SUKCES PO POZNAŃSKU 1/2025

| STYCZEŃ 2025 WARTE POZNANIA | 25 Pasja do żeglowania rozpoczęła się u Pana, jak to często bywa, w dzieciństwie. Andrzej Walczak: Tak, wszystko zaczęło się od zabawy. Mieszkałem nad małym stawem, na którym od dzieciństwa mój tato i wujek bawili się ze mną w modelarstwo szkutnicze. Poważniej zająłem się żeglarstwem w szkole średniej. Książeczkę żeglarską dostałem w wieku 14 lat, a dwa lata później zrobiłem patent sternika. Pływaliśmy wtedy z kolegami w klubie w Kaliszu – głównie po rzece Prośnie i pobliskich jeziorach. Pływanie po rzekach jest dobrą szkołą żeglarstwa, bo trzeba nauczyć się walczyć z prądami. Wśród wszystkich wspomnień szczególne miejsce zajmuje Miecio Krause – mój pierwszy żeglarski mistrz, który żeglował po morzu na pięknym drewnianym jachcie „Mars”. Zazdrościł mu Pan tej morskiej wolności? Bardzo, dlatego, gdy w kaliskim środowisku żeglarskim podjęto decyzję i budowę jachtu morskiego typu Taurus, zaangażowałem się w tą inicjatywę. Jacht otrzymał imię „Calisia” i pływaliśmy nim po Bałtyku oraz do portów w Niemczech. Na studiach działałem w AZS i kiedy tylko mogłem, to żeglowałem, ale prawdziwy przełom miał miejsce, gdy po studiach wyjechałem na praktykę do Stanów Zjednoczonych. Czy to był taki trochę amerykański sen? Tak, miałem wtedy 30 lat, na praktyki zaprosiła mnie Fundacja 4-H. Spędziłem w USA dwa lata. To były praktyki rolnicze, ale szczęśliwym zbiegiem okoliczności spotkałem ludzi, którzy remontowali duży, 10-metrowy jacht morski. Dołączyłem do ekipy, bo była to niezwykła okazja, żeby poznać od środka nowoczesne, wówczas do nas, amerykańskie żeglarstwo, które nie miało problemu z dostępem do dobrych farb, klejów, okuć czy żagli… Zatem w tygodniu pracowałem na farmach, a weekendy spędzałem na pokładzie jachtu Columbia 33, ucząc żeglarstwa zamożnych biznesmenów. To był świat, w którym jachty były symbolem prestiżu, a żeglowanie sposobem na budowanie pozycji społecznej. Dzięki tej przygodzie mogłem zdobyć wiedzę i doświadczenie, które później wykorzystałem w Polsce. I wrócił Pan do Polski? Tak, ale przed wyjazdem, za zarobione w Stanach pieniądze, kupiłem dokumentację oceanicznego jachtu stalowego o długości 44 stóp. Projekt pochodził z renomowanego biura Bruce’a Robertsa w Los Angeles, które specjalizowało się w tworzeniu planów dla amatorów budujących jachty przy użyciu prostych narzędzi i technologii. I udało się pobudować ten statek? Nie od razu. Po powrocie pochłonęła mnie praca zawodowa i rodzina. Budowałem i remontowałem jachty dla innych żeglarzy, ale cały czas myślałem o moim własnym stalowym, oceanicznym jachcie, na którym chciałem zorganizować rejs dookoła świata. Niestety było to dość drogie przedsięwzięcie, więc najpierw musiałem uzbierać pieniądze na budowę. Po dostosowaniu amerykańskich planów do polskich wymogów, uzyskałem zgodę na budowę i ruszyłem intensywniej z pracami – budowałem jacht, który miał być już tylko mój. Ale jednak nie okazał się tylko Pana jachtem… Już wcześniej udzielałem się w różnych instytucjach wspomagających osoby niepełnosprawne, z wieloma osobami żeglowaliśmy na Mazurach, powstały niesamowite przyjaźnie. Kiedy budowałem swój jacht, odwiedzali mnie moi niepełnosprawni przyjaciele. Ich entuzjazm i pasja dały mi do myślenia – a może tak przystosować jacht do ich potrzeb? Było to wyzwanie, ale zrobiliśmy to – dostosowaliśmy wszystko, co było możliwe, do potrzeb osób z różnymi niepełnosprawnościami. Zwodowany został 23 maja 2015 roku. Po otaklowaniu, czyli postawieniu masztów, w Szczecinie, przepłynął do Gdyni, gdzie odbyły się chrzciny. Jacht został nazwany Empatia Polska. Aby mogły z niego korzystać osoby niepełnosprawne, powołałem Fundację Empatia (Fundację na rzecz integracji społecznej) i przekazałem jej jacht. Teraz po latach uważam, że to była najpiękniejsza decyzja w moim życiu. I wtedy powstała idea rehabilitacji morskiej? Tak, okazało się, że rehabilitacja morska otwiera przed młodymi osobami z niepełnosprawnościami zupełnie nowe możliwości. Dzięki specjalnie zaprojektowanemu jachtowi morskiemu, dostosowanemu do ich potrzeb, uczestnicy zyskują szansę na poprawę funkcjonowania fizycznego, intelektualnego, psychicznego i społecznego. Szczególny nacisk kładziemy na pomoc młodym ludziom, których życie zmieniły takie schorzenia, jak: wady wrodzone, urazowe uszkodzenia mózgu, stwardnienie rozsiane (SM), rozszczep kręgosłupa, cukrzyca, autyzm czy zespół Downa. A jak czują się sami niepełnosprawni na jachcie? Jacht poruszający się po falującym morzu to idealna przestrzeń rehabilitacyjna. Ruch jachtu zmusza ciało do

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz