Z SUKCESEM | 65 Roman Bielecki OP: „W drodze” założyło trzech dominikanów: Marcin Babraj OP, Konrad Hejmo OP i Jan Andrzej Kłoczowski OP. Jako motto pierwszego numeru redakcja umieściła słowa zaczerpnięte z wiersza „Bema pamięci żałobny rapsod” Norwida: „drogi szukając, choć przed wiekami zrobiona”. Podobno życie zaczyna się po 50. A życie „W drodze”? Nie wyobrażam sobie, żeby teraz stanąć w miejscu. Nie narzekam na brak pomysłów. Trochę na przekór „życzliwej” opinii, jaką wyraził jeden z braci na początku istnienia pisma: „Pierwszy numer w drodze, drugi w rowie, a trzeci się nie ukaże”. Mija pół wieku i wciąż mamy apetyt na więcej. Motywujące są głosy czytelników, zwłaszcza tych, którzy czytają nas od pierwszego numeru, mówiących, że z jednej strony miesięcznik się zmienił, bo zmieniły się czasy, ale z drugiej strony wciąż jest taki sam. To ogromny komplement, bo to znaczy, że udaje nam się zachować ideę „mówienia o wierze w sposób ludzki”. Trzeba nadążać za zmianami Trudno nie zauważyć, że pięćdziesiąt lat temu Kościół i wiara to było coś zupełnie innego niż dzisiaj. Nie możemy udawać, że ludzie odchodzą od Kościoła z powodu zgorszenia, upolitycznienia, sekularyzacji czy skandali z udziałem duchownych. Nigdy nie uciekaliśmy od tej rzeczywistości, bo mówienie, że nic się nie stało, byłoby nieuczciwe chociażby w stosunku do ofiar księży. Wielu zarzuca nam, że w ogóle o tym piszemy, ale traktujemy to jako obowiązek i wyraz naszej uczciwości. Z drugiej strony mamy głębokie przekonanie, że życie wspólnoty chrześcijańskiej nie zamyka się w problemach Episkopatu Polski bieżącej polityki. Jak zmieniało się czasopismo przez te wszystkie lata? Przez pierwszych dwadzieścia lat istnienia „W drodze” miało charakter mocno intelektualny, prezentując ponadczasowe idee, naukowe eseje i profesorskie rozprawy. To były lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte ubiegłego wieku, gdy wszystko, co kościelne, było prawdziwe, wartościowe, niepodległe i antykomunistyczne. Autorzy ze wszystkich stron świata lgnęli do miesięcznika, traktując go jako jedno z niewielu miejsc, w których można było swobodnie publikować. Stąd na łamach gościły takie nazwiska, jak Kazimiera Iłłakowiczówna, Anna Kamieńska, Roman Brandstaetter, Stanisław Barańczak czy Ernest Bryll. Po 1989 roku wszystko się zmieniło, a ówcześni redaktorzy nadali miesięcznikowi rys, któremu staramy się być wierni do dziś, czyli sprowadzili wielką teologię i metafizykę do codzienności chrześcijańskiego życia. | LUTY 2024 To było kiedyś, kogo dziś macie na łamach? Cenię grono naszych felietonistów. Paulina Wilk to wybitna dziennikarka i autorka bestsellerowych reportaży, siostra Benedykta Karolina Baumann to dominikanka z duszą artysty, Stefan Szczepłek to legenda dziennikarstwa sportowego, który dla nas pisze o wszystkim, tylko nie o sporcie, Dariusz Duma to filozof i mówca motywacyjny, Paweł Krupa to dominikanin mieszkający na co dzień w Petersburgu, zresztą podobnie jak jezuita Wojciech Ziółek z Syberii. Obaj piszą z trudnej pozycji kogoś, kto mieszka w kraju agresora. I w końcu jeden z najbardziej błyskotliwych teologów w Polsce – ks. Grzegorz Strzelczyk. Jakie dzisiaj jest „W drodze”? To, co się nie zmienia, to fakt, że na naszych łamach publikują zarówno ludzie wierzący, jak i niewierzący. Nikogo nie oceniam za jego światopogląd, bo uważam, że dobry tekst obroni się sam niezależnie od przekonań autora. Truizmem jest mówić, że żyjemy w świecie mocno podzielonym i spolaryzowanym, w którym każda płaszczyzna, która łączy, jest cenna. Mam nadzieję, że miesięcznik wciąż daje do myślenia. Nie chcemy, żeby czytelnicy zawsze się z nami zgadzali. Gdyby wszystkim podobało się wszystko, bylibyśmy zupą pomidorową. Cieszę się, kiedy odbiorcy piszą mejle i komentują teksty na naszym FB. Pokazujemy różne punkty widzenia, bo zależy nam na tym, żeby magazyn nie był oderwany od życia i rzeczywistości, nawet jeśli porusza tematy trudne i kontrowersyjne. Przejdziecie kiedyś do online’u? Wbrew obowiązującym trendom trzymamy się formuły slow journalism. Stawiamy na pogłębione treści i dłuższe formy, pozwalające autorom rozwinąć swoje myśli. Papier daje przewagę, bo pozwala nabrać dystansu. Zresztą, nie wymyślono dotąd lepszego sposobu na przechowywanie informacji niż papier. I te nasze 144 strony tej miniksiążeczki wciąż są tym, co trwa. Co wcale nie znaczy, że nie mamy wersji elektronicznej, dostępnej na wszelkiego rodzaju czytniki. „W drodze” mieści się do torebki, co również jest dużą zaletą. To jest argument atomowy i nie do zbicia! Nie zliczę, ile dyskusji stoczyliśmy na ten temat w redakcji. Ja, uparcie dążyłem do tego, żeby nasz format był większy, a moje redakcyjne koleżanki pokazywały wymownie na torebki. Miesięcznik to jest mnóstwo pracy. Każde wydanie to efekt wielu poprzedzających dany numer miesięcy. Rozmawiamy na początku roku, a my
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz