SUKCES PO POZNAŃSKU 4/2020

20 | WARTE POZNANIA sukces PO POZNAŃSKU | KWIECIEŃ 2020 POZNANIACY NA POCZĄTKU SIĘ PRZYPATRYWALI, ALE POTEM STAŁO SIĘ TO RODZINNĄ TRADYCJĄ, ŻE W SOBOTĘ I W NIEDZIELĘ TRZEBA WYBRAĆ SIĘ NA GIEŁDĘ ALBO PCHLI TARG daleko, jak moglibyśmy zrobić sobie to tutaj, w Poznaniu, pod naszym nosem. Tak się zaczęło. A nie od kina? WM: To Piotr pracował w kinie. Ja uczyłem krótko szkole a potem miałem firmę brokerską. Byłem brokerem ubez- pieczeniowym i wmoim biurze przygotowywaliśmy wszyst- kie plakaty, informacje zawiadamiające o pierwszej giełdzie. PR: Po wyborach samorządowych zdejmowaliśmy płyty, na których wisiały plakaty, a nikt ich nie ściągnął i je adaptowaliśmy do naszych potrzeb. Szmat czasu… PR: I szmat historii. Ilu ludzi tu się przewinęło. Części z nich nie ma już z nami. WM: Na tej giełdzie małżeństwa się pozawierały. PR: I się porozchodziły. Pamiętasz tamte czasy przecież, bo byłaś z nami. Pamiętam twój artykuł na pierwszej stronie Expressu Poznańskiego. Bardzo nam wtedy pomogłaś. A zaczęło się rzeczywiście od pytania po co jeździć do Wrocławia? Lepiej zrobić to tutaj. Całe szczę- ście trafiliśmy na człowieka, który prowadził te upadłe zakłady Pozmeatu, a reaktywowane w Robakowie. Prezes Jacek Kinowski był po historii sztuki, zresztą miał też kilka innych fakultetów. Kiedy podjechaliśmy do niego, czy możemy zrobić tutaj Giełdę Antyków, od razu, bez żadnego zastanowienia, wyraził zgodę. Zaczynaliśmy na połowie placu od strony Garbar. Na początku było zaledwie kilkanaście stoisk. PR: Od tego zaczynaliśmy. Na początku niewielu antykwa- riuszy przyjeżdżało. To branża, w której wszystko odbywa się sinusoidalnie. To już anegdoty, ale opowiadali, że pod- czas pierwszych spotkań już o 11.00 brakowało im towaru. WM: To był jeszcze taki okres, kiedy mogliśmy się wstrze- lić w termin w drugą sobotę miesiąca, bo tych giełd nie było w Polsce jeszcze tak wiele. Wrocław i Bytom wyzna- czyły nasz termin. W Bytomiu był pierwszy weekend, a we Wrocławiu trzeci. Giełda na Kole wWarszawie była co tydzień, więc nie wpływała na nasze decyzje. Druga sobota miesiąca na tyle fajnie się przyjęła, że antykwariusze z całej Polski do nas przyjeżdżają. W związku z tym, że mieszka- łem i pracowałem w latach osiemdziesiątych w Berlinie, uwielbiałem chodzić po Flohmarktach. Wpadłem na pomysł, żeby taki zrobić też u nas w pozostałe weekendy Giełdę Rzeczy Używanych. Zaczęliśmy jeździć do Lubina, Słomczyna, żeby namawiać ludzi na przyjazdy do nas. Zrobiliśmy wówczas mnóstwo kilometrów, ale się przyjęło. PR: Konserwatywni poznaniacy na początku się przypa- trywali, ale potem stało się to rodzinną tradycją, że w so- botę i w niedzielę trzeba wybrać się na Giełdę albo Pchli Targ. Odwiedziny u nas stały się sposobem spędzania czasu. Stało się to też miejscem spotkań towarzyskich. WM: Szczególnie widać to na Giełdzie Antyków, gdzie ludzie spotykają się przy jakimś stoisku i godzinami roz- prawiają na temat jakiejś rzeczy. To jest niesamowite. Dzięki temu nauczyliśmy się bardzo dużo, bo z Piotremnie jesteśmy po historii sztuki. Jesteśmy pełni obaw o zmianę miejsca, ale powtarzamy sobie codziennie kilka razy, że musi się udać. Antyki były zawsze Waszą pasją? WM: Zawsze lubiłem rzeczy z historią czy jak się mówi z duszą. To była od zawsze moja pasja, ale nie związana z wykształceniem, bo jestem po Studium Nauczycielskim i uczyłem wuefu w szkole. Żony z Waszą pasją wytrzymują? Mieścicie się z tym wszystkim w domach? WM: Mieścimy się, ale muszę powiedzieć, że jedno piętro

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz