Sukces po poznańsku 3/2022

20 | NA OKŁ ADCE | MARZEC 2022 Zatrzymałam się przy motocyklu… Robert Stachowski: O, widzę, że lubi Pani motocykle. Lubię, mój narzeczony jeździ. Na tym konkretnym zjeździliśmy z rodzicami całą Polskę. Proszę zobaczyć, nawet mam tutaj zdjęcie z tamtych czasów. Zrobione zostałoprzynieistniejącymjuż ośrodkuwypoczyn- kowym w Dziwnowie. Tata był wielkim fanem jednośladów. Samnaprawiał motocykle, rozbierał i składał na nowo. Zmo- dyfikowanym motocyklem startował nawet w zawodach. O, tutaj mam pamiątkę z tamtych czasów. Proszę zobaczyć. Na korytarzu stoi, będący wciąż na chodzie, sportowy moto- cykl z 1969 roku. To jest autentyczny model, na którym tata się ścigał. Jeździliśmy z Nim na wszystkie mistrzostwa w Polsce i za granicą. To była Jego wielka pasja. Po pracy, a pracował w Stomilu, od razu wpadał do garażu, gdzie majstrował przy motocyklach. Do domu wracał późno w nocy. Mając 50 lat jeszcze stawał na podium na Torze Poznań, był sze- ściokrotnym mistrzem Polski. Przejął Pan pasję po tacie? Nie. Ja byłem tylko obserwatorem i kibicem. Nie odważył- bym się konkurować z autorytetem. Oprócz pasji do moto- cykli, tata uwielbiał muzykę, podobnie jak dziadek. Niestety, choroba serca spowodowała, że po operacji bajpasów nie wyszedł ze szpitala. Miałem wtedy 23 lata. Stanąłem przed pytaniem, co dalej robić w życiu. Byłem na początku dru- giego roku studiów pedagogiki, przez sześć lat grałem na perkusji w różnych zespołach, z którymi koncertowałem i nagrywałem płyty. Graliśmy na festiwalach w Sopocie, Opolu, Zielonej Górze. To był cudowny czas. Ale po śmierci taty musiałem zająć się rodziną. Szybko dorosłem. I co Pan zrobił? Myślę, że moim życiem pokierował przypadek. W tamtym czasie znajomy zaoferował mi wyjazd turystyczno-handlowy do Turcji. Był to czas przemian, 1989 rok, w Polsce brako- wało wszystkiego. Każdy towar, który przywoziło się wtedy z zagranicy, schodził na pniu. Z tego wyjazdu przywiozłem kilka rzeczy, w sumie tyle, ile zmieściło się w walizce. Roze- szły się błyskawicznie, aż byłem zdumiony. Co Pan przywiózł? Koszulki, spodnie. Widząc, że jest zainteresowanie, na ko- lejne wyjazdy brałem dwie torby, potem trzy. Przywoziło się tyle, ile zmieściło się w torbach.Wtedy rozumiałem, dlaczego autokar jedzie w połowie pusty – na tylnych siedzeniach po prostu pakowaliśmy nasze zakupy. Pamiętam, że wyjazdy or- ganizowała nieistniejąca już firma Alma Tour. Kupowaliśmy na lokalnym bazarze i sprzedawaliśmy w Polsce. Okazało się, że jest to doskonały pomysł na biznes. Kto z Panem podróżował? Zazwyczaj byli to ludzie, którzy mieli swoje sklepiki albo handlowali na bazarach. Ja sprzedawałem towar do reno- mowanych sklepów w Poznaniu. Poza tym miałem klien- tów, którzy przyjeżdżali do mnie do domu i w ciemno brali wielkie torby ubrań. Nie bali się tego, co tam jest? Może to zabrzmi nieskromnie, ale chyba wiedzieli, czego mogą się spodziewać i znali mój gust. Byli pewni więc, że przywożę tylko takie ubrania, które na pewno znajdą swo- jego odbiorcę. Sam w nich chodziłem, bo były naprawdę bardzo ładne i dobrej jakości. Proszę mi wierzyć, że w tam- tych czasach można było na tym zarobić duże pieniądze. Oczywiście pojawiła się konkurencja, ale ja wtedy zdecy- dowałem się na otwarcie własnych sklepów odzieżowych, więc przywoziłem towar wyłącznie dla siebie. Zacząłem

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz