaliśmy, nawet nie mieliśmy samochodu, żeby jeździć do klientów. Mieliśmy nowe menu i jednego dnia mu- sieliśmy kompletnie przestawić myślenie i kuchnię, by stworzyć kartę dowozów w odpowiedniej cenie i formie nie rezygnując z jakości naszych dań. Od czego zaczęliście? Agnieszka Steinitz: Zaczęliśmy od rozwożenia świeżego pieczywa, które na co dzień wypiekamy w restauracji. W lock downie nikt nie wychodził z domu, a każdy chciał zjeść ciepły, pyszny chleb. Nasi pracownicy bali się jeździć do ludzi, więc wsiadłyśmy z Dominiką w prywatne samochody i same jeździłyśmy z wynosami. Bałyście się? AS: No pewnie, ale nie mogłyśmy siedzieć z założo- nymi rękami. Wtedy wszyscy byli przerażeni. Miały- śmy rękawiczki, maseczki, odkażałyśmy ręce. DP: Każda z nas ma dzieci. Bałyśmy się, że przynie- siemy coś do domu, że pozarażamy naszych bliskich. Ale trzeba było ratować biznes i ludzi, którzy do dziś z nami są. Dużo chleba się sprzedawało? AS: Bardzo dużo. Czasem nie nadążaliśmy piec. Sprze- dawały się bułki, drożdżówki, chałki. PR: I tak z restauracji staliśmy się piekarnią i cukiernią. Przychodziliśmy do pracy o 5 rano, żeby do południa wypiec bochenki, które potem gorące trafiały do ludzi. DŚ: Bardzo miło wspominam ten czas. Zresztą nasi od- biorcy też cudownie reagowali, kiedy przekazywaliśmy im pachnące, ciepłe pieczywo. Każdy szeroko się do nas uśmiechał i dziękował… PR: Czasem było tak, że pierwsza partia nie wystarczała i trzeba było wypiec drugą. A potem dostosowaliście menu do wynosów. PR: Niestety nie wszystkie nasze dania nadawały się na wynos. AS: Nie mogliśmy wydawać naszej wątróbki, która stra- ciłaby na jakości, podobnie jak krewetki. PR: Ludzie chwalili nasze steki, ale one też nie nadawały się do transportu. Dlatego trzeba było szybko dostoso- wać nowe menu. I tak powstały lunche? AS: Między innymi. Od tego zaczęliśmy. Lunch kosztuje 19,99 zł i składa się z zupy i drugiego dania. Dowo- zimy je od poniedziałku do piątku. Cieszmy się, że ta forma się przyjęła. Zbudowaliśmy też nowe menu, poza lunchami, które również polubili nasi goście. Mamy pad thai, zupę tajską. Jest kotlet schabowy z kapustą kiszoną i skwarkami, własnoręcznie robione gołąbki z pysznym, domowym sosem. Udko kacze z naszymi pyzami. Mamy ryby z lokalnych stawów i jezior z Gospodarstwa Rybac- kiego w Miłosławiu. Wprowadziliśmy soboty burgerowe. Serwujemy pyszne burgery w czarnej bułce z kurcza- kiem, wołowiną i szarpaną kaczką. W niedzielę mamy

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz