Sukces po poznańsku 3/2022

POZIOM WYŻEJ | 73 | MARZEC 2022 Kiedy postanowił Pan wejść do zamkniętych stref z aparatem fotograficznym? Aparat fotograficzny towarzyszył mi w najważniejszych chwilachw życiu. Pomagał dokumentować różnemomenty. Zawsze interesowałem się też fotografią dokumentalną i prasową. Zmiana z normalnego szpitala na covidowy szpi- tal zakaźny odbyła się w bardzo krótkim czasie. To wszystko wydarzyło się w trzy dni. Wtedy zmieniło się wszystko. Pojawiły się nieużywane na co dzień terminy typu śluza, strefa czysta, kombinezon, środki ochrony osobistej. Myślę, że na początku nikt nawet nie spodziewał się, że będzie to wszystko trwało aż tak długo. Pomyślałem wtedy, że warto byłoby udokumentować to, jak wyglądał szpital Strusia podczas próby opanowania światowej pandemii. Z czasem te zdjęcia zaczęły być rzeczywiście ciekawe. Czułem, że to dobry materiał. Publikując je w sieci widziałem też, że bu- dzą one bardzo silne emocje. Pozytywne? Na początku spływało domnie wiele pozytywnych, motywu- jących komentarzy. Później pojawił się antyszczepionkowy hejt. Pytano m.in . czemu uczestniczę w tej mistyfikacji. Zda- rzyło się, że dostałem kilka informacji od osób, które szukały możliwości kontaktu ze swoimi bliskimi na oddziałach za- kaźnych. Proszono mnie o zrobienie zdjęcia członkom ich rodzin. Pamiętam dobrze zwłaszcza jeden taki przypadek. Ktoś chciał bardzo zobaczyć ojca, który leży na oddziale in- tensywnej terapii. To były bardzo trudne momenty, bo sam nie wiedziałem, jak się zachować. Ale chciałem pomóc i zro- biłem to zdjęcie. Chociaż w ten sposób mogłem pomóc tej rodzinie oswoić się z sytuacją. To była jedyna szansa, żeby go zobaczyć… Tak. Jedyny kontakt. Proszę sobie wyobrazić, że przez dwa tygodnie ktoś Pani bliski leży w szpitalu, dzwoni Pani kilka razy dziennie, dostaje suchą informację od zmienia- jącego się dyżurnego medyka, który jest zawalony pracą i nawet nie zna tego pacjenta… To zawsze jest trudne, bo każdy chciałby w takim momencie móc chwycić swoją mamę, babcię czy brata za rękę. Mieć możliwość chociaż posiedzieć przy tej osobie. Tu nie ma takiej możliwości. Nigdy też nie było tajemnicą, że śmiertelność na inten- sywnej terapii, wśród osób podłączonych do respiratora, jest olbrzymia. Z takiego stanu wychodzi jeden, dwa procent osób. Lekarze o tym informowali i to zazwyczaj były bardzo dramatyczne rozmowy. Zresztą pierwszy rok pandemii to był na pewno najbardziej intensywny rok w pracy w moim życiu. I to zarówno pod względem emo- cjonalnym, jak i fizycznym. A pamięta Pan w ogóle jeszcze siebie sprzed dwóch lat? Na pewno byłem o wiele młodszy. Teraz dodatkowo je- stem jeszcze tatą, a to też bywa wyczerpujące. W pande- mii urodził się mój syn, więc naprawdę w tym czasie moje życie bardzo się zmieniło. Myślę też, że wielu medyków przeżywało i przeżywa wypalenie zawodowe. Były takie momenty, że co chwilę wybuchały personalne konflikty. Byliśmy obciążeni pracą, natłokiem pacjentów, przed szpitalami stały kolejki karetek. To było nie do udźwi- gnięcia. Pojawiały się zgrzyty między załogami karetek a personelem oddziału ratunkowego, który miał przyjąć nowych pacjentów, ale nie był w stanie tego zrobić. Per- sonel oddziałów ratunkowych kłócił się z innymi oddzia- łami. To był naprawdę ciężki czas, praca na najwyższych obrotach, do tego w kombinezonach. Wszystko się sypało. Był taki moment, w którym miałem tego już dość i może po raz pierwszy pożałowałem, że wybrałem ten zawód. Dlaczego zdecydował się Pan na to, żeby zostać pielęgniarzem? Wykonuję ten zawód już na tyle długo, że chyba już sam nie pamiętam. Kiedyś ten zawód wybierał właściwie ktoś, kto nie chciał wiele zarabiać i ciężko pracować. Chociaż od samego początku była to dla mnie bardzo fascynująca praca. Podo- bało mi się to, że mogę robić ciekawe, nietuzinkowe rzeczy, pomagać innym, obserwować, jak pacjenci wracają do zdro- wia, do życia. Ale jaki był start? Tak naprawdę na początku rozpocząłem studia na zupełnie innym kierunku, kompletnie niezwiązanym z medycyną. W wyborze swojej zawodowej drogi pomogła mi na pewno kwestia konieczności podjęcia zastępczej służby wojsko- wej. Rozpocząłem wtedy pracę w kołobrzeskim szpitalu. No i wtedy, można powiedzieć, że coś chwyciło. Spodobała mi się ta cała szpitalna atmosfera, postanowiłem zrobić studia. Dziś jestem magistrem pielęgniarstwa ze specjaliza- cją w anestezjologii i intensywnej terapii. Oprócz tej jednej chwili słabości, nigdy nie żałowałem tego wyboru. z

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz