SUKCES PO POZNAŃSKU 5/2024

Z SUKCESEM | 79 | MAJ 2024 mina o tym sama autorka – okładka, którą dziś widzimy, nie była od razu zatwierdzona. To był pierwszy wybór wydawnictwa, ale nie autorki, która obstawała przy wyborze innego zdjęcia. Trochę to trwało, nim ją przekonaliśmy, ale dziś sama przyznaje, że cieszy się, że dała się namówić. Wiele osób, które spotykam, mówi, że ta okładka odzwierciedla treść książki. Ale ten przekaz nie jest zbyt nachalny. Bo nie chcieliśmy, aby taki był. Kobieta dźwiga koromysła, to zwyczajny obrazek, jednocześnie jest bardzo symboliczny. Obrazuje ciężar, który niosły na swoich barkach nasze babki. Można zobaczyć w tym obrazie też symbol krzyża, a słońce nad jej głową może być aureolą. Ja widzę tam też wielką moc, jaką miały nasze babki. Skąd u Ciebie pasja malarska? Od dziecka malowałam i rysowałam i twierdziłam, że będę artystką. W mojej rodzinie nie było tradycji artystycznych, moi rodzice nie zajmują się sztuką. Miałam jedynie kuzynkę, która także wybrała drogę artystyczną, ale nie miałyśmy częstego kontaktu w dzieciństwie. To jak zareagowali rodzice, gdy okazało się, że ich córka chce zostać artystką? Gdy rodzice usłyszeli, że chcę zdawać do liceum plastycznego, co wiązało się z przeprowadzką do Poznania, bardzo mnie wsparli w tej decyzji. Zapisali mnie nawet i wozili raz w tygodniu na warsztaty, które miały pomóc mi przygotować się do egzaminów. Z perspektywy czasu widzę, jak ważne było wtedy ich wsparcie i pełne zaufanie, jakim mnie obdarzyli. W szkole podstawowej nie dostałam jakiegoś wsparcia od nauczycieli. Wtedy pokutowało myślenie, że artysta nie da sobie w życiu rady. Jestem szalenie wdzięczna moim rodzicom. Do tego stopnia pomagali mi i we mnie wierzyli, że gdy w liceum i nawet na studiach miałam zajęcia z rzeźby, to ojciec brał mnie do warsztatu i spawał dla mnie konstrukcje do moich instalacji. A mąż, dzieci? Tworzycie artystyczny team? Mąż jest dziennikarzem i copywriterem, czasami spotykamy się przy wspólnych projektach, jednak zazwyczaj pracujemy osobno. Mam córkę i dwóch synów, synowie nie przejawiają zainteresowania sztuką, jednak widzę, że są na nią wrażliwi. Córka zaczęła właśnie studia na Akademii Sztuki w Rotterdamie, na wydziale audiowizualnym. Gdzie tworzysz? Od kilku lat wynajmuję pracownię niedaleko Starego Rynku. Staram się maksymalnie rozdzielić pracę od życia domowego, ale trochę mi się to nie udaje (uśmiech). Jestem nocnym markiem, więc często pracuję wieczorami. Przyjęłam taki podział, że „brudne” prace wykonuję w pracowni – nie każdy jak ja lubi zapach terpentyny – a prace komputerowe wykonuję w domu. To znaczy, że wróciłaś do malarstwa? Przez pierwsze lata macierzyństwa malarstwo odstawiłam na plan dalszy, ale od kilku lat konsekwentnie poświęcam mu coraz więcej czasu. Z moimi przyjaciółkami, Magdą Wolną i Marianną Sztymą, współtworzymy nieformalny kolektyw artystyczny „Pol_Sztyma_Wolna”. Razem kreujemy kolekcje malowanych ręcznie talerzy i wazonów. Tworzymy projekty tkanin. Swoje prace prezentujemy poza obiegiem galeryjnym. Wyszukujemy przeznaczone do remontu lokale i w nich organizujemy jednodniowe wystawy. Takie podejście sprawia, że jesteśmy niezależne, mamy swobodę wyrazu artystycznego i same decydujemy, co, jak, gdzie i w jakim czasie prezentujemy. Czego Ci życzyć? Tego, żeby to, co robię, zawsze sprawiało mi frajdę i abym mogła robić to jak najdłużej. z

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz