SUKCES PO POZNAŃSKU 5/2024

| MAJ 2024 10 | ZAPOWIEDZI Miała sześć miesięcy, kiedy w drewnianej skrzynce, uśpiona luminalem, przykryta cegłami, przekraczała bramę getta warszawskiego. Malutką Elżunią zaopiekowała się Stanisława Bussoldowa, znajoma Ireny Sendlerowej, która wychowała ją jak rodzoną córkę. Historia Elżbiety Ficowskiej była jedną z inspiracji do stworzenia spektaklu „Irena”, który można zobaczyć w poznańskim Teatrze Muzycznym. Zaraz za tym na rynku pojawiła się książka „Bieta” napisana przez Cezarego Harasimowicza, a dziś „Irena” jedzie do Niemiec – tam, gdzie wszystko się zaczęło… ROZMAWIA: JOANNA MAŁECKA | ZDJĘCIA: MACIEJ ZIENKIEWICZ PHOTOGRAPHY Cezary Harasimowicz: Powiedziałbym o sobie, że jestem gawędziarzem z Muranowa. Zresztą początek książki „Bieta” to dramatyczna historia Elżbiety, która działa się właśnie tutaj, na Muranowie. To fakty wyczytane, wyśledzone na podstawie dokumentów, zapisków Jerzego Ficowskiego, który śledził losy Biety na ulicy Nowolipie. To tam się urodziła i stamtąd została zabrana. Muranów to dzielnica, w której się wychowałem, żyłem, nawet zostałem tam sfotografowany wraz z moją mamą. Zdjęcie zostało wykonane w miejscu, w którym była brama, przez którą Bietę wywieziono w tej skrzynce drewnianej. Wtedy o tym nie wiedziałem. Co Pani poczuła po przeczytaniu tej książki? Elżbieta Ficowska: Wielką wdzięczność dla znakomitego pisarza, który tę powieść napisał. Poza tym nie każdy może dostąpić zaszczytu wystąpienia w czyjejś książce. Wie Pani, do tej pory moje życie wydawało się zupełnie zwyczajne, a jednak czegoś mi brakowało. Brakowało mi początku tej historii, który podarował mi Cezary HaraBIETA

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz