SUKCES PO POZNAŃSKU 5/2022

87 Kibic najczęściej kojarzy nam się z kimś, kto idzie na mecz swojego klubu, trochę orientuje się w jego historii, bieżących wydarzeniach. Sławkowi Rajczakowi to nie wystarcza. Niesamowity człowiek, który jest kibicem sportu, oczywiście ma swoje drużyny i zawodników, dla których zdziera gardło, ale najważniejsze są emocje, które nabrzmiewają przez cały czas. Bo kiedy nie jest na meczu, to wszystko, co go pasjonuje, zamyka w statystycznych wyliczeniach. Pracuje także nad historią poznańskiego sportu żużlowego, którą chciałby przenieść na karty książki. ROZMAWIA: JULIUSZ PODOLSKI | ZDJĘCIA: SŁAWOMIR BRANDT Twoje zainteresowanie sportem to czasy, kiedy jako dziecko jeździłeś m.in. ze swoim tatą na Tor Poznań. Tato jeździł karetką, a Ty podziwiałeś przejeżdżające z hukiem samochody i motocykle. Sławek Rajczak: Myślę, że sport, ekscytacja, fakt, że na to- rze cały czas coś się dzieje nieprzewidywalnego – pobudziły moją chęć uczestniczenia w tych spektaklach. To nie był tylko Tor Poznań. Z tatą chodziliśmy także na koszykówkę do Areny i piłkę nożną na ul. Bułgarską, bo najważniejsze były emocje. A co do Toru, to najpierw rzeczywiście jeździ- łem z tatą, a potem już we własnej paczce spod „Bałtyku” „ogórem”, który w sobotę i w niedzielę był podstawiany przez MPK. Na pierwszych wyścigach byłem z tatą jak mia- łem 5 lat i właściwie pamiętam to jak przez mgłę. Podobnie z żużlem. Wiem, że po raz pierwszy byłem na zawodach o Puchar Targów. W pamięci zostały jedynie motory, kurz, brud i zapach spalin. Dzięki temu, że mój tata pracował ja- kiś czas jako kierowca karetki pogotowia, mogłem uczest- niczyć w wydarzeniach sportowych „od środka”. To znaczy, że tato też był kibicem sportowym? Tak, był prawdziwym poznańskim kibolem, który wciągnął mnie w to bez reszty. W Waszym przypadku najważniejsze było być na imprezie na żywo. Kiedyś wyjście na mecz było odskocznią. W telewizji nie było tylu transmisji co dzisiaj. Jak w weekend był jeden mecz piłkarski, to był sukces. Co gorsze, najczęściej poka- zywane były zespoły spoza Poznania. Imprezy odbywały się w sobotę i niedzielę, czasami piłkarskie w środę. Wtedy tata szybko wracał z pracy, mama miała przygotowany obiad i wraz ze znajomymi taty z pracy czy sąsiadami ruszaliśmy na mecz. Bywało, że jechaliśmy z kuzynem

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz