SUKCES PO POZNAŃSKU 3/2020

sukces PO POZNAŃSKU | MARZEC 2020 96 | SPORT mogę nie mieć tyle szczęścia. Bałem się, byłem mocno obciążony psychicznie i biegło mi się fatalnie, po kilku godzinach pojawiło się nawet pytanie czy biec dalej, czy zrezygnować. Wiedziałem, że jak zakończę ten bieg na tym etapie, to będę tego żałował. Z drugiej strony wiedziałem, że jak dobiegnę do końca i odmrożę sobie te palce, to o uprawianiu sportu będę mógł zapomnieć. Ale wytrzymał Pan. Tak, ale to nie był koniec. Kolejne trudności pojawiły się w Brazylii. Bieg zaczynał się w południe, był szó- stym w cyklu, organizm miałem już mocno obciążony, a z nieba lał się żar. Zupełnie inaczej niż na Antarktydzie. Oj tak, zwłaszcza, że nigdy nie biegałem w temperaturze powyżej 30 stopni. Biegło się tragicznie. Byłem mocno zmęczony i szczerze to miałem dosyć. Znowu to wola walki i myśl, że szkoda byłoby poddać się na samym końcu, doprowadziły mnie do mety. Kiedy Pan odpoczywał? Nie było czasu ani na regenerację, ani na odpoczynek. Jedyne miejsce, gdzie można było na chwilę się zdrzem- nąć to był samolot, a tam, jak wiadomo, trudno zasnąć. Obliczyłem, że średnia dobowa snu wynosiła 4 godziny. Byłem w wielu miejscach na świecie, biegałem w róż- nych warunkach, ale czegoś takiego nie przeżyłem nigdy. Było warto mimo wszystko. Czyli nie żałuje Pan. Absolutnie nie, chociaż nie ukrywam, że się bałem. To co zrobiłem, nie jest zdrowe dla organizmu. Całe szczę- ście, że do treningu podszedłem kompleksowo, że zajęła się mną ekipa z Fair Playce. Dzięki temu ukończyłem bieg. W ogóle lubię to miejsce, przychodzę tu kilka razy w tygodniu, gram w squash’a i badmintona, uczestniczę też w zajęciach grupowych na siłowni. Mam tutaj przyja- ciół, znamy się bardzo dobrze. Pamiętam, że kiedy wszy- scy dowiedzieli się o starcie, to jednogłośnie postanowili mi pomóc. To było niesamowite. Ponadto kibicowali mi w trakcie maratonu. W Dubaju były ze mną moja żona i córka, a w Madrycie Ania Rękoś z mężem, którzy przy- jechali specjalnie dla mnie i nawet biegli ze mną wiele kilometrów. Bardzo mi to pomogło. I też w Pana uwierzyli. Dokładnie, chociaż nie mieli podstaw, bo ja przecież je- stem amatorem. Presja była, nie mogłem dać ciała, więc biegłem (śmiech). Co Pan czuł kiedy zakończył ostatni bieg? Ogromną radość z tego, że się udało. Kiedy wróciłem, przeżyłem kolejny szok. Na poznańskim lotnisku czekała ekipa powitalna z balonami. Wzruszyłem się. Jak psychicznie przygotować się do takiego wyzwania? Trudno się przygotować. Na pewno ważne jest tutaj doświadczenie i trening. Wiedziałem jak będą wyglądały trasy maratonu. Mając świadomość, że będę biegł krót- kie pętle podczas zawodów, trenując, często biegałem na stadionie robiąc po 50–70 okrążeń. W ogóle trudno przewidzieć co stanie się z człowiekiem w trakcie takiego wysiłku bez możliwości odpoczynku. Tu zdarzyć się może wszystko. Taki moment, który na zawsze zostanie w pamięci? Dużo jest takich momentów. Na pewno przekrocze- nie mety w Miami, wschód słońca w Australii, zachód słońca w RPA. Wiele osób pytało mnie o zmianę stref czasowych. To nie miało żadnego znaczenia, bo nikt nie zwracał uwagi, która jest godzina. Jedyne co liczyliśmy, to przebiegnięte kilometry. Dla mnie ogromnym sukce- sem było to, że po tych siedmiu maratonach, zszedłem po schodach o własnych siłach. Udowodniłem sobie, ale może też innym, że można. z

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz