SUKCES PO POZNAŃSKU 5/2022

| MAJ 2022 59 Jedna chciała być pszczelarzem, druga – policjantką. Dziś nie wyobrażają sobie życia bez pielęgniarstwa i swoich pacjentów. Anna Majewska-Gruszka i Julianna Gruszka, mama i córka, codziennie zakładają fartuchy i – jak mówią zgodnie – zaczynają służbę. Ich praca to misja, to odwaga, to wybór, który z czasem stał się sposobem na życie. I chociaż w pracy są zupełnie różne, bo inne są ich specjalizacje, to razem stanowią duet doskonały, pełen empatii i wrażliwości na drugiego człowieka. Nigdy nie usłyszałam od nich, że są zmęczone. 12 maja przypada Międzynarodowy Dzień Pielęgniarek i Pielęgniarzy, bez których już nikt nie wyobraża sobie codzienności. ROZMAWIA: JOANNA MAŁECKA | ZDJĘCIA: SŁAWOMIR BRANDT Skąd u Ciebie zainteresowanie pielęgniarstwem? Anna Majewska-Gruszka: Oj, to muszę cofnąć się o ja- kieś 40 lat, czyli do szkoły podstawowej. Odkąd pamiętam, chciałam być pszczelarzem, po tacie. Tatuś miał dużą pa- siekę pszczół, w której się wychowywałam. Wyobraź sobie, że rok spędziłamw technikum rolniczym, ale zrozumiałam, że to nie dla mnie. Zmieniłam szkołę na liceum medyczne. Poszukiwałam swojego miejsca na ziemi, swojej drogi. Dlaczego medyczne? Pomagam, odkąd pamiętam. Zresztą lubię pomagać. Pie- lęgniarstwo to nic innego, jak pomoc drugiemu człowie- kowi. Poza tym, wiedziałam, że ten zawód będzie zawsze potrzebny i że będę mogła zawsze znaleźć pracę, gdziekol- wiek będę chciała mieszkać, pod warunkiem, że będę w tym dobra. A tak w ogóle, to mieszkałam naprzeciwko szpitala wojskowego w Wałczu, gdzie pracowali moi znajomi. Praca w służbie zdrowia była zawsze blisko mnie. A rodzice? Rodzice byli pedagogami. Oboje uczyli w wałeckich szko- łach. Ten kierunek też rozważałam, ale ostatecznie padło na biały kitel (śmiech). Dziś wiem, że pielęgniarstwo to moja wielka pasja, zwłaszcza pielęgniarstwo rodzinne. Pamiętasz czas spędzony w liceum medycznym? Oczywiście. Miałam mocno pod górkę (śmiech). Se- rio, codziennie szłam pod górkę (śmiech). Uczyłam się w Trzciance. Moja przyjaciółka Iwona pomagała mi prze- trwać i przejść przez najtrudniejsze momenty. Nawet w trze- ciej klasie zastanawiałam się, czy nie zrezygnować ze szkoły. Było tak trudno? Nie, ja zawsze lubiłam śpiewać, występować. Byłam ta- kim trochę kolorowym ptakiem tamtych czasów. Starto- wałam w różnych konkursach wokalnych, recytatorskich. Znalazłam się nawet wysoko w eliminacjach do konkursu w Opolu, ale odpadłam na dalszym etapie. Dziś myślę, że dobrze się stało. Skończyłam liceum medyczne, dostałam dyplom, otrzymałam prawo do wykonywania zawodu. I trafiłaś do szpitala MSWiA w Poznaniu. Tak. Widzisz, Ty to mnie jednak trochę znasz (śmiech). 1 sierpnia 1989 roku zaczęłam dyżur ranny na oddziale dermatologii z moją ukochaną, niestety nieżyjącą już Zytą. Była to doskonała pielęgniarka dermatologiczna, która wprowadzała mnie do zawodu. Przepłakałam przez Nią pierwsze dwa miesiące. Taka była wymagająca? Tak. Dziś wiem, że było to bardzo potrzebne. Zyta była taką moją oddziałową mamą. Pracowałyśmy razem 10 lat. Była też moją opiekunką i kasą zapomogowo-pożyczkową (śmiech). Dlaczego dermatologia? W sumie teraz do końca już nie wiem, dlaczego właśnie taką decyzję podjęłam. Kiedy zaczynałam pracę w szpitalu, na każdym oddziale były wakaty i mogłam wybrać miej- sce, które najbardziej mi odpowiada. Dermatologia nie wymagała takiej odwagi, jak praca na intensywnej terapii czy na oddziałach neonatologii. To jest ogromne wyzwa- nie i trzeba mieć w sobie wielką odwagę, by tam pracować.

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz