SUKCES PO POZNAŃSKU 2/2022

72 | Z SUKCESEM | LUTY 2022 Zawsze interesowałaś się sportem? Beata Oryl-Stroińska: Tak. Odkąd pamiętam, tata, który w młodości uprawiał zapasy, zabierał mnie na wszystkie możliwe sporty w Poznaniu. Poza piłką nożną. Oprócz koszykówki, siatkówki czy tenisa, chodziłam też na żu- żel, a nawet na zawody gimnastyki artystycznej w Arenie. W 6 klasie sama zaczęłam uprawiać sport. Trenowałam koszykówkę, a młodsza siostra tenis stołowy. Nie chciałaś zostać sportowcem? Dość szybko uświadomiłam sobie, że nie zrobię kariery sportowej, bo nie mam takich predyspozycji. Ale chcia- łam być dziennikarką sportową. Na początku jednak niewiele robiłam w tym kierunku. Pod koniec studiów przyszedł jednak taki moment, punkt zwrotny, w którym zrozumiałam, że w życiu nie wolno rezygnować z marzeń. Co się stało? Bardzo poważnie zachorowałam i nie wiedziałam, jak się to wszystko skończy. Postanowiłam więc działać. Naj- pierw na pół roku, z torbą lekarstw, wyjechałam do Sta- nów. Następnie zdecydowałam, że zrobię coś, co pomoże mi zrealizować marzenia o dziennikarstwie. Wysłałam dokumenty do telewizji WTK na stanowisko… asystent- ki dyrektora marketingu. Pomyślałam, że jeśli uda mi się dostać tę pracę, a za ścianą będę mieć redakcję sportową, to będę już do niej znacznie bliżej. I tak właśnie zrobiłaś. Po trzech miesiącach pracy w sekretariacie i bacznych obserwacjach poszłam do Darka Kozelana, który był tam całym sportem (szefem, prowadzącym, dziennikarzem) i spytałam, czy jedzie na zgrupowanie piłkarskiej repre- zentacji Polski do Wronek. Powiedział, że nie, ale jeśli mam ochotę, to mogę pojechać. I tak to wszystko się za- częło. Od razu miałaś do czynienia ze sportem przez duże S. Mój pierwszy wywiad, pierwszą w życiu setkę, nagra- łam z Jerzym Dudkiem. Pamiętam ten wyjazd, ponieważ robiłam tam rzeczy, których raczej nie powinnam była robić. Inni dziennikarze obsługujący kadrę wiedzieli na przykład, że nie wolno wchodzić do hotelu i szukać pił- karzy na korytarzach. Ja nie znałam jeszcze wtedy tych wszystkich zasad i poszłam na żywioł. To dobrze czy źle? Myślę, że dobrze, bo nagrałam kilku piłkarzy, a co waż- niejsze – mój news się spodobał. Okazało się wtedy, że jak na zupełnego świeżaka, to wiem, o co w tym wszystkim chodzi. W innych poznańskich redakcjach byłaś w tym cza - sie sensacją. Tak? Może dlatego, że 15 lat temu dziennikarek w sporcie było na pewno o wiele mniej niż jest teraz. Ja jednak fakt, że jestem kobietą zawsze traktowałam jako zaletę, a nie coś, co może mi utrudniać pracę. Nie znaczy oczywiście, że trzepotałam rzęsami. Wręcz przeciwnie, zawsze stara- łam się zaskoczyć rozmówców dobrym przygotowaniem. No i nigdy też nie bałam się zadawania pytań. Myślę, że tym wygrałam. Ale ta praca ma też swoje ciemne strony. Praca w weekendy, wieczorami i w święta. Tak, zwłaszcza gdy jest się mamą i żoną. Bez pomocy in- nych nie da rady. A ja taką pomoc, choćby w opiece nad dzieckiem, mam od początku. Pomoc moich wspaniałych rodziców. Moi przyjaciele i bliscy pewnie nie zawsze ro- zumieli moją nieobecność na spotkaniach czy uroczysto- ściach rodzinnych. Ale mam nadzieję, że teraz są ze mnie chociaż trochę dumni. Tym bardziej, że często w swoim zawodzie bywasz pierwsza. To prawda, chociaż od zawsze podkreślam, że ja nigdy nie chciałam być numerem 1. Nie miałam i nie mam am- bicji bycia na ściankach, ramówkach czy okładkach cza- sopism. To nie dla mnie. Ale rzeczywiście, byłam jedyną polską reporterką sportową relacjonującą mecze podczas EURO 2012, no i jako pierwsza kobieta z Wielkopolski i z ośrodków regionalnych TVP obsługiwałam igrzyska olimpijskie. To było moim największym zawodowym marzeniem. Chociaż jako dziennikarka sportowa pracuje już 15 lat i spełniła swoje największe zawodowe marzenie, to, póki co, nie chce rezygnować z pracy w telewizji. Dlaczego? Bo nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Beata Oryl-Stroińska opowiedziała nam o wyzwaniach, wsparciu bliskich, pozytywnym stresie przed wejściem na żywo i… odmawianiu. ROZMAWIA: ANNA SKOCZEK | ZDJĘCIA: PIOTR JASICZEK

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz