SUKCES PO POZNAŃSKU 6/2021
| CZERWIEC 2021 77 talnie w Pucharze Ronchetti i później w Pucharze Europy spisywały się koszykarki Olimpii Poznań. W pierwszej lidze piłkarskiej grały cztery drużyny z Wielkopolski: Lech, Warta, Olimpia i Sokół Pniewy. Wszystkie te wy- darzenia relacjonowałem także na antenę ogólnopolską, m.in. w słynnym piłkarskim studiu S-13. Ówczesny szef sportu w Polskim Radiu – Henryk Urbaś – lubił stawiać na utalentowanych ludzi z regionalnych rozgłośni i stąd powołanie do olimpijskiej ekipy. Co ciekawe, dopiero jako drugi sprawozdawca z poznańskiego radia, bo pierwszy był redaktor Ludomir Budziński. On pojechał na igrzyska w Berlinie w 1936 roku. Ja 60 lat później. Na ilu igrzyskach byleś i na której imprezie zadebiuto - wałeś? Byłem na 5 imprezach. Jeżeli chodzi o zimowe igrzyska, byłemwysłany przez moją rozgłośnię, żeby towarzyszyć gru- pie młodych ludzi z Klubu Olimpijczyka z Racotu do Lillehammer w 1994, do Na- gano w 1998 i do Turynu w 2006. Debiut w oficjalnej ekipie Polskiego Radia mia- łemw Atlancie, w 1996 roku. Potem był jeszcze wyjazd do Sydney w roku 2000. Przeżycie niesamowite. Relacjonowałem, razem z Markiem Rudzińskim, między innymi mecze reprezentacji polskich ko- szykarek z poznańskim trenerem Toma- szemHerktem i kapitanką Iloną Mądrą. Komentowałem także ostatni – jak do tej pory – olimpijski występ hokeistów na trawie. Tu mogłem robić za eksperta dla innych naszych dziennikarzy obsługujących igrzyska, którymmusiałem objaśniać zasady tej bardzo wielkopolskiej gry. Przywitanie z olimpijską Atlantą miałeś podobno szczególne. Miałem komentować mecze koszykarzy ze słynnego amery- kańskiego DreamTeamu i dlatego leciałemdopiero na drugą część igrzysk. WylądowałemwAtlancie 26 lipca 1996 wieczo- rem, a dzień później w Parku Olimpijskimwybuchła bomba. Pierwszą relacją, którą nadawałemdo Poznania, do radia, była reporterską opowieścią z tego bombowego wydarzenia. Czułeś dreszcz na plecach, który mają sportowcy star - tujący pod flagą z pięcioma kółkami olimpijskimi? To jest zawodowyMount Everest. Mówię to bez fałszywej skromności, bo obsługiwać igrzyska olimpijskie to jest coś nieprawdopodobnego. Nie dziwię się sportowcom, że do końca życia noszą w sercu to, że są olimpijczykami. Ja też czuję się olimpijczykiem, członkiem tej wyjątkowej rodziny! Zresztą działam społecznie w PolskimKomitecie Olimpij- skim. Nie ma nic wspanialszego niż relacjonowanie wystę- pów biało-czerwonych. Nawet teraz, gdy o tymmówię, czuję dreszczyk emocji przypominając sobie ich starty, a także ceremonie otwarcia i zamknięcia igrzysk. Czy miałeś okazję otrzeć się o polski medal na igrzy - skach na żywo? WAtlancie zostałemwysłany na kajaki jako reporter. Tam stanowiska komentatorskie były po jednej stronie jeziora, a hangary i miejsce, gdzie zawodnicy wpływali po wyścigach, i podium– po drugiej. Wtedy miałem okazję porozma- wiać jako pierwszy z PiotremMarkiewiczem, który zdobył brązowy medal. Zawsze jednak mieliśmy zasadę, że reporter Polskiego Radia jest tam, gdzie startuje ktoś z biało-czerwo- nych. Nieważne czy to eliminacje, czy już walka o medale. Jakie wydarzenie z pracy na igrzy - skach zapadło Ci najbardziej w pa - mięć? Dużo tego, ale pamiętam, że kiedy mia- łemdyżur i prowadziłem studio olimpij- skie na antenie radiowej Jedynki z Sydney, dokładnie wtedy – 24 września 2000 roku – złoty medal w rzucie młotem zdobywał poznaniak Szymon Ziółkowski. To były dodatkowe emocje, bo przecież znałem Szymona i jego tatę – Jurka, też zresztą żurnalistę. Twoje sportowe marzenie jako sprawozdawcy radiowego jest jeszcze przed Tobą? Najczęściej komentuję piłkę nożną. Robiłem już transmisje na Mundialach i na Euro. Gdyby zdarzył się finał z biało-czer- wonymi albo – poszalejmy – finał Ligi Mistrzów z udziałem Lecha alboWarty, to wcale bym się nie obraził i z przyjemno- ścią to skomentował na radiowej antenie. Mówię to z przy- mrużeniem oka, ale tylko z lekkim, bo w sporcie wszystko jest możliwe. Sport Cię nie opuszcza nawet w życiu prywatnym. I tu znowu fart, bo zawodowych pasji nie mógłbym speł- niać, gdybymnie miał wsparcia ze strony żony Doroty, byłej siatkarki. Piłkarsko spełnia się mój syn licealista – Krzysztof, który gra w TPS-ieWinogrady (i tu jeszcze jeden wątek olimpijski, bo prezesem tego klubu jest król strzelców igrzysk w Barcelonie – Andrzej Juskowiak). A tak całkiempoważnie, to samdobrze wiesz, że dziennikarz, a szczególnie ten sporto- wy, jest gościemw domu wweekendy, gdy inni odpoczywają z rodziną. Jednak jak się kocha tę robotę, to nie powinno się narzekać. I nie narzekam, tylko Czytelnikom „Sukcesu po poznańsku” mówię „Do usłyszenia”. z KIEDYŚ UKUŁEM SOBIE TAKIE ZDANIE, ŻE RADIO JEST MIŁOŚCIĄ, A TELEWIZJA PRZYGODĄ. TAK TOCZY SIĘ MOJE ŻYCIE ZAWODOWE
Made with FlippingBook
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz