SUKCES PO POZNAŃSKU 4/2022

| KWIECIEŃ 2022 W ysiadają z pociągów na dworcu głównym w Poznaniu. Zapłakani, zdezorientowani, zmęczeni. Niektórzy jechali tu wiele dni, by wreszcie złapać powietrze. – Czy wie Pani, dokąd mam dalej iść? – pyta mnie jedna z kobiet, która doskonale mówi po polsku. Prowadzę ją do punktu recepcyjnego na targach. – Wszystko w porządku? – pytam. – Tak, dziękuję – rzuca i macha mi przy drzwiach. – Będzie dobrze, zobaczy Pani. Na szczęście za chwilę dostanie ciepły posiłek, herbatę i odpocznie, by ruszy ć dalej. Nie- którzy przyjechali do znajomych, rodziny, inni nie mają tu nikogo. Mężowie, ojcowie zostali tam, na froncie. Ko- biety z dziećmi szukają w Poznaniu spokoju, azylu, miej- sca, w którym będą mogły przeczekać wojnę. A potem… No właśnie, co potem? JADĄ SETKI GODZIN… Polina po tygodniu wojny zdecydowała się zrezygnować z pracy, zostawić w domu krewnych i wraz z 11-letnią córką uciec do Poznania, gdzie przebywali Jej mąż i sio- stra. – Miałam szczęście, bo udało mi się kupić bilety, a na granicy czekałam jedynie osiem godzin – mówi. W Polsce otrzymała schronienie i nadzieję, że wspólnymi siłami uda się przezwyciężyć ten trudny czas. Podobną nadzieję ma Marina, młoda Ukrainka, która od paru lat mieszka w Poznaniu. Jej rodzice z bratem są w Ukrainie. Mimo że na razie są bezpieczni, żyją w ciągłym strachu i niepewności. Każdego dnia czekają na zmianę sy- tuacji, liczą, że wojna się skończy. Ciągłe ucieczki do schro- nów bardzo źle wpływają na ich psychikę. Poznaniacy pomagają, jak potrafią. Czasami są to zakupy pierwszej potrzeby, tłumaczenia dokumentów i polskiego prawa, a czasami nieoceniona jest rozmowa i okazane zainteresowanie. – Wszyscy są bardzo zaangażowani, codziennie otrzymuję propozycje pomocy. Dla nas teraz jest bardzo ważna świadomość, że nie jesteśmy sami. Wi- dzimy, że Polakom nie jest obojętne, przez co przechodzi naród ukraiński. Otworzyliście przed nami swoje domy i serca, to jest coś niesamowitego! Czujemy się zaopieko- wani i jesteśmy Wam za to bardzo wdzięczni – mówi ze wzruszeniem Marina. – Na Ukrainie mówimy, że Polska jest dla nas jak brat, który się o nas troszczy i nas wspiera. Również nasz prezydent ciągle to podkreśla. …BY ZŁAPAĆ ODDECH… 13-letni Kirył z Odessy był w łóżku, kiedy usłyszał wybuchy. – Nie wiedziałem, co robić – tak wspomina wybuch wojny. Mama Kiryła – Jula mówi, że tej podróży nie planowali. Kiedy Putin najechał ich ojczyznę, w desperacji wzięli to, co mieli pod ręką i zaczęli uciekać z rodzinnego miasta. Nie mogli kierować się na Kijów, bo droga była pełna uciekają- cych ludzi i trudno było o paliwo. Zadzwonili do koleżanki Juli – Natalii, która mieszka w Pleszewie od trzech lat i po- informowali, że wybierają się właśnie do Niej. – Wyruszyli- śmy z Odessy w kierunku granicy z Mołdawią autem. Tam musieliśmy je zostawić. Granicę z Mołdawią przeszliśmy już pieszo, bo mnóstwo ludzi było na drodze. Jedni jechali, poruszali się bardzo wolno, drudzy szli pieszo – wspomina Oleg, ojciec Kiryła. Mołdawię przejechali, ktoś ich pod- wiózł do granicy z Rumunią. Tam 12 godzin nocnych spę- dzili pod gołym niebem przed stacją paliw. W końcu rano udało się im złapać samochód do miasta Jassa, tuż przy granicy, gdzie kupili bilety na pociąg prosto do Warszawy. Tak im poradziła pani w kasie. Jechali do Warszawy przez Czechy z przesiadką w Wiedniu. Wieczorem Jurij i Natalia odebrali ich na dworcu w Kaliszu. Takich historii są już miliony… Na każdym z tych dwor- ców witają ich wolontariusze. Każdy inny. Niektórzy z nich też kiedyś uciekali przed wojną. Z jedną reklamówką. Jak Swietłana. Stała z opuszczoną głową przy specjalnym na- miocie ustawionym przez strażaków. Córka coś do niej krzyczała, ale ta nie reagowała. Uciekła z Charkowa, w ostatnim momencie. W ręce trzymała fotografię ro- dzinną. – Tyle mi zostało – szepnęła do wolontariuszki, która próbowała na chwilę zająć się córką. Ktoś okrył ją kocem, ktoś wyjaśnił, gdzie dalej pójść. Ci „ktosie” często przez całą dobę, na mrozie, czekają by pomóc. Biorą urlopy, każdą wolną godzinę dają tym, którzy teraz potrzebują ich najbardziej. Dzisiaj chyba już nikt nie wyobraża sobie, że ich tam na dworcu nie ma. W Poznaniu policjanci udzie- lają informacji podróżnym i pomagają przy wchodzeniu do najbardziej obleganych składów. Wciąż jednak najwięcej RAPORT | 71

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz