SUKCES PO POZNAŃSKU 5/2022
70 | Z SUKCESEM | MAJ 2022 zorganizował samodzielne stanowisko pracy i po kolei zgłębiałem wszystkie tajniki, począwszy od materiałoznaw- stwa, przez technologię i piłowanie ręczne, które zajmuje około roku, po naukę konstrukcji mechanizmów, tocze- nie i frezowanie. Ze szkoły ogólnej w zawodzie zegarmi- strza mogę wykorzystać znajomość rysunku technicznego, która potrzebna jest, by odwzorować brakującą część. Trzy lata praktyki wieńczył egzamin czeladniczy. Kolejne trzy lata to staż u mistrza i dalej praca na własny rachunek. W sumie 10 lat nauki i samokształcenia. Technika idzie do przodu, dlatego cały czas trzeba się doskonalić. Po pewnym czasie pojechałamna kurs zegarmistrzowski do Łodzi, który był prowadzony przez Przedsiębiorstwo Państwowe Jubiler. Następnym etapem była współpraca z angielską firmą, któ- rej przedstawiciele przywozili do mnie zegarki do regenera- cji. Anglicy przyjeżdżali do Poznania na kilka dni, zostawiali u mnie zegarki, a sami bawili się w hotelach. W Polsce zara- biało się wtedy około 20 dolarówmiesięcznie, a oni za jeden naprawiony mechanizm płacili mi 10 dolarów. Dla nich to były grosze, na tyle, że opłacało się im przyjechać od Polski. Któregoś razu zaproponowali, abympojechał z nimi i napra- wiał zegarki u nich w siedzibie. Pobyt w Anglii połączyłem z doskonaleniem zawodowym. Kiedy wyjeżdżałem z Polski, wydawało mi się, że jestem niesamowicie mądry, a to, że „Anglia” przyjechała do mnie, utwierdzało mnie w prze- konaniu, że jestem naprawdę dobry. Pobyt w Londynie uzmysłowił mi, jak wielu rzeczy muszę się jeszcze nauczyć. Gdy pierwszy raz wszedłem do księgarni specjalizującej się w publikacjach poświęconych sztuce zegarniczej, dotarło do mnie, jak niewiele wiem. W Poznaniu mamy jeszcze jednego zegarmistrza o nazwisku Bilicki. Zna Go Pan? Tak jakby (uśmiech). Dwadzieścia lat temu mój syn wszedł w ten zawód i od pewnego czasu prowadzi własną działalność. Czyli to już trzecie pokolenie w tym fachu. Zgadza się, choć w przypadku mojego syna nie było to takie oczywiste. Od małego przychodził do warsztatu, wydziela- łem Mu miejsce do pracy, dostawał swoje narzędzia i coś tam sobie dłubał. Obserwował mnie w pracy i doświadczał mojej nieobecności w domu. Gdy miał wybrać życiowe zaję- cie, zdecydował się podjąć studia. Początkowo była to angli- styka, potem informatyka. Ostatecznie nie skończył żadnego z tych kierunków. Wmiędzyczasie przychodził do mnie, by zarobić na swoje potrzeby (uśmiech). Wpadłem wtedy na pomysł, żeby dawać mu najtrudniejsze prace. Takie, które wymagają zaangażowania, poświęcenia czasu i uwagi. Uzna- łem, że zadania, które nie będą mechaniczne, rozbudzą Jego zainteresowanie. I tak się stało. Przez osiem lat pracowali- śmy razem. Zdobył także wszystkie niezbędne dokumenty poświadczające mistrzostwo. Co niesamowite, to trzy pokolenia pracowały w tym zakła- dzie. W tym miejscu, na ulicy Sienkiewicza, od 1956 roku zakład prowadził mój wuj. Ja przejąłem go w 1983 roku, czyli blisko 40 lat temu, gdy wuj podjął decyzję, że czas już przejść na emeryturę. W tym też miejscu pierwsze szlify praktykował mój syn. Ma Pan ulubione modele zegarków? Najbardziej lubię te szwajcarskie, francuskie, angielskie i XVIII-wieczne, bo w nich widać precyzję wykonania i pewną myśl. Mam wrażenie, że współcześnie, mimo do- stępu do technologii i materiałów, zegarmistrzostwo się nie rozwija. W dalszym ciągu zegarki potrafią być bardzo dro- gie, ale jakość wykonania pozostawia wiele do życzenia. Ele- menty, z których się składają, są tylko na chwilę. Ich cechą nie jest już długowieczność, a tymczasowość. Myślał Pan kiedyś o zmianie zawodu? Gdy coś się robi z pasją, to nie myśli się o tym, by to zmienić. A co Pan czuje pracując z zegarkami? Jakby czas się dla mnie zatrzymał. z Od małego rozkręcałem wszystko, co wpadło mi w ręce. Interesowała mnie technika wykonania urządzeń i mechanizmy, które wprowadzały te urządzenia w ruch
Made with FlippingBook
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz