| LUTY 2024 86 | Z KULTURĄ Ze scen dodatkowych widać było, że czasem trudno Wam było kręcić kolejne sceny. Śmiech nie pozwalał. Ciężko się było nie śmiać... Taki mój newralgiczny moment to była scena na łódce z Bogdanem, czyli Dobromirem Dymeckim, gdy płyniemy na egzorcyzmy. To były trudne technicznie zdjęcia, robione tuż przed tym, jak zaczęło się ściemniać i wiedzieliśmy, że musimy to zrobić, póki jest jasno. Tam rzeczywiście musiałem użyć wszystkich mi znanych technik do tego, żeby uzyskać skupienie i się opanować, bo było naprawdę bardzo śmiesznie. Poczucie humoru Dobromira też nie pomagało. Czyli ekipa się dobrała? Tak. I to jest ogromny zaszczyt, że byłem jej częścią i częścią tego projektu, który na długo zostanie w moim sercu. Nie ukrywam, że mam ciche marzenie, że będziemy kontynuować opowieść o rodzinie Adamczewskich. Wszyscy jesteśmy w gotowości i kiedy tylko zapadnie decyzja, to zabieramy się do pracy. Rola księdza Jakuba mnie trochę zdziwiła, bo do tej pory oglądałam Pana raczej w poważnym repertuarze. „Cudzoziemką” w Teatrze Polskim byłam zauroczona, „Sonatą” w kinie także. Jak zobaczyłam Pana na liście, to zaczęłam się zastanawiać, czy będzie Pan pasował do tej roli. Okazało się, że już po chwili nie widziałam nikogo innego, kto mógłby zagrać tę postać. Bardzo jest mi miło, bo oddałem całe swoje serce i całe swoje poczucie humoru ojcu Jakubowi. Wziąłem go z dobrodziejstwem inwentarza i kocham go takim, jakim jest. Naprawdę była to ogromna przyjemność użyczyć mu swojego ciała. Tak naprawdę Pana filmowe granie zaczęło się od głównej roli w filmie „Sonata”. Od „Sonaty” się wiele zaczęło. To film i rola marzenie. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego startu, a jest to też rola, na którą się czasem czeka całe życie. Ten film został zrobiony w bardzo dużym zaufaniu. Mogę powiedzieć, że praca na planie, z takimi aktorami, była dla mnie zaszczytem. Małgosia Foremniak była dla mnie odkryciem tego projektu. Miałem momenty, kiedy potrafiłem na planie szczerze powiedzieć do niej „mamo”. Scenariusz został napisany na podstawie prawdziwej historii chłopaka z polskich gór, który był uznawany za głęboko autystycznego, a w wieku nastoletnim okazało się, że to była błędna diagnoza, a on po prostu nie słyszy. Ten niedosłuch skrywał ogromny talent muzyczny, pianistyczny. Grzesiek Płonka, o którym jest ten film, jest osobą o niezwykłym uroku, ale też potrafi nieźle dać w kość, jest bardzo charakterny. Mam poczucie, że ten film oddaje jego wewnętrzny koloryt i to, jakim jest człowiekiem. To było piękne, że mogłem wziąć udział w realizacji tego filmu i opowiedzieć o kimś tak szczerze. Mam poczucie, że to się udało. Premiera przypadła na czas, gdy wybuchła wojna w Ukrainie, ale cały czas można go zobaczyć w internecie. W teatrze też debiutował Pan rolą marzenie. Spotyka Pan na swojej drodze znakomitych reżyserów, którzy mają na Pana świetne pomysły. Nie sposób nie zauważyć, że miałem bardzo dużo szczęścia i dostałem sporo szans. Mam poczucie, że wszystkie je wykorzystałem. Cieszę się, że na mojej drodze pojawił się Poznań i trafiłem do Teatru Polskiego w momencie jego rozwoju. Maciej Nowak szuka talentów i miałem okazję być jednym z nich. W Warszawie mówi się o tym teatrze, że jest to wylęgarnia gwiazd. I wszyscy mają oko i ucho na to, kto teraz pracuje w Poznaniu, bo zaraz to będą duże nazwiska, które będą dużo znaczyć. Teatr Polski daje szansę i młodym aktorom, i twórcom na coś więcej niż role halabardników i terminowanie u doświadczonych. Tak. Uważam, że w teatrze należy odejść od halabardy i jeżeli chce się mieć zespół, który się rozwija i jest świadomy, to trzeba też umieć gospodarować tymi zasobami ludzkimi. Ten teatr jest takim miejscem. W Warszawie okazało się, że nie jest to taka oczywistość i wiele zespołów może się
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz