SUKCES PO POZNAŃSKU 5/2021

| maj 2021 3 L a t a m a m y 69 chorobowych. Przywykliśmy niestety dość wąsko patrzeć na dziecko i gdy pojawia się coś, co nas niepokoi, podejmo- wać interwencje jedynie względem niego. Niekiedy jednak wystarczy wprowadzić pewne zmiany w środowisku, w jakim się rozwija, a jego reakcje wtórnie ulegają zmianie. Dziecko, rodzina i przedszkole/szkoła działają trochę na zasadzie na- czyń połączonych. Powoli zaczynamy dostrzegać te złożone zależności i wykorzystywać ich rozumienie do efektywnego wspierania rodzin w kłopocie. Często rodzice uważają, że w ich rodzinie wszystko jest dobrze i nie mają powodów do zmartwień. A tu nagle dzieje się coś, co po ludzku nie mieści im się w głowie. Wtedy zaczynają szukać, gdzie zrobili błąd i nie potra - fią ustalić, co poszło nie tak, jak powinno. Psycholog może im w tym pomóc? Psycholog, dzięki swemu zdystansowaniu względem sytuacji i braku silnego prywatnego emocjonalnego zaangażowania w relacje z rodziną, rzeczywiście może spojrzeć nieco inaczej niż członkowie rodziny i wszyscy ci, którzy mierzą się z problemem bezpośrednio. Dla mnie praca psychologa dziecięcego to rola podobna do działań Sherlocka Holmesa, polegająca na zebraniu wszystkich danych, wyłapaniu niekiedy pozornie nic nie znaczących detali, uchwyceniu dodatkowo oglądu całości i stworze- niu z tego spójnego logicznego obrazu, który pozwoli zrozumieć sytuację. Oczywiście, nie zawsze znalezienie odpowiedzi na pytanie, co się dzieje i dlaczego jest łatwe. Niemniej psycholog, mając odpowiednią wiedzę i umiejęt- ności, może pomóc rodzinie odkryć ją szybciej. Myślę, że to ważne, by pamiętać, że psycholodzy nie są nadludźmi, którzy posiedli tajemną wiedzę o tym, jak żyć i sami dzięki temu nie przeżywają trudności, chwil zwątpienia, okresów kryzysu. W swym życiu prywatnym psycholodzy mierzą się również z wieloma problemami, które są po prostu wpisane nieuchronnie w nasze życie i gdy zaistnieje taka potrzeba, sami mogą udać się po pomoc do kolegi lub koleżanki „po fachu”. Co najczęściej odkrywają rodzice? Bardzo często uświadamiają sobie, że coś, w co wierzyli, nie jest prawdą – na przykład, że nie są odpowiedzialni za trud- ności rozwojowe swojego dziecka, albo wręcz przeciwnie, że ich własne problemy mogą przekładać się na funkcjonowanie dziecka. Zaskakujące jest też dla nich to, że specjalista, do którego się zgłosili, jest życzliwy, traktuje ich z szacunkiem, nie ocenia, ani nie krytykuje, nie wyśmiewa ich proble- mów, ani nie wywyższa się z racji swego wykształcenia czy doświadczenia, że traktuje ich dziecko z sympatią, ciepłem i podobnym szacunkiem. Próbuje realnie pomóc na tyle, na ile jest to dla niego możliwe. Myślę, że jest to dla większości duża niespodzianka. Czy jest jakaś recepta na szczęśliwe życie? Czy jest jakaś dobra rada, ćwiczenie, metoda, którą warto wprowadzić w swój plan dnia? Uśmiecham się ciepło, bo to bardzo trudne pytanie, które zadajemy sobie chyba wszyscy, a wielu filozofów poświę- cało swoje zawodowe życie, by odnaleźć na nie odpowiedź. Myślę, że nie ma jednej recepty, którą można zaproponować wszystkim bez wyjątku, więc raczej możemy pytać o czyjąś indywidualną perspektywę i to, co pomaga być szczęśliwym jemu/jej jednemu/jednej. I chyba do tego zachęcałabym najbardziej. Do poszukiwania tego wyjątkowego „czegoś”, co daje Pani/Panu szczęście, co powoduje, że odczuwa Pan/ Pani „flow”. Bycia szczerym i prawdziwym wobec siebie (co zdecydowanie nie jest łatwe i wymaga niekiedy ogromnej odwagi), poznania swoich potrzeb i życia zgodnie z nimi, niezależnie od tego, czy są bardziej standardowe, czy mniej. Oczywiście nie zachęcam do buntu i rewolucji, raczej do systematycznego poszerzania wiedzy o sobie samym i od- wagi życia zgodnie z tym, co podpowiada nam nasze Ja. A asertywność? Często boimy się powiedzieć „nie”, a przecież mamy do tego prawo. Umiejętność mówienia „nie” i stawania granic jest jedną z ważniejszych umiejętności, którą warto pielęgnować u siebie i swojego dziecka. Często się zdarza, że trafiają do nas rodzice, którzy tego nie potrafią, co silnie zakłóca ich relacje z dzieckiem i relacje w całej rodzinie. Mam wraże- nie, że mówienie „nie” w społecznym odbiorze jest utoż- samiane z brakiem życzliwości, nieuprzejmością, a nawet chamstwem. Zdecydowanie tak być nie musi, a promo- wanie przeciwnej postawy w postaci absolutnej uległości, nawet w sytuacjach, gdy ktoś nam wyrządza krzywdę, nie jest ani dla nas dobre, ani rozwojowe. Jeśli nie chcemy, by nasze dzieci zgadzały się na przemoc pod żadną postacią, warto abyśmy sami również tę niezgodę w sobie mieli i potrafili ją kulturalnie, acz stanowczo komunikować. Stawianie granic jest umiejętnością, która wymaga kon- taktu ze swoją „zdrową” złością, co dla niektórych osób, z różnych powodów, może być początkowo przerażające. I jeśli tak jest, to jest to duży kawałek do pracy z psycholo- giem lub psychoterapeutą. Mówienie swoim dzieciom „nie” też powinno przy - nosić korzyści. W końcu wyznaczanie granic swoim dzieciom daje im większe poczucie bezpieczeństwa. Zdecydowanie. Wzrastanie w środowisku, w którym tych granic nie ma, może być niezwykle zakłócającym rozwój dziecka doświadczeniem. Granice są niezwykle ważne, wskazują bowiem, co w danej relacji jest dla mnie do zaakceptowania, a co nie, pozwalają poznawać perspektywę drugiej osoby, która wcale nie musi być taka sama, jak moja, a także uczą szacunku względem odmienności. z

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz