SUKCES PO POZNAŃSKU 1/2023
| STYCZEŃ 2023 57 Macie swoje obowiązki domowe? AK: Każdy z nas ma. Bycie artystą nie zwalnia z wynosze- nia śmieci i innych rzeczy, które trzeba robić w codzien- nym życiu. Nie da się oddzielić grubą kreską jednego ży- cia od drugiego. Jest wiele obowiązków domowych, które sprawiają mi wiele przyjemności. RS: Ja to nazywam efektem murarza, który jak wybu- duje ścianę, to ją widać. W sztuce nie zawsze efekt jest widoczny, więc dobrze jest robić rzeczy konstruktywne, żeby mieć poczucie, że praca się posuwa. Efekt satysfakcji murarza jest bardzo potrzebny, dlatego czasem trzeba coś zamieść. AK: Albo czasem z teściem wybudować taras. I wtedy wi- dać i satysfakcja jest ogromna. JS: Ale jak umyjesz naczynia, to efekt też jest natychmia- stowy. AK: Ja tego tak bardzo nie odbieram, jeżeli chodzi o my- cie naczyń. Na szczęście mamy zmywarkę. AS: Jak weszłam do rodziny Sobocińskich, to z wielkim zdziwieniem i radością patrzyłam na inny model rodziny. Umnie w domu był patriarchat. Mama nie pracowała, za to ojciec pracował za dwóch albo nawet za trzech. Dwa i pół roku mieszkaliśmy z teściami i zobaczyłam, że teść gotu- je obiady i robi to fantastycznie. To była kulinarna poezja. Bardzo mi się to spodobało, a Robert to przejął po tacie i świetnie gotuje. Nie robi tego często, ale jak już się bierze, to robi to doskonale. Panowie są też mistrzami grilla. RS: Naturalne zachowania bardzo pomagają w twór- czości, bo jak człowiek jest wyalienowany, to nie widzi różnicy. Dostrzeganie życia jest bardzo potrzebne, żeby widzieć to „nie życie” potrzebne w sztuce. Jest to bolączka polskiej sztuki, bo ja, jeżeli chodzi o wystawy, to jestem raczej emigrantem, bo od ponad trzydziestu lat wysta- wiam za granicą. Tutaj nie ma chętnych do pokazywania moich rzeźb. Nie ma takich galerii, sił i chęci – nie wiem. Pana rzeźby do małych nie należą i potrzebują du - żych powierzchni. AK: To są takie nasze małe anegdotki. Kiedy Robert je- dzie ze swoimi pracami na wystawę, to pojawiają się dźwigi i tiry. Ja swoje prace pakuję do walizki i jadę. Czasami zdarza mi się pomagać Robertowi w pracowni i muszę powiedzieć, że jest to brudna robota. Ja najwyżej ubrudzę sobie ręce tuszem i jest po sprawie. RS: Jak jeździliśmy na początku lat 90. z Piotrem Szur- kiem, wybitnym grafikiem, do Paryża, to za mną jechał tir, a on miał na tylnej półce w samochodzie rulon z gra- fikami. AS: Rzeźby Roberta można zobaczyć u nas w ogrodzie. Kilka lat temu postanowiliśmy organizować także takie krótkie wystawy prac artystów dzisiaj może już odrobinę zapomnianych, a których warto przypominać i doceniać. Wówczas mieszkanie zamieniało się w małą galerię sztu- ki. Zresztą w domu i w ogrodzie na co dzień stoją pra- ce Roberta. To kilkadziesiąt prac. Teraz zrobiło się jakoś pusto, bo wiele dzieł jest wypożyczonych w galeriach we Francji, inne pojechały na Litwę na wystawę do Wilna. Przyzwyczailiśmy się, że mieszkamy wśród rzeźb. z Aleksander Korczak Joanna Sobocińska-Korczak
Made with FlippingBook
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz