Sukces po poznańsku 3/2022
| MARZEC 2022 W tym roku kończy Pani 70 lat. Boże, naprawdę (śmiech)?! To dobry wiek. Wie Pani, mnie fascynują cyfry. W naszej rodzinie było wielu ma- tematyków. Mój dziadek potrafił czytać linie papilarne i mówił, co nas w życiu spotka. Wszystko się sprawdziło. Jestem numerologiczną siódemką. Siódemki są bardzo poważne, ale z drugiej strony żartobliwe. Latają w ko- smosie i twardo stąpają po ziemi. Kochają sztukę, wszyst- ko co tajemnicze, przypatrują się światu. Są metafizyczne. Widzą i czytają ludzi. To mi pomaga w pracy z młodzieżą. Gdzie pracuje Pani z młodzieżą? Na różnych warsztatach. Za każdym razem boją się, kie- dy wchodzę do sali, a potem, gdy już mnie poznają, za- praszają na spotkania, wesela, imprezy rodzinne. To jest niesamowite. W ogóle relacje dzisiaj są bezcenne. Dokładnie tak. Bez nich bylibyśmy niepełni. Myślę, że pandemia pozwoliła nam zrozumieć, co jest w życiu naj- ważniejsze. A co jest najważniejsze? Więzi uczuciowe z rodziną, dziećmi, przyjaciółmi. Słyszałam, że ma Pani więź z Poznaniem. Moja mama pochodzi z Poznania, podobnie jak jej ku- zynki, a moje ciotki. A skoro tak to jest, to mogę śmiało powiedzieć, że jestem poznanianką. Poza tym, tutaj uro- dził się mój syn, tu wyszłam za mąż, tutaj powstał mój pierwszy zespół Ergo Band. Mieszkałamna ulicy Gajowej, tuż nad Kazimierą Iłłakowiczówną, z którą przyjaźnili się moi teściowie. W Poznaniu lubię lokalne targowiska, to, że wszędzie jest blisko. Kocham stare miasto. Właściwie to w Poznaniu zadziało się wszystko to, co najważniejsze w moim życiu. I tutaj zaczęło się moje prawdziwe śpiewa- nie. Bo wie Pani, ja nie śpiewam, żeby sobie pośpiewać. Chcę być w konfrontacji z drugim człowiekiem, z jego wrażliwością. Szukam na widowni podobnych ludzi do siebie. I oni tam są! Każdy oklask i każdy bis to moja grupa krwi. Jakie to jest piękne… Kiedy człowiek boi się ludzi, to oni od niego uciekają. A jeśli ktoś – tak jak ja – kocha ludzi – to oni tę miłość odwzajemniają. To jest naturalne. To, co dajesz, to otrzymujesz. Czy Pani ma jeszcze tremę przed wyjściem na scenę? Tak, mam. Nie jest to coś, co mnie paraliżuje, to bardziej taka trema, że muszę wejść na scenę czysta, bez myśli, bez problemów, bez bólu. Muszę zamknąć drzwi za tym, co za mną. Liczy się tu i teraz. Wchodząc na scenę zastanawiam się, czy faktycznie wszystko za sobą zostawiłam. Kiedy już stoję przed publicznością, wszystko znika. I tej tremy jest coraz mniej. Może jak skończę 80 lat w ogóle nie będę jej miała (śmiech)? Żartuję oczywiście.
Made with FlippingBook
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz