Sukces po poznańsku 3/2022
| MARZEC 2022 72 | POZIOM WYŻEJ P rzemek Błaszkiewicz od blisko 20 lat jest pielęgnia- rzem, zatrudnionym w Wielospecjalistycznym Szpitalu Miejskim imienia Józefa Strusia w Pozna- niu. Kiedy dwa lata temu rozpoczęła się pandemia, a cały szpital zmienił profil na zakaźny, pracował na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Jako pasjonat fotografii robił też zdjęcia w miejscach niedostępnych dla osób z zewnątrz. Za pomocą kadrów pokazywał trudną szpitalną rzeczy- wistość. Mijają właśnie dwa lata pandemii, temat pracy me - dyków przycichł. Czy to znaczy, że wszyscy oswoili się z tym, że jest ciężko? Przemek Błaszkiewicz: Na pewno po tym czasie pojawiła się rutyna. Nie ma już tego strachu, który był na początku. Wszyscy oswoiliśmy się z wirusem. Każdy medyk, jak każdy inny człowiek, miał już bliższy lub dalszy kontakt z covidem. Po tym czasie wiemy też, że środki, których używamy w pracy – maski, kombinezony – działają. Mówi Pan, że po dwóch latach już widać rutynę, ale czy przyszło też większe zmęczenie? Choćby tym codziennym ubieraniem kombinezonów, zakłada - niem masek. Teraz ciężko sobie nawet wyobrazić, że te kombinezony pewnego dnia znikną. Ta praca nigdy nie była lekka. Wią- zała się z wieloma wyrzeczeniami, ale kombinezony, reżim sanitarny, zmieniły reguły gry. Dzisiaj stało się to czymś naturalnym. Wszyscy w tym żyjemy, trochę w cieniu wi- rusa. Myślę, że pomaga świadomość, że środki, które pod- jęliśmy, to jak zorganizowaliśmy pracę, zdaje egzamin. To ułatwia się oswoić z sytuacją, eliminuje strach. Czy mimo tego oswojenia się są jeszcze takie mo - menty, które są w stanie Pana poruszyć? Zawsze jest to widok ciężko chorych młodych ludzi. Nie- łatwo pozostać obojętnym na widok rówieśników czy osób młodszych w złym stanie zdrowia. Zdarzają się też rzadkie przypadki osób zaszczepionych trzema dawkami i to również jest dla nas niepokojące. Naturalnie pojawia się wtedy pytanie – co poszło nie tak? Trudno zrozumieć, dlaczego akurat ta osoba przechodzi chorobę tak ciężko. Prawda jest jednak taka, że przy blisko 20 latach pracy w zawodzie i po dwóch latach pandemii coraz rzadziej zdarzają się sytuacje, które są w stanie mną wstrząsnąć. A sam początek pandemii? To było wtedy coś nowego. Nigdy nie szkolono nas do walki z epidemią choroby zakaźnej, więc wtedy emo- cje były największe. Dzisiaj można powiedzieć, że każda z fal różniła się od siebie dynamiką zachorowań, obrazem samej choroby. Na przykład jeszcze rok temu przeważa- jącym objawem były zaburzenia smaku i węchu. Dzisiaj obserwuje się to wyjątkowo rzadko. Mam wrażenie, że pandemia jest ciągle zmieniającym się procesem. Kiedy ruszył szpital tymczasowy na poznańskich targach, by- łem w zespole, który podłączał respirator u pierwszego pacjenta. To nie jest coś, czym można się chwalić, ale na pewno coś, co zapamiętam do końca życia. Czy można w ogóle przyzwyczaić się do tego, że na Pana oczach albo w bliskiej obecności umiera więcej ludzi, niż to bywało kiedyś? Do tego akurat nigdy nie można się przyzwyczaić, trudno się z tym pogodzić. Pamiętam przełom 20 i 21 roku, kiedy śmiertelność pacjentów była olbrzymia. Czasem łatwiej pogodzić się z odejściem osób starszych, obarczonych dodatkowymi schorzeniami, chorobami. Najtrudniej było zrozumieć, wytłumaczyć sobie śmierć młodych ludzi w wieku 30 i 40 lat. Nadal tacy się zdarzają i o każdego naprawdę walczyliśmy ponad własne siły. To często osoby, które do tej pory prowadziły normalny tryb życia, bez poważnych chorób, a później – w ciągu dosłownie kilku godzin czy w ciągu jednego dnia – rozwija się u nich ostra niewydolność oddechowa, która nie pozwala złapać tchu. To naprawdę szokujące. Pamiętam wiele takich sytuacji.
Made with FlippingBook
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz