SUKCES PO POZNAŃSKU 2/2023

| LUTY 2023 82 | Z KULTURĄ Warto wspomnieć, że moją pracą dodatkową, z pasji, któ- rą realizuję już od wielu lat, jest nauczanie dzieci gry na pianinie. Lekcje z dziećmi wplatam pomiędzy próbami, a co środę spotykam się z Kołem Seniora na moim osie- dlu, by wspólnie śpiewać muzyczne szlagiery i biesiadne piosenki. Żyję muzyką i cieszę się, że tak właśnie mogę żyć. Właściwie wszystko, co robię, opiera się o moje pasje i jednocześnie jest moją pracą. Czy jest musical, rola, o których Pani marzy? UL: Obecnie marzę, aby zagrać Bellę, i to marzenie speł- ni się już niedługo. Na tyle projektów, ile mam aktualnie do ukończenia, na razie nie wybiegam dalej w przyszłość niż nasza najbliższa premiera. Są jednak role, których songi są bliskie mojemu sercu i które być może uda mi się kiedyś zagrać i wyśpiewać. Należą do nich Eponina z „Nędzników”, Lydia z „Beetlejuice” czy Zoe z „Dear Evan Hansen”. A póki co, serdecznie Państwa zapraszam do oglądania efektów naszej pracy nad musicalem „Piękna i Bestia” w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Premiera już 25 lute- go. Do zobaczenia w naszej bajkowej krainie! A Pani, Pani Joanno? Kształciła się Pani w klasie fortepianu, a zdecydowała się Pani pójść w kierun - ku śpiewu i aktorstwa. Dlaczego taka zmiana? JR-S: Gry na fortepianie zaczęłam się uczyć, mając 6 lat i właściwie w podobnym czasie zaczęłam też śpiewać i tańczyć. Od dziecka brałam także udział w konkursach recytatorskich i wokalnych, więc łącząc to wszystko, wy- chodzi aktorka musicalowa! Mówiąc szczerze, nigdy nie potrafiłam wybrać, co lubię robić najbardziej, a żadnej z tych rzeczy nie chciałam odpuścić. Pomysł na aktor- stwo pojawił się w mojej głowie, kiedy w wieku nastu lat obejrzałam filmową wersję musicalu „Upiór w operze”. Pomyślałam wtedy, że śpiewam, mam dobrą pamięć... mogłabym zagrać w musicalu! Kiedy dowiedziałam się, że w Gdyni istnieje szkoła musicalowa, czyli Studium Wokalno-Aktorskie im. Danuty Baduszkowej, od razu wiedziałam, że to tam chciałabym się nauczyć fantastycz- nej sztuki musicalu! Morze i Teatr Muzyczny w Gdyni zamieniła Pani w 2018 roku na Poznań. Od tego czasu robi się o Pani i Pani rolach coraz głośniej. Co było przeło - mem w Pani karierze? JR-S: Zawsze trochę przytłacza mnie słowo „kariera” i prawdę mówiąc, nigdy sama bym tak nie nazwała mojej artystycznej ścieżki. Trudno mi stwierdzić, czy był kie- dyś jakiś przełom. Na pewno ogromnym krokiem i wy- różnieniem dla mnie było dostanie roli driady Braenn w musicalu „Wiedźmin” Wojciecha Kościelniaka. Byłam wtedy jeszcze studentką i niezwykłym był dla mnie fakt, że ten genialny reżyser, który stworzył na gdyńskiej sce- nie „Lalkę” czy „Chłopów”, chce pracować właśnie ze mną. To było coś! Później oczywiście wygrany casting i główna rola w „Footloose”, a także podjęcie pracy w Te- atrze Muzycznym w Poznaniu zaraz po ukończeniu szko- ły – sen każdego absolwenta szkoły aktorskiej! I jeszcze – nie licząc oczywiście „Pięknej i Bestii” – najważniejszy dla mnie spektakl tutaj w Poznaniu, czyli „Kombinat”. Od pierwszego dnia w Teatrze w Poznaniu czekałam na dzień, kiedy przyjedzie tu Wojciech Kościelniak. Przy- jechał razem z Eweliną Adamską-Porczyk i postanowili właśnie tutaj stworzyć musical z piosenkami Grzegorza Ciechowskiego. Spektakl o systemie opresyjnym niszczą- cym indywidualizm jednostki, który trafił do każdego z nas inaczej, ale do każdego bardzo mocno. Moja postać, Suku, ma specjalne miejsce w moim sercu – mnóstwo mnie nauczyła, odkopała nowe pokłady emocji i środków artystycznych, dojrzałam z nią do wielu nowych wyzwań. Poznaniacy mogli też Panią usłyszeć na wielkim koncercie poświęconym pamięci Grzegorza Cie - chowskiego. W jakim repertuarze czuje się Pani najlepiej? JR-S: Ten koncert był czymś niesamowitym i śpiewanie tam było przejmującym momentem. Graliśmy utwory z „Kombinatu” i wykonując je, utożsamiam się z moją postacią. Kiedy jestem na scenie, to automatycznie sta- ram się, by utwór, który śpiewam, był w jakiś sposób „mój”. Nie myślę o tym, czy lubię daną piosenkę, tylko co moja postać ma tą piosenką do przekazania. Zatem moje postaci świetnie się czują we wszystkich swoich piosenkach! A ja? Cóż, cały czas się to zmienia. Kiedyś powiedziałabym, że gitarowe ballady to coś, co śpiewam najchętniej, a dzisiaj wiem, że najważniejszy jest dla mnie tekst utworu. Nawet najpiękniejsza piosenka, ale zbudo- wana na dwóch zdaniach, nie jest dla mnie tak atrakcyjna jak ta z piękną historią, trafnymi porównaniami czy nie- oczywistą puentą – choćby napisana na trze ch akordach. Kocham zatem śpiewać piosenki z bajek Disneya (nie- spodzianka!), niektóre songi musicalowe, ale też piosenki Taylor Swift, Reginy Spektor, Sary Bareilles czy Birdy. z Kiedy jestem na scenie, to automatycznie staram się, by utwór, który śpiewam, był w jakiś sposób „mój”

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz