SUKCES PO POZNAŃSKU 2/2023

| LUTY 2023 NA OKŁ ADCE | 23 sprzedawaliśmy przepyszne lody. Potemsukcesywnie uzupeł- nialiśmy asortyment. W końcu zaczęło nam brakować miej- sca i tata dogadał się z sąsiadem z pawilonu obok, gdzie swoje miejsce znalazła deserownia. Dlaczego postanowiliście poszerzyć asortyment? KM: Pojawiały się kolejne sklepy w okolicy, które zaczęły zamawiać od nas wyroby. Chcieliśmy dać im coś więcej niż tylko pączki. W pewnymmomencie pączek czy drożdżówka stały się produktami śniadaniowymi, a więc jeśli klienci mieli do nich dostęp w mniejszych sklepach, to do nas nie przy- chodzili. Uznaliśmy, że z większym asortymentem zyskamy więcej klientów. I tak też się stało. To oczywiście wiązało się z rozszerzeniem logistyki. To znaczy? KM-S: Pamiętam, że tata codziennie objeżdżał wszystkie sklepy i zbierał zamówienia. Zdarzało się, że jeździliśmy ra- zem. Kiedy nasza sąsiadka zamontowała w domu telefon sta- cjonarny, to tata zaproponował, że będzie płacił jej rachunki, jeśli go nam udostępni. W związku z tym, że miał już sporo swojej pracy, ktoś musiał odbierać i zapisywać zamówienia. No i padło namnie (śmiech). Miałammoże 12 lat. Potem tata wymyślił, że zamiast chodzić do sąsiadki, trzeba przeciągnąć kabel do naszegomieszkania. Kiedy pojawiły się telefony z au- tomatyczną sekretarką, miałam trochę mniej pracy (śmiech). Oboje z bratem od najmłodszych lat lubiliśmy pomagać w akcjach na tłusty czwartek, przy wypiekaniu rogali święto- marcińskich, sprzedaży lodów latem itd. Tomek kształcił się w tym kierunku od początku, ja jednak po liceum wybrałam studia dzienne na AWF-ie, mama mi zawsze powtarzała, że studia to najpiękniejszy okres w życiu, więc postanowiłam to sprawdzić (śmiech). Ale wróciłaś do firmy? KM-S: Jakoś tęskniłam za tymi rogalami (śmiech). Po stu- diach brat zaproponował mi, żebymdołączyła do rodzinnego biznesu. I tak zostałam. Trwa to już 15 lat i nie zamieniłabym tej pracy na żadną inną. TM: Z dawnych czasów pamiętam żuka, którym ojciec roz- woził towar. Wchodziło tam 16 blach, które kładliśmy na podłodze. Potem mieliśmy już porządnego renaulta, wypo- sażonego w regały. Miałem wtedy prawo jazdy, więc kiedy mogłem, wskakiwałem do samochodu i rozwoziłem towar. Skończyłem też technikum o profilu piekarsko-ciastkarskim. KM-S: Tomek kochał słodkie, odkąd pamiętam. Na osiedlu Batorego mieliśmy wspólny pokój. Wyobraź sobie, że kiedy już pracował jako kierowca, codziennie rano przychodził z pracy ok. 9.00, wchodził do łóżka z tortem truskawkowym naszej produkcji i zjadał go z kartonu (śmiech). TM: Uwielbiałem go. Zresztą zdarza mi się do dziś po ten tort sięgnąć. Cieszę się, że oprócz zjadania naszych wyrobów przeszedłem wszystkie szczeble w firmie. Krokiemmilowym w rozwoju cukierni i też moim wielkim sukcesem było wej- ście z naszymi produktami do dużej sieci marketów. To był 2005 rok. Wtedy produkcja mocno podskoczyła, mieliśmy coraz więcej zamówień. Takmnie to zmotywowało, że z przy- słowiową teczką jeździłem i szukałem kolejnych klientów. KM: Muszę przyznać, że Tomekmiał już wtedy takie kompe- tencje, że sammógł spokojnie prowadzić firmę. Od lewej: Krzysztof Mohoń, Karolina Mohoń-Skowrońska, Tomasz Mohoń

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz