6(70) / CZERWIEC 2024 ANDRZEJ BYSTRY Z RODZINĄ ZAKŁADY MIĘSNE BYSTRY ISSN 2545-0174 MIEJSKI MAGAZYN LIFESTYLOWY ROBIMY DOBRE WĘDLINY OD 40 LAT! PRZEZ SZYBĘ MIEJSKI LBX Z SUKCESEM MAGIA DŹWIĘKU WARTE POZNANIA PROFESOR BOGUMIŁA KANIEWSKA
| CZERWIEC 2024 WSTĘP | 3 Nad Domem na Klonowym Wzgórzu wschodziło słońce. Kogut z impetem zapiał, kot leniwie przeciągnął się na tarasie. Stała i patrzyła na góry. Kochała je od lat. W ogrodzie powiewały białe firanki w oknie zaślubin, panowie ustawiali ławy i krzesła. Zeszła na dół. Wzięła kilka białych firan, udekorowała meble, zerwała jeszcze gałązki trzmieliny. Otarła kurz i łezkę wzruszenia. Z domu wydobywał się zapach domowego obiadu. Ludzie nerwowo krzątali się po pokojach, zerkając na zegarki. Poszła na tył domu. Wzięła głęboki oddech. Słońce padało na twarz, wiatr delikatnie muskał jej włosy. Uśmiechnęła się do siebie. Była nadzwyczaj spokojna, bo wiedziała, że za plecami, w tym wyjątkowym domu, po prostu ma swoje wszystko. Kiedy usłyszała jej ukochany utwór „The Moment”, dumnie z tatą szła do Niego. Prawie rozryczała się jak dziecko, ze szczęścia. Świat w Jego oczach był po prostu lepszy. Świat w Jego oczach był i jest jej światem. To w Jego oczach, duszy i sercu znalazła to, czego tak długo szukała – spokój, szacunek, zrozumienie, odrobinę szaleństwa i wielką miłość. Trzymali się za ręce, przysięgając życie, a ona była pewna jak nigdy wcześniej, że tylko z nim chce liczyć zmarszczki i tylko z nim dbać o każdy dzień razem. Ta miłość, dobijając do swojego portu, przyciągnęła za sobą kilkanaście wspaniałych dusz. Ludzi, których wymarzyła sobie z biegiem lat. Ludzi, którzy byli przy niej na dobre i na złe. Była też w miejscu, które sobie wymarzyła. Patrzyła przed siebie i była spokojna. Wiedziała, że nieważne co wydarzy się w jej życiu, ma przy sobie ludzi, którzy nigdy nie pozwolą jej zabłądzić. Że nieważne kto i gdzie będzie próbował strącić ją z góry, ona tam wejdzie jeszcze wiele razy. Bo prawdziwi ludzie dzisiaj to wielki skarb, a prawdziwa miłość nadaje sens każdemu oddechowi. Jestem szczęściarą, bo mam Ludzi. I mam Ciebie. I niczego już nie potrzebuję, bo cały mój świat zamknięty jest w Twoich oczach. Joanna Małecka-Wenz redaktor naczelna WYDAWCA: Grupa MTP ul. Głogowska 14, 60-734 Poznań, NIP: 777-00-00-488 REDAKTOR NACZELNA: Joanna Małecka, joanna.malecka@grupamtp.pl, tel. 539 190 081 Z-CA REDAKTOR NACZELNEJ: Anna Skoczek anna.skoczek@grupamtp.pl, tel. 691 032 652 ADRES REDAKCJI: ul. Głogowska 14, 60-734 Poznań MAIL: redakcja@sukcespopoznansku.pl www.sukcespopoznansku.pl REDAKCJA: Elżbieta Podolska, Małgorzata Rybczyńska, Zofia Chołody, Krzysztof Grządzielski, Maciej Gładysz, Anna Jasińska, Ewa Malarska, Dominika Job, Marta Rybko, Juliusz Podolski, Daria Miedziejko, Karolina Michalak, Martyna Pietrzak-Sikorska, Janusz Ludwiczak SPRZEDAŻ I PROMOCJA: Hanna Kowal, hanna.kowal@grupamtp.pl, tel. 539 190 080 Izabela Czaińska, izabela.czainska@grupamtp.pl, tel. 603 410 151 SKŁAD: Wydawnictwo Inwestor www.wydawnictwoinwestor.pl KOREKTA: Elżbieta Ignacionek ZDJĘCIE NA OKŁADCE: Grzegorz Dembiński DRUK: „STANDRUK” Lublin RPR: 3781 Wszystkie materiały są objęte prawem autorskim. Przedruki i wykorzystanie materiałów wyłącznie za zgodą redakcji. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów nadesłanych materiałów. Redakcja nie odpowiada za treść reklam i materiałów promocyjnych.
| CZERWIEC 2024 10 | SPIS TREŚCI 6(70) / CZERWIEC 2024 ANDRZEJ BYSTRY Z RODZINĄ ZAKŁADY MIĘSNE BYSTRY ISSN 2545-0174 MIEJSKI MAGAZYN LIFESTYLOWY ROBIMY DOBRE WĘDLINY OD 40 LAT! PRZEZ SZYBĘ MIEJSKI LBX Z SUKCESEM MAGIA DŹWIĘKU WARTE POZNANIA PROFESOR BOGUMIŁA KANIEWSKA www.sukcespopoznansku.pl 11 | #jestemsobą 12 | MIASTO WARTE POZNANIA ZAPOWIEDZI 14 | Orzeł i Krzyż NA OKŁADCE 18 | Robimy dobre wędliny od 40 lat WARTE POZNANIA 24 | Prof. Bogumiła Kaniewska. Rubrum na 105 28 | Restauracja wielu serc 32 | Moda to jest, czy kochanie? PRL-owskich wspomnień czar TWÓJ DOM 36 | Oze? Każdy może! Z SUKCESEM 38 | Magia dźwięku w towarzystwie 42 | Kształcimy dzieci ciekawe świata 44 | Zawsze idę pod prąd 46 | Czy zaplanowałeś już wakacje dla swojego dziecka? GŁOS BIZNESU 50 | Nowoczesna funkcjonalność 52 | Dzielimy się tym, co dobre 54 | Kawałek Poznania w każdym elektrycznym VW ID TWÓJ STYL 56 | Moda dla każdego w Posnanii 58 | Wakacje we włoskim stylu ZDJĘCIE NA OKŁADCE: Grzegorz Dembiński CZYTAJ TAKŻE ONLINE: ZDROWIE I URODA 60 | Na kondycję psychiczną patrzymy kompleksowo 62 | Rehabilitacja onkologiczna PRZEZ SZYBĘ 66 | Miejski crossover LBX POZIOM WYŻEJ 70 | Zmieniamy tysiące ludzkich mikroświatów 74 | Pisać lubiłem od zawsze 78 | Napędza mnie pasja do działania SMACZNEGO 80 | Tajemnica jednej truskawki 84 | Zielono mi… sałata dla każdego W PODRÓŻY 86 | Raz na wodzie, raz pod wodą 90 | Vanem Pawłem przez świat Z KULTURĄ 92 | Gitara to moje życiowe przeznaczenie W OBIEKTYWIE 94 | Sztuka słowa 96 | Pomarańczowy Koncert Marzeń 97 | Przypadki miłosne 98 | 2. Urodziny Portu Sołacz
| CZERWIEC 2024 #JESTEMSOBĄ | 11 ZDJĘCIE: Daria Halak/SWAN Photography Wspólnie ze SWAN Photography realizujemy akcję pt. #jestemSobą. Przez kolejne miesiące pokazujemy spełnione kobiety, na różnych etapach życia, które odważnie przez nie idą, są dumne ze swojej kobiecości, nie boją się marzyć, pozostając sobą. #JESTEMSOBĄ Jestem sobą, ponieważ znam swoją wartość. Jestem świadoma swojego ciała i umysłu. Moje życie to nieustanna podróż odkrywania własnych możliwości i głębszego zrozumienia samej siebie. Wiem, że jako kobieta, która ma swoją niepowtarzalną historię, życie stoi przede mną otworem, a to dopiero początek tej pięknej przygody zwanej życiem. Właśnie to sprawia, że czuję się pewnie w swojej skórze i mam odwagę być autentyczną niezależnie od innych. Dominika
| CZERWIEC 2024 12 | MIASTO WARTE POZNANIA Pomnikami uhonorowanych jest w Poznaniu kilkuset mężczyzn i zaledwie kilka kobiet. Statystyka ta nieco poprawiła się w 2018 roku, gdy na skwerze u zbiegu ul. Dąbrowskiego i Kochanowskiego pojawił się pomnik Trzech Tramwajarek. TEKST: PAWEŁ CIELICZKO | ZDJĘCIA: JUSTYNA SZADKOWSKA „JUSTISZA” Pomnik Trzech Tramwajarek ma dla mnie szczególne znaczenie. Na początku lat dwutysięcznych kierowałem firmą doradczą, której siedziba mieściła się na parterze kamienicy u zbiegu ul. Dąbrowskiego i Kochanowskiego, w miejscu, gdzie w latach pięćdziesiątych funkcjonował sklep za żółtymi firankami, w którym niedostępne dla zwykłych poznaniaków produkty nabyć mogli pracownicy resortu – milicjanci, ubecy. Każdego dnia patrzyłem na bezimienny, zdegradowany skwer, na którym znajdował się drewniany barak z kolekturą totolotka, a w krzakach za nim doskonale maskowali się lokalni pijaczkowie. Wszystko to kilkanaście metrów od pomnika upamiętniającego tych, którzy zginęli w Powstaniu Poznańskiego Czerwca 1956 roku. Gdy kilkanaście lat później barak z kolekturą zniknął, a Zarząd Zieleni Miejskiej zabrał się za rewitalizację skweru, wraz z Fundacją Kochania Poznania złożyłem wniosek, by jego patronkami zostały: Helena Przybyłek, Stanisława Sobańska i Maria Kapturska, zupełnie wówczas zapomniane bohaterki Poznańskiego Czerwca, które za chwilę odwagi i patriotycznego uniesienia zapłaciły całym życiem. Rada Miejska jednogłośnie poparła nasz wniosek, a tramwajarki pojawiły się w miejscu, w którym przeżywały ostatnie, a może jedyne, dobre chwile w życiu, kiedy szły z rozciągniętym, biało-czerwonym płótnem, prowadząc robotniczą manifestację w kierunku ul. Kochanowskiego, ku gmachowi Urzędu Bezpieczeństwa. Zależało nam jednak, by Trzy Tramwajarki zostały bardziej trwale zapisane w przestrzeni miejskiej, by miały swój pomnik. Dla idei tej pozyskaliśmy ówczesnego prezesa Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego Sp. z o.o. Zachwyciła go opowieść o tym, że prowadzona przez niego firma jest najważniejszym spadkobiercą idei Poznańskiego Czerwca 1956 roku, zarówno dlatego, że zatrzymanie tramwajów i sparaliżowanie miasta sprawiło, że strajk i manifestacja robotników kolejowych przekształciły się w powstanie miejskie, jak i dlatego, że z mapy Poznania zniknęły już Zakłady Naprawcze TaboKatarzyna Cieliczko i Paweł Cieliczko z Fundacji Kochania Poznania oraz rodzina jednej z tramwajarek – Stanisławy Sobańskiej POMNIK TRZECH TRAMWAJAREK
| CZERWIEC 2024 MIASTO WARTE POZNANIA | 13 ru Kolejowego, Fabryka Maszyn Żniwnych, Wiepofama czy Modena, a Cegielski jest marnym cieniem dawnej wielkości, a jako jedyne wielkie przedsiębiorstwo do dziś funkcjonuje tylko MPK. Pomnik miał być skromny, żeby formą nawiązywał do postaci tramwajarek, które nigdy nie aspirowały do kombatanckich orderów czy apanaży, a samotnie, w milczeniu, zapomniane, okaleczone i wykluczone, każdego dnia płaciły straszliwą cenę za kilka chwil odwagi i szczęścia, jakie przeżyły w to czerwcowe przedpołudnie. Pomnik nie został wykonany z jednego, kamiennego bloku, ale z kilkuset bazaltowych i granitowych kostek, jakimi w 1956 roku wybrukowane były poznańskie ulice. Kostki te wyrywali robotnicy, nie znajdując lepszego sposobu, by odpowiedzieć na strzały padające z okien Urzędu Bezpieczeństwa. Kamienie te zamknięte zostały w gabionie wykonanym z krzyżujących się metalowych prętów, przypominających kraty w katowniach UB, w których beztroskie nastolatki zmienione zostały w okaleczone inwalidki. Prosta, miedziana tablica umieszczona na pomniku przypominała natomiast o chwili, która była symbolem ich odwagi, a zapamiętana została dzięki fotografii wykonanej przez tajniaka. Uroczystość odsłonięcia Pomnika Trzech Tramwajarek zorganizowana została 25 listopada 2018 roku. Tego dnia przypada dzień św. Katarzyny Aleksandryjskiej, torturowanej podobnie jak one męczennicy, patronki kolejarzy i tramwajarzy. W tym dniu poznańscy tramwajarze świętują z okazji tradycyjnych „Katarzynek”. Tego dnia mijało także sto lat i dwa tygodnie od odzyskania przez Polskę niepodległości, której nie dostaje się raz na zawsze, bo trzeba o nią walczyć, niepodległości, o którą w czerwcu 1956 roku upomniały się trzy tramwajarki. Na uroczystość odsłonięcia Pomnika Trzech Tramwajarek przybyły setki ludzi, hołd im oddało szesnaście pocztów sztandarowych, odczytano list przesłany przez słynną gdańską tramwajarkę, Henrykę Krzywonos. Gabion z tablicą upamiętniającą Helenę Przybyłek, Stanisławę Sobańską i Marię Kapturską był instalacją tymczasową i miał tylko kilka dni pozostawać na skwerze. Opowieść o „czerwcowych dziewczętach” bardzo poruszyła jednak ludzi. Przez kolejne dni nie można było dojrzeć pomnika, bo zasłaniały go donoszone wciąż wieńce, bukiety i pojedyncze kwiaty. Nie musieliśmy nawet występować w tej sprawie do władz miejskich, bo z inicjatywy magistratu czas ekspozycji naszej „tymczasowej instalacji artystycznej” był wydłużany, aż uzyskaliśmy wszelkie zgody i pozwolenia, a instalacja została trwale powiązana z gruntem i stała się Pomnikiem Trzech Tramwajarek. Więcej o Helenie Przybyłek, Stanisławie Sobańskiej i Marii Kapturskiej przeczytać można w książce Pawła Cieliczko „Trzy tramwajarki”, Poznań 2018. z Pomnik miał być skromny, żeby formą nawiązywał do postaci tramwajarek, które nigdy nie aspirowały do kombatanckich orderów czy apanaży, a samotnie, w milczeniu, zapomniane, okaleczone i wykluczone, każdego dnia płaciły straszliwą cenę za kilka chwil odwagi i szczęścia, jakie przeżyły w to czerwcowe przedpołudnie
| CZERWIEC 2024 14 | ZAPOWIEDZI Zagrają 10 spektakli dla 20 000 widzów. Największe nocne show o historii Polski – „Orzeł i Krzyż” odbywać się będzie od 21 czerwca do 20 lipca w podpoznańskim Parku Dzieje. Na premierę widowiska pozostało już niewiele miejsc, bilety na kolejne spektakle wyprzedają się w rekordowym tempie. W spektaklu zagra ponad 300 aktorów – wolontariuszy. Widowisko to połączenie gry świateł, efektów pirotechnicznych, wizualnych i muzyki, które prowadzą widzów przez ponad 1000 lat dziejów Polski. TEKST I ZDJĘCIA: MATERIAŁY ORGANIZATORA A wszystko zaczęło się od spektaklu o dziejach regionu wystawianego dla kilkuset mieszkańców Murowanej Gośliny. Dziś historyczne widowiska „Orzeł i Krzyż” to ogólnopolska atrakcja dla kilkunastu tysięcy osób, które przez pięć kolejnych weekendów odwiedzą podpoznański Park Dzieje. Co ich czeka na miejscu? Niespełna dwugodzinne show o ponadtysiącletniej historii naszego narodu, tworzone przez 300 aktorów – wolontariuszy, okraszone widowiskowymi zabiegami scenograficznymi. EFEKTY SPECJALNE, PIROTECHNIKA Już na przełomie czerwca i lipca ponad 300 aktorów wolontariuszy ponownie wcieli się w 1500 postaci, by w ekscytujący sposób przedstawić najciekawsze sceny z historii naszego narodu. Chrzest Polski, koronacja Bolesława Chrobrego, triumfy husarii czy powstanie „Solidarności” to tylko kilka momentów historii państwa polskiego, do których przenoszą nas twórcy spektaklu. Nie zabrakło też nawiązań do najbardziej znanych legend, a także scen pokazujących codzienne życie Polaków na przestrzeni wieków. Co roku spektakularne show prezentowane jest na ogromnej scenie liczącej ponad 40 tysięcy metrów kwadratowych, wzbogacone efektami specjalnymi, pirotechniką, mappingiem i popisami świetlnymi. – W tym roku część scen będzie odegrana bliżej widowni – zdradza Filip Klepacki, reżyser nocnego show. – Dopracowaliśmy grę na wielu planach, dzięki czemu widzowie będą mogli dostrzec więcej szczegółów. Wykorzystujemy też więcej mappingów, mocniejsze i bardziej precyzyjne światła oraz zupełnie nową pirotechnikę. ORZEŁ I KRZYŻ | MATERIAŁ PROMOCYJNY
| CZERWIEC 2024 ZAPOWIEDZI | 15 Ogrywamy lepiej ogień i wodę, a sam scenariusz będzie bardziej czytelny w opowiadaniu historii oraz dynamiczniejszy. OGROMNA LEKCJA HISTORII Arenę wydarzeń stanowi ogromna plenerowa scena usytuowana w Parku Dzieje – pierwszym w Polsce historycznym parku tematycznym, wzorowanym na „Puy du Fou” – jednej z największych atrakcji turystycznych Francji. – Nasze widowiska mają już swoją markę i wiernych widzów, którzy odwiedzają nas co roku, a jednocześnie stają się ambasadorami, promując je wśród swoich znajomych – mówi Tomasz Łęcki, prezes Stowarzyszenia Dzieje i pomysłodawca widowisk. Szacujemy, że wystawiane dziesięć razy widowisko „Orzeł i Krzyż” przyciągnie w tym roku do Murowanej Gośliny 20 tysięcy widzów. Wydarzenie tworzone organicznie od 2016 roku przez Stowarzyszenie Dzieje zyskało uznanie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego jako instytucja o oddziaływaniu ponadregionalnym, która jakością swoich działań zasługuje na mecenat państwa. Dlatego w 2023 roku została powołana państwowa instytucja kultury, która wspiera rozwój tego projektu – od lokalnej inicjatywy do ogólnopolskiego projektu. Widowisko „Orzeł i Krzyż” to nie tylko niezwykłe wydarzenie kulturalne, ale przede wszystkim ogromna dawka historii, przekazana w niecodziennym, zjawiskowym formacie. Oprócz głównego spektaklu, który rozpoczyna się tuż po zachodzie słońca, uczestnicy w ciągu dnia mogą korzystać z dodatkowych atrakcji oferowanych przez Park Dzieje. Pokazy sokolnicze, minizoo, park linowy, krótsze inscenizacje m.in. o powstaniu wielkopolskim, a do tego gry i zabawy z historią w tle, to tylko część możliwości na spędzenie czasu w oczekiwaniu na nocne widowisko. Głównym z nich jest jednak Biesiada – wyjątkowa kolacja przenosząca uczestników w czasy roztańczonego średniowiecza i króla Przemysła II. MAGICZNA ATMOSFERA Do premiery pozostało kilka tygodni. Na terenie parku trwają ostatnie przygotowania. Na miejscu już stanęła trybuna, która każdorazowo pomieści ponad 2 tysiące widzów. W gotowości są również aktorzy wolontariusze, którzy za chwilę zaczynają próby generalne. Wśród nich są mieszkańcy gminy, część zaangażowanych dojeżdża z Poznania, ale też z innych miast, nawet Warszawy. Widowisko Orzeł i Krzyż to nie tylko spektakl, to wielkie przedsięwzięcie, w którym każdy może znaleźć swoje miejsce. Aktorzy, rekwizytorzy, krawcy czy osoby zajmujące się obsługą gości – każdy wkładany wysiłek przyczynia się do stworzenia magicznej atmosfery, która robi wrażenie na widzach. W tym roku widowisko zostanie wystawione aż 10 razy: 21, 22, 28, 29 czerwca, a także 5, 6, 12, 13, 19, 20 lipca. Bilety na spektakl można zarezerwować bezpośrednio na stronie www.parkdzieje.pl. Dzięki współpracy z Kolejami Wielkopolskimi do Murowanej Gośliny można dojechać z Poznania, kupując specjalny bilet „tam i z powrotem” w cenie 5 zł. Po zakończeniu spektaklu na widzów będzie czekał dodatkowy pociąg, którym wrócą do stacji Poznań Główny. z
| CZERWIEC 2024 16 | ZAPOWIEDZI Deszczowa piosenka 7 czerwca, godz. 19.00 8 czerwca, godz. 19.00 9 czerwca, godz. 17.00 11 czerwca, godz. 11.00 12 czerwca, godz. 19.00 13 czerwca, godz. 19.00 14 czerwca, godz. 19.00 15 czerwca, godz. 19.00 Teatr Muzyczny w Poznaniu Musical jest satyrą na Hollywood lat 20. XX wieku i rodzący się w tamtych czasach show biznes. Don Lockwood jest jedną z najpopularniejszych gwiazd kina, a na czerwonym dywanie pojawia się w towarzystwie swojej filmowej partnerki Liny Lamont. Współpraca na planie z piękną, lecz kapryśną aktorką komplikuje się, gdy kinematografia przechodzi rewolucję dźwiękową. Nieprzyjemny głos Liny stawia pod znakiem zapytania plan stworzenia nowego filmu. Wówczas przyjaciel Dona – kompozytor Cosmo Brown – wpada na pomysł wykorzystania głosu utalentowanej, lecz jeszcze niedocenionej artystki Kathy Selden. Spektakl oparty jest na scenariuszu filmu z 1952 roku o tym samym tytule, który został okrzyknięty najlepszym musicalem wszech czasów. Widzowie pokochali go przede wszystkim za kultowe piosenki, takie jak „Good Morning”, czy „Singin’ In The Rain”. Adaptacja teatralna wiernie odtwarza przebieg akcji, łącznie ze słynną sceną tańca w deszczu. Reżyserem poznańskiego spektaklu jest Tadeusz Kabicz, kierownikiem muzycznym Krzysztof Herdzin, scenografię i kostiumy zaprojektowała Natalia Kitamikado a choreografię przygotowują Michał Cyran i Maciej Glaza (step). Bilety: 50 – 140 zł Salon Poezji / Danuta Stenka 15 czerwca, godz. 11.45 (Teatr Muzyczny w Poznaniu) 15 czerwca, godz. 18.00 (Biblioteka w Zamku w Kórniku) Gościem 95. odsłony będzie Danuta Stenka, znakomita aktorka teatralna i filmowa. W programie znajdzie się poezja Czesława Miłosza, laureata nagrody Nobla oraz wielu innych prestiżowych nagród literackich. Program muzyczny przygotuje Kinga Tarnowska, altowiolistka orkiestry Teatru Muzycznego w Poznaniu. Bilety: 20 zł (Teatr Muzyczny) Salon Poezji / Daniela Popławska 8 czerwca, godz. 11.45 (Teatr Muzyczny w Poznaniu) 8 czerwca, godz. 18.00 (Biblioteka w Zamku w Kórniku) Podczas 94. odsłony Salonu Poezji wystąpi Daniela Popławska, uwielbiana przez publiczność aktorka Teatru Nowego w Poznaniu. W programie znajdą się fragmenty książki „Maria Skłodowska-Curie. Zakochana w nauce” autorstwa Tomasza Pospiesznego, a także listy noblistki oraz jej mało znane wiersze pisane jeszcze w czasach młodości. Nie zabraknie specjalnej oprawy muzycznej, za którą odpowiedzialny będzie pianista Jakub Kraszewski. Fot. Dawid Stube fot. Olszanka.East News
| CZERWIEC 2024 ZAPOWIEDZI | 17 R E K L A M A Doing Business in Germany 13 czerwca, Concordia Design Jeśli jesteś przedsiębiorcą zainteresowanym ekspansją na rynek niemiecki, nie możesz przegapić wydarzenia „Doing Business in Germany”! Konferencja odbędzie się 13 czerwca w Poznaniu i obejmie tematy takie, jak: geopolityczne zmiany wpływające na niemiecką gospodarkę, doświadczenia polskich przedsiębiorców działających na niemieckim rynku, zakup niemieckiej firmy jako strategia wejścia na rynek oraz różnice między landami i miejsca, gdzie warto inwestować. Dlaczego warto wziąć udział? Poznasz kluczowe informacje o niemieckiej gospodarce, transformacji energetycznej i technologicznej oraz perspektywach inwestycyjnych. Spotkasz polskich przedsiębiorców już działających na rynku niemieckim i dowiesz się o ich doświadczeniach. Wysłuchasz wypowiedzi ekspertów na temat stanu gospodarki niemieckiej oraz powiązań gospodarczych między Polską a Niemcami. Weźmiesz udział w sesji networkingowej z koktajlem, gdzie nawiążesz cenne kontakty biznesowe. Bezpłatna rejestracja na stronie ahk.pl: https://ahk.pl/pl/wydarzenia/event-details-pl/ poznan-doing-business-in-germany Board and Directors Club 27 czerwca, Biblioteka Raczyńskich w Poznaniu Zapraszamy na ekskluzywne spotkanie z cyklu Board and Directors Club organizowane przez AHK Polska, dedykowane właścicielom i osobom zarządzającym firmami. Tym razem tematem będzie WIEDZA, a spotkamy się z prof. Tomaszem Pospiesznym, chemikiem z Uniwersytetu Adama Mickiewicza, w inspirujących przestrzeniach Biblioteki Raczyńskich. Prof. Pospieszny, znany biograf Marii Skłodowskiej-Curie i autor książek o nauce, przybliży temat roli wiedzy w biznesie i nauce, rozważając, czy jest ona kluczem do potęgi czy tylko narzędziem o zmiennej skuteczności. To wyjątkowa okazja do intelektualnych inspiracji oraz nawiązania wartościowych kontaktów biznesowych w ramach dyskusji i networkingowego koktajlu. Bezpłatna rejestracja: https://ahk.pl/pl/wydarzenia/event-details-pl/ poznan-boarddirectors-club-wiedza
| CZERWIEC 2024 18 | NA OKŁADCE | MATERIAŁ PROMOCYJNY OD 40 LAT! DOBRE WĘDLINY ROBIMY
| CZERWIEC 2024 NA OKŁADCE | 19 Mają 61 sklepów w całej Wielkopolsce, dwa w Mogilnie, zakład w Swarzędzu, dwa gospodarstwa oraz własną wytwórnię pasz. Zatrudniają ponad 500 osób. Dziennie wyjeżdża od nich około 40 ton wędlin i mięsa. I wszystko ze sklepów szybko znika… Kiedy zrobiłam sondę wśród moich znajomych, od którego rzeźnika kupują wędliny, zdecydowana większość powiedziała: „No jak to od kogo. Od Bystrego!”. Kiedy poznałam rodzinę Bystrych, zrozumiałam, że to ludzie, dla których rzetelność i jakość stoją na pierwszym miejscu, którzy uwielbiają to, co robią. Pewnie dlatego to wychodzi. Sam Andrzej Bystry, który zakładał firmę w 1983 roku, przyznaje, że jest szalenie dumny nie tylko ze smaku, który pokochali ludzie. Jest dumny z rodziny, która wraz z nim prowadzi Zakłady Mięsne Bystry, z dbałości o receptury, które towarzyszą Wielkopolanom od 40 lat i z tego, że co roku przed świętami po białą kiełbasę ustawiają się kolejki. Zbudował markę w czasach marketowego, taniego jedzenia, która dzisiaj broni się sama… ROZMAWIA: JOANNA MAŁECKA ZDJĘCIA: GRZEGORZ DEMBIŃSKI Od lewej: Andrzej Bystry, Jacek Jędrzejczak | MATERIAŁ PROMOCYJNY
| CZERWIEC 2024 20 | NA OKŁADCE Właśnie wrócił z Warszawy z kolejną statuetką za swoje wyroby. Ile ma Pan już nagród na swoim koncie? Andrzej Bystry: Myślę, że kilkadziesiąt. Co roku odbieramy jakąś nagrodę. Cieszę się, bo to oznacza, że jakość naszych wyrobów wciąż jest na bardzo wysokim poziomie, a doceniają to konsumenci. Ma Pan swoje tajne receptury? Andrzej Bystry: Doskonale pamiętam receptury z lat 70. i 80., bo powstawały według narzuconych norm na produkcję wyrobów wędliniarskich. To oznacza, że kiełbasa śląska w każdym zakładzie smakowała tak samo. Dzisiaj każdy producent ma swoje normy i swoje receptury, nie ma powtarzalności. Znam to choćby na przykładzie kiełbasek piwoszek, które kupiłam u dwóch różnych rzeźników i smakowały inaczej… Andrzej Bystry: Dokładnie w tym rzecz. Dzisiaj mamy inny surowiec, inaczej wygląda produkcja, chociaż my w zakładach Bystry dążymy do odtwarzania smaku sprzed lat. To wymaga większych nakładów pracy, większej logistyki, ale nam się to udaje. Wie Pani, niektórzy nasi klienci kupują u nas od lat i mówią, że smak wciąż mamy ten sam. Tylko ceny się zmieniają. Muszą, bo dzisiaj jakość kosztuje. Andrzej Bystry: To prawda. Cieszę się, że produkty pod naszą marką wychodzą naprawdę bardzo dobre. Nie mamy się czego wstydzić. O czym świadczą codzienne kolejki do Waszych sklepów. Andrzej Bystry: Nie chciałbym, żeby ludzie długo czekali, aby zrobić zakupy. Z drugiej strony cieszy fakt, że klienci chcą poczekać, żeby kupić swoją ulubioną szynkę czy kiełbasę. Dumny jestem z tego, że zbudowałem markę, sieć sklepów, która postrzegana jest w branży spożywczej dobrze. Ludzie lubią nasze wyroby, cenią jakość i chcą u nas kupować. A konkurencja? Andrzej Bystry: Największą konkurencją dla nas są duże sieci handlowe. Nie jestem w stanie wyprodukować kiełbasy za 9,99 zł. Nie stać mnie na to i nie umiem jej zrobić. Z drugiej strony nie mam pojęcia, z czego jest kiełbasa, która ma taką cenę. Surowiec, który kupujemy, kosztuje więcej niż gotowy produkt z marketu. Wie Pani, dlaczego stawiamy na jakość? Doskonale pamiętam receptury z lat 70. i 80., bo powstawały według narzuconych norm na produkcję wyrobów wędliniarskich. To oznacza, że kiełbasa śląska w każdym zakładzie smakowała tak samo Od lewej: Ania Bystry, Andrzej Bystry, Agata Bystry
| CZERWIEC 2024 NA OKŁADCE | 21 Wychowałem się w rodzinie wielodzietnej. Mieszkaliśmy w Bliżycach pod Wągrowcem, gdzie moi rodzice wiele lat temu kupili gospodarstwo rolne. Hodowaliśmy zwierzęta na własne potrzeby, żeby mieć co jeść szkołę, chodziłem na praktyki. W wakacje pracowałem za darmo – najpierw było: wynieś, przynieś, pozamiataj, ale potem rozpoczęła się prawdziwa nauka fachu. Pamiętam, jak śmiali się ze mnie, że jestem za chudy na rzeźnika. Miałem wtedy 15 lat, więc nie mogłem mieć budowy atlety. Zresztą do dzisiaj nie mam (śmiech). I na pewno zrobił im Pan na przekór… Andrzej Bystry: Skąd Pani wiedziała? (śmiech) Postanowiłem udowodnić, że dam radę. Pracowałem w Skokach, aż powołano mnie do wojska. Po powrocie trochę popracowałem w Pobiedziskach, a potem trafiłem do zakładu mięsnego w Swarzędzu. Tam dużo się nauczyłem. Były lata 80., w sklepach niewiele było. Wyrabiałem kiełbasę w domach przedsiębiorców. Ludziom zasmakowały moje wyroby i w 1983 poszedłem na swoje. Zbudowałem pierwszy niewielki zakład rzeźnicki. Maszyny miałem wtedy prymitywne, takie, jakie były dostępne na rynku. Maszynka do mielenia mięsa, szpryca i nadziewarka – oto, jak zaczynałem. Ale miałem siłę woli, chęć rozwijania się. Potem, w 1993 roku, kupiłem gminną ubojnię w Swarzędzu. Obecnie znajdujemy się w masarni przy ulicy Strzeleckiej w Swarzędzu. Historia tych budynków sięga początków XX wieku. W roku 2004 zakończyła się trwająca piętnaście miesięcy kompleksowa przebudowa obiektu pod nadzorem konserwatora zabytków. Zakład wyposażony jest obecnie w najnowocześniejsze maszyny i urządzenia, spełnia wszystkie wymogi UE, posiada również wdrożony system HACCP. Ma Pan swój ulubiony produkt? Andrzej Bystry: Jem absolutnie wszystko. Zresztą muszę wiedzieć, jak smakuje to, co robimy. Wciągnął Pan do firmy całą rodzinę. Dzisiaj to rzadkość, biorąc pod uwagę, że dzieci zmęczone historiami ciężko pracujących rodziców, chcą inaczej... Andrzej Bystry: Pierwszą wciągnąłem żonę, Agatę. Początkowo ważyła przyprawy. Kiedy zainteresowanie naszymi wyrobami było coraz większe, wstawała o 4. rano i sprzedawała. Wielką zasługą Agaty jest to, że chciała mi wtedy pomóc i że do dziś jest moją wielką podporą. Dalej, Dlaczego? Andrzej Bystry: Bo chcemy, żeby klient do nas wrócił. Mamy normy i receptury, które powtarzamy. Czasami eksperymentujemy z przyprawami i wychodzą nam nowe smaki, równie ciekawe. Macie swoje mięso? Paweł Bystry: Mamy dwa gospodarstwa. W jednym hodujemy świnie, w drugim byki. Uprawiamy hektary ziemi po to, żeby mieć paszę dla naszych zwierząt. Mamy własną mieszalnię pasz i swoją produkcję paszy. Andrzej Bystry: Dzięki temu możemy produkować wędliny Mistrza Andrzeja, linię produktów premium, które powstają według starych receptur sprzed lat, a których nauczyłem się, będąc uczniem w zakładach wędliniarskich. Muszę pochwalić się naszą metką Mistrza Andrzeja, która jest wybitna. Uwielbiam posmarować nią świeżą bułkę. Kiedy o tym Pani opowiadam, przypomina mi się metka, którą robiliśmy wiele lat temu. Do dziś pamiętam, jak otwierając wędzarnię, wydobywał się z niej wspaniały zapach. Aż chciało się zjeść wszystko od razu. Paweł Bystry: Dodam tylko, że poza gospodarstwem skupujemy zwierzęta od polskich rolników, którzy specjalnie dla nas i według naszych wytycznych hodują dla nas zwierzęta. Nie tęskni Pan za początkami, za tą rzemieślniczą produkcją? Andrzej Bystry: Nie. To były naprawdę trudne czasy. Wychowałem się w rodzinie wielodzietnej. Mieszkaliśmy w Bliżycach pod Wągrowcem, gdzie moi rodzice wiele lat temu kupili gospodarstwo rolne. Hodowaliśmy zwierzęta na własne potrzeby, żeby mieć co jeść. Nie było łatwo. Początkowo poszedłem do szkoły zawodowej w Poznaniu, uczyłem się w zakładach rowerowych. Codziennie rano wstawałem o 3. nad ranem, jechałem rowerem do stacji kolejowej, a dalej pociągiem do Poznania. Wracałem w nocy. Byłem wykończony. W tym czasie do gospodarstwa moich rodziców przyjeżdżał rzeźnik na tzw. świniobicie. Któregoś dnia zapytał mnie, czy nie chciałbym nauczyć się tego, co robi. Nie miałem nic do stracenia. I tak zaczęła się moja przygoda z wędliniarstwem. Zmieniłem
| CZERWIEC 2024 22 | NA OKŁADCE kiedy pojawiły się dzieci, jakoś tak naturalnym było, że weszły do firmy. Córka Paulina prowadzi dział garmażerii. Potrzeba wzbogacenia asortymentów w wyroby garmażeryjne w sklepach firmowych była kolejnym wyzwaniem produkcyjnym i logistycznym firmy. Problematyką tą zajęła się moja córka Paulina, która przeprowadziła remont starego zakładu – moich początków, dostosowała obiekt do produkcji i nowoczesnego pakowania wyrobów. Powstała w ten sposób niezależna jednostka – zakład Garsmak, który stanowi część rodzinnej firmy – grupy BYSTRY. Produkowane wyroby garmażeryjne i dania gotowe nie tylko wzbogacają półkę sklepową, ale są bardzo poszukiwanym asortymentem w opinii klientów. Syn Paweł odpowiedzialny jest za sprzedaż, logistykę, synowa Ania jest dyrektorem ds. handlu i marketingu. Marketing jest wiodącym działem zakładu. Na pewno głównym czynnikiem wzrosty firmy jest dbałość o smak i jakość wędlin, a także wysoka jakość oferowanego mięsa. Klient lubi być zaskakiwany, ale jednocześnie musi mieć wpływ na to, co spożywa. Jesteśmy bardzo elastyczni na wahania rynku, a decyzyjne ukierunkowanie na klienta następuje szybko. Zawsze, na każdej imprezie firmowej, dziękuję rodzinie, że chcą być ze mną w tym biznesie, który łatwy nie jest. Poza tym przyznaję, że kiedyś, jak dzieci były małe, nie miałem dla nich dużo czasu. W pierwszym zakładzie, przy ulicy Kopernika, o trzeciej nad ranem wychodziłem z mieszkania, które mieliśmy na piętrze, żeby włączyć światło i otworzyć drzwi. Kiedy pojawiła się druga lokalizacja, czyli ta, w której spotykamy się dzisiaj, wsiadałem do samochodu, po drodze zabierałem pracowników, otwierałem, a potem, o 22.00, wracałem do domu. Pamiętam, kiedy raz się spóźniłem, a oni zaśpiewali mi: „U drzwi Twoich stoję, Panie”. Wtedy spóźniłem się ostatni raz. Z tego miejsca chciałbym podziękować też dyrektorowi zakładu, który jest ze mną od wielu lat i który prowadzi go wzorowo. Jest dla mnie wielkim oparciem, podobnie jak zarządcy obu gospodarstw. Paweł Bystry: Od kiedy sięgam pamięcią, zawsze imponowała mi praca rodziców. Jestem wdzięczny rodzicom za możliwości uczenia się od najmłodszych lat, jak być przedsiębiorczym i oszczędnym. Uczyli mnie i siostrę szacunku dla ludzi, pracy i pieniędzy. Dzięki stopniowemu przekazywaniu mi decyzyjności uczyłem się bycia przedsiębiorcą, producentem. Andrzej Bystry: Jest jeszcze z nami zięć Mateusz. Stała potrzeba o dbałość obiektów budowlanych, zarówno tych produkcyjnych, gospodarskich i sklepowych, została przekierowana na mojego zięcia Mateusza, który mając do dyspozycji własną grupę budowlaną, prowadzi bieżące remonty obiektów. Organizując prace remontowe poprzez swoje kreatywne działanie, wzorowo współpracuje z kierownictwem gospodarstw rolnych, jak i zakładu produkcyjnego. Nigdy nie miał Pan dosyć? Andrzej Bystry: Nie, ja to kocham. To mój zawód, moja pasja. Nie da się z tego tak po prostu wyjść, jak się ma u boku wspaniałego dyrektora zakładu. Jacek Jędrzejczak, dyrektor zakładu: Bardzo się cieszę i jestem dumny, że pracuję w firmie rodzinnej zarządzanej przez założyciela Pana Andrzeja. Pasja, wytrwałość, skromność, a przede wszystkim pracowitość to cechy, które wyróżniają Pana Andrzeja. Oczywistym jest fakt, że decyzje ostateczne podejmuje właściciel, jednakże Pan Andrzej, kierując się własnym doświadczeniem, Andrzej Bystry z synem Pawłem
| CZERWIEC 2024 NA OKŁADCE | 23 angażuje całe kierownictwo w pracę zarządzania firmą. Każdy na swoim stanowisku ma wpływ na przyszłość firmy. Transparentność działania i komunikacja są czynnikami angażowania się pracowników i budowania przeświadczenia, że to jest „nasza praca, nasz zakład”. Dzisiaj stajemy przed innym problemem, a mianowicie brakiem kadry. Nie ma już chętnych do pracy w tym zawodzie, nie ma uczniów, których moglibyśmy szkolić. Do naszego zakładu w tym roku trafił pierwszy uczeń od dziesięciu lat! Najgorsze jest to, że nikt z tym nic nie robi. Poza tym sama nazwa „rzeźnik” brzmi paskudnie. Może wystarczyłoby to odczarować? Nie wiem, nie moja w tym rola. Nasze państwo będzie miało za kilka lat wielki problem, bo kadry w tym zawodzie, jak i w wielu innych, zwyczajnie zabraknie. Dumny jest Pan z tego, co zbudował? Andrzej Bystry: Bardzo! Dumny jestem z dzieci, które dzielnie ze mną trwają w tej firmie. Czasem zastanawiam się, czy nie jest tego wszystkiego za dużo, ale już nie możemy się zatrzymać. Sklepy trzeba remontować i doposażać, musimy nadążać za technologią. Za chwilę będziemy budować nowe centrum logistyczne, bo tutaj się już nie mieścimy. I teraz, gdybym nie poczynił tych wszystkich inwestycji, stanęlibyśmy w miejscu, a kto wie, może by nas docelowo nie było. Proszę pamiętać, że zatrudniamy prawie 540 osób. Nie możemy dopuścić do tego, żeby te osoby zostały bez pracy. Anna Bystry: Ludzie są dla nas bardzo ważni, bez nich niczego by nie było. To panie ekspedientki stoją na pierwszej linii frontu, to one muszą doradzić, pomóc klientowi. To z nimi klienci się zaprzyjaźniają. Te relacje obserwuję na co dzień, kiedy odwiedzam nasze sklepy. To niesamowite, że są miejsca, do których ludzie przychodzą porozmawiać, przy okazji kupując swoje ulubione wyroby. Nie ma u nas wielkiej rotacji. Doceniamy tych, którzy są z nami od lat. Andrzej Bystry: Kiedyś organizowaliśmy pikniki dla pracowników, gdzie wręczaliśmy nagrody i dyplomy. Ania, chyba musimy do tego wrócić. Anna Bystry: Wrócimy… W domu rozmawiacie o pracy? Andrzej Bystry: Nie da się nie rozmawiać. Ale mamy już do tego dystans, potrafimy się na chwilę wyłączyć. Potrafimy wyjechać na wakacje całą rodziną i odpocząć. To w naszej pracy jest bardzo ważne. Poza tym lubimy być ze sobą. Tak patrzę na Anię, moją synową i cieszę się, że jest z nami. Mocno mnie odciążyła i doskonale sobie radzi. Sklepy wyglądają ładnie, mamy świetny personel. Paweł Bystry: Ale wiesz, tata pilnuje, czy wszystko się zgadza. Jeździ ogląda, dogląda. Tak naprawdę jego uwagi są bardzo cenne, bo to on ten biznes zakładał i jego doświadczenie jest bezcenne. Mamy jego wielkie wsparcie, zresztą zawsze możemy pójść i poprosić o radę. Andrzej Bystry: Handel jest trudny, trudne jest utrzymanie załogi. W tej branży nie powinno być dużej rotacji. Firma jest stabilna, wynagrodzenie jest zawsze na czas. Czy widzicie, że ludzie jedzą dzisiaj mniej mięsa niż kiedyś? Andrzej Bystry: Nie do końca. My, Polacy, jesteśmy wychowani na mięsie. Proszę sobie wyobrazić Wielkanoc bez białej kiełbasy czy sylwestra bez golonki. Mięso wpisane jest w nasze tradycje kulinarne. Po Waszą białą stoją kolejki już nie tylko przed świętami. Paweł Bystry: To prawda. Czasami osobiście dowozimy ją do sklepów, bo brakuje. W niektórych punktach są zapisy na białą kiełbasę. Słyszeliśmy nawet o systemie kolejkowym (śmiech). Andrzej Bystry: To z kolei świadczy o tym, co już mówiłem, a więc o powtarzalności. Klienci wracają po białą kiełbasę, bo wiedzą, że ona jest dobra i zawsze będzie tak samo dobra. Czego jemy najwięcej? Andrzej Bystry: Dzieci jedzą najwięcej naszych parówek z szynki, zresztą można je jeść bez chleba, na zimno i ciepło. Dorośli upodobali sobie kiełbasę polską białą surową, w okresie grillowym kiełbasę rodzinną, wszystkie nasze mięsa w marynatach na grilla. Nasza golonka robi furorę. Tak naprawdę trudno powiedzieć, czego jemy najwięcej. Codziennie mamy świeży towar. Ostatnio skądś wracałem i wjechałem do sklepu, kupiłem sobie grubszy plasterek mielonki, bułkę i zjadłem ze smakiem. Oczywiście odstałem swoje w kolejce (śmiech). Swojego sklepu? Andrzej Bystry: Naturalnie! Chciałbym kiedyś produkować konserwę turystyczną z prawdziwego zdarzenia, ale to jest już chyba niemożliwe, bo prawdziwa receptura należy do zakładów produkujących na rzecz Wojska Polskiego. Kiedy wchodzi Pan do swojego sklepu, ekspedientki wiedzą, że wchodzi Andrzej Bystry? Andrzej Bystry: Nie zawsze. We Pani, trudno poznać wszystkich pracowników. Ale mam swoje ulubione sklepy, w których robię zakupy i tam mnie znają. Ostatnio, kiedy wszedłem do sklepu w Poznaniu od zaplecza, pani zapytała, co tu robię i dlaczego się zakradam (śmiech). Wie Pani, ja się nie afiszuję. Ja chcę robić dobre wędliny i mięso, nikt nie musi wiedzieć, jak wygląda Andrzej Bystry. Moje świadectwo to moje wyroby. I jestem z nich dumny! z
RUBRUM Jeden z największych pracodawców w regionie, a do tego najlepszy w sektorze szkolnictwa wyższego. Uniwersytet im. Adama Mickiewicza od zawsze wyznaczał trendy i kształtował świadomość. To trwa od 105 lat… i to właściwie jedyna rzecz, która nie zmieniła się od początku powstania Wszechnicy Piastowskiej. O prezencie uczelni dla Poznania, o tym, co rektor ma wspólnego z prezydentem Stanów Zjednoczonych i co o kobietach we władzach uczelni myślała jako studentka pierwszego roku polonistyki, opowiada nam prof. Bogumiła Kaniewska, rektorka Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. ROZMAWIA: ANNA SKOCZEK | ZDJĘCIE: ADRIAN WYKROTA Rozmawiamy dziś o zupełnie innym Uniwersytecie niż ten, który powstał w Poznaniu 105 lat temu. Bogumiła Kaniewska: Zdecydowanie tak! Przede wszystkim dlatego, że kiedy Wszechnica Piastowska, a później Uniwersytet Poznański powstawał, składał się z Wydziału Prawnego, Filozoficznego, Rolniczo-Leśnego i Nauk o Zdrowiu. Później w latach 50. trzy wydziały się odłączyły i tak powstały: AWF, dzisiejszy Uniwersytet Przyrodniczy i Uniwersytet Medyczny. My, jako Uniwersytet im. Adama Mickiewicza, jesteśmy zdecydowanie największą z poznańskich szkół wyższych. Jesteśmy też trzecim, pod względem wielkości w Polsce, uniwersytetem klasycznym. Kształcimy w różnych kierunkach, w różnych dyscyplinach. W tej chwili nasz Uniwersytet to 22 wydziały, trzy filie oraz Collegium Polonicum. To ogromny organizm, który bardzo znacząco wpływa na to, co dzieje się w Poznaniu i Wielkopolsce. Niezbyt często myśli się również o tym, że Uniwersytet im. Adama Mickiewicza to również jeden z największych pracodawców w Wielkopolsce. Zatrudniamy około 5 tysięcy pracowniczek i pracowników. Z tego blisko 3 tysiące to nauczyciele akademiccy, a pozostała część to osoby wspierające obsługę nauki lub zajmujące się administracją budynków, remontami itd. Przy tak ogromnej grupie pracowników stawiacie mocny akcent na jakość pracy. Magazyn „Forbes” ponownie uznał, że UAM jest najlepszym pracodawcą w sektorze szkolnictwa wyższego. Bardzo się z tego cieszę, bo podniesienie kultury pracy było dla mnie bardzo ważnym zadaniem po objęciu funkcji rektorki. Opinie o pracy na uczelniach są różne. Pojawiają się zarzuty dotyczące mobbingu, „ustroju feudalnego”. Oczywiście, w tak dużych organizmach jak uczelnie zdarzają się tego typu problemy. Tym bardziej że uczelnie wyższe zawsze będą instytucjami hierarchicznymi. To, że już po raz drugi zostaliśmy uznani przez magazyn „Forbes” za najlepszego pracodawcę w sektorze szkolnictwa wyższego, to dla mnie osobiście wielka satysfakcja. Włożyliśmy mnóstwo pracy, żeby pewne kwestie w funkcjonowaniu uczelni zmienić. Kiedy Pani Profesor zaczynała naukę na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, przeszło Pani przez myśl, że kiedyś rektorem może zostać kobieta? | MATERIAŁ PROMOCYJNY 24 | WARTE POZNANIA
| CZERWIEC 2024 WARTE POZNANIA | 25 NA 105
| CZERWIEC 2024 26 | WARTE POZNANIA Właściwie myśl o tym, że kobieta mogłaby urzędować na stanowisku rektora, pojawiła się u mnie wtedy, kiedy zaczynałam współpracę w ramach włoskiego projektu prowadzonego wspólnie z Uniwersytetem w Bolonii. Tam właśnie zauważyłam kobiety na stanowiskach dziekańskich i rektorskich i wtedy ta świadomość zaczęła we mnie wzrastać. Choć nawet przez sekundę nie pomyślałam, że to mogłabym być ja Nawet nie myślałam o takiej kategorii (śmiech). Stanowisko rektora dla studentki pierwszego roku, czy nawet piątego roku, jest zjawiskiem mniej więcej tak odległym, jak prezydent Stanów Zjednoczonych. Wydaje się, że to jest jakiś byt równoległy. Także absolutnie nie. Nawet lata po doktoracie w ogóle nie przyszłoby mi coś takiego do głowy. A kiedy to się stało? Właściwie myśl o tym, że kobieta mogłaby urzędować na stanowisku rektora, pojawiła się u mnie wtedy, kiedy zaczynałam współpracę w ramach włoskiego projektu prowadzonego wspólnie z Uniwersytetem w Bolonii. Tam właśnie zauważyłam kobiety na stanowiskach dziekańskich i rektorskich i wtedy ta świadomość zaczęła we mnie wzrastać. Choć nawet przez sekundę nie pomyślałam, że to mogłabym być ja. Pamiętam za to moment, kiedy zauważyłam problem braku kobiet na wysokich stanowiskach w szkołach wyższych w Polsce i wyraźnie go nazwałam. Zajmowałam już stanowisko dziekana i na naszej uczelni odbywało się posiedzenie Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich. Wtedy na okładce magazynu „Życie Uniwersyteckie” ukazało się zdjęcie, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Co na nim było? Było zrobione w Auli UAM z góry. Na fotografii było widać siedzących rektorów, a wśród nich nie było ani jednej kobiety... Czy to był moment, w którym przyszło Pani Profesor do głowy, że mogłaby Pani zarządzać Uniwersytetem? Nie, to jeszcze nie był ten moment. Prawdę mówiąc, do objęcia stanowiska najpierw dziekana, a później rektora, zostałam namówiona przez… swoich kolegów. W pierwszym przypadku przez dziekana Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej, a w drugim przypadku nominował mnie i długo mnie przekonywał do tego, żebym przejęła po nim schedę, profesor Andrzej Lesicki. Muszę przyznać, że to nie był mój własny pomysł. Czy docierają do Pani sygnały, że będąc na takim stanowisku, dodaje Pani otuchy i wiary w siebie innym kobietom, naukowczyniom, studentkom? W końcu jeśli kobieta może zostać rektorem uczelni, to inne kobiety związane z Uniwersytetem mogą wszystko. Taka myśl mi towarzyszyła już od momentu, kiedy objęłam zarządzanie Wydziałem Filologii Polskiej i Klasycznej. Mimo że od zawsze jest to sfeminizowany wydział, to ja, jako pierwsza kobieta, objęłam stanowisko dziekana. Sygnały o tym, że dodaję innym kobietom otuchy, cały czas do mnie docierają. Najbardziej wzruszył mnie moment, kiedy otrzymałam kartkę pocztową napisaną przez panią, której nie znam. Ukończyła ona polonistykę w latach czterdziestych i pisała mi, że jest bardzo dumna z tego, że kobieta i polonistka stoi na czele Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza. Wzruszają mnie też dziewczyny, młode studentki, niekoniecznie z naszego Uniwersytetu, które podchodzą i przekazują mi właśnie takiego dobrego ducha. To bardzo wiele mi daje, zwłaszcza kiedy jest trudno. A jest? Na tym stanowisku bywa bardzo, bardzo… trudno. Czasem ciąży mi świadomość, że reprezentuję nie tylko siebie, ale i cały Uniwersytet. Świadomość tego, że będę oceniana nie tylko jako ja, jako Bogumiła Kaniewska, ale też jako pierwsza kobieta na tym stanowisku. Siłę do działania czerpię jednak z drobnych gestów. Teraz czas na drugą kadencję. Mam nadzieję, że ta druga będzie spokojniejsza pod względem światopoglądowym. Spór o równouprawnie-
| CZERWIEC 2024 WARTE POZNANIA | 27 W przypadku sztucznej inteligencji możemy już mówić na pewno, że technologia wyprzedziła myśl humanistyczną. Do dziś nie ma rozwiązań prawnych dotyczących odpowiedzialności za skutki działania sztucznej inteligencji. Wyobraźmy sobie sytuację, w której pojazd bezzałogowy, samochód, którym nikt nie kieruje, powoduje wypadek i straty materialne. Kto za to odpowiada? Ten, kto zaprogramował, czy ten, kto wypuścił samochód na ulicę? nie kobiet był na początku języczkiem u wagi. Myślę, że po tych kilku latach sprawa nie jest już tak elektryzująca. UAM to uczelnia elastycznie dopasowująca kierunki do wyzwań, które stawia przed nami rzeczywistość. Są to przede wszystkim te kierunki, które dotyczą sztucznej inteligencji, jest też informatyka kwantowa. Powoli szykujemy się też do badań związanych z kosmosem, a oprócz tego stawiamy na zagadnienia dotyczące gospodarki przestrzennej i, rzecz jasna, ekologii oraz zmian klimatu. Niezwykle ważnym wyzwaniem jest też problem komunikacji postrzeganej jako język, przekaz, publicystyka, sztuka mediów. Zarówno kwestia komunikacji, jak i temat sztucznej inteligencji muszą obejmować szerszy kontekst. Dlaczego? W przypadku sztucznej inteligencji możemy już mówić na pewno, że technologia wyprzedziła myśl humanistyczną. Do dziś nie ma rozwiązań prawnych dotyczących odpowiedzialności za skutki działania sztucznej inteligencji. Wyobraźmy sobie sytuację, w której pojazd bezzałogowy, samochód, którym nikt nie kieruje, powoduje wypadek i straty materialne. Kto za to odpowiada? Ten, kto zaprogramował, czy ten, kto wypuścił samochód na ulicę? A może producent albo właściciel? Musimy też rozwiązać problem związany z tym, w jaki sposób powinniśmy prowadzić edukację. Spieramy się dziś o spis lektur, a nie pytamy, jak to zrobić, żeby nauczyciel nie rozmawiał ze sztuczną inteligencją? Żeby nie było takich sytuacji, że uczeń pisze wypracowanie, posługując się chatem, a nauczyciel to sprawdza, posługując się innym chatem. Pytanie, gdzie wtedy jest interakcja? Jeżeli edukacja jest dialogiem, to kto z kim tu rozmawia? Nauczyciel z uczniem czy jeden chat z drugim chatem? Dużo wyzwań. Jest ich więcej. Myślimy o tym, żeby Uniwersytet im. Adama Mickiewicza włączył się w nauki medyczne. Mamy już sporo naukowców z dziedzin, które wiążą się z kierunkami lekarskimi, np. optometrię, protetykę słuchu czy badania związane z biotechnologią. Już teraz ściśle współpracujemy z Uniwersytetem Medycznym. W Poznaniu współpraca między uczelniami wyższymi przebiega sprawnie. Będzie jeszcze sprawniej. W pewnym momencie zawiesiliśmy rozmowy o federalizacji ze względu na to, że ramy prawne nie sprzyjały rzeczywistym działaniom. Szkoda naszej energii, jeśli federalizacja nic nam nie daje oprócz dodatkowej pracy administracyjnej. Postanowiliśmy, wspólnie z władzami innych poznańskich uczelni wyższych, że będziemy budować naszą współpracę w odwrotnej kolejności. Najpierw cały szereg wspólnych inicjatyw, później formalizacja. Co było zdaniem Pani Profesor najpiękniejsze, jeśli chodzi o obchody 105-lecia Uniwersytetu Poznańskiego? To, że wyszliśmy do miasta. Wszystkim poznaniakom i poznaniankom pokazali się rektorzy poznańskich uczelni wyższych w czerwonych długich togach i etolach. Zaprezentowały się też senaty. Równocześnie nasze przejście przez miasto było na tyle krótkie, by nie paraliżować w nim ruchu. To był bardzo ładny, kolorowy akcent. Cieszę się bardzo, że jako UAM „postawiliśmy pomnik” temu 105-leciu w postaci otwarcia Collegium Rubrum. To jest przepiękny budynek – prezent, który zrobiliśmy nie tylko Uniwersytetowi, ale i miastu, województwu regionowi, bo tam mieści się Wielkopolska Biblioteka Prawnicza. Wyjątkowy był też koncert dla pracowników czterech uczelni w wykonaniu chóru akademickiego Beaty Bielskiej z udziałem Magdy Umer. Chór śpiewał piosenki Agnieszki Osieckiej… Było naprawdę pięknie, o czym świadczyła owacja na stojąco! z
| CZERWIEC 2024 28 | WARTE POZNANIA | MATERIAŁ PROMOCYJNY WIELU SERC RESTAURACJA Kiedy po raz pierwszy szłam na spotkanie do restauracji Rusałka, zastanawiałam się, jak tam będzie. Budynek, zatopiony w pięknej zieleni, przywitał mnie ciepłym światłem drewnianych lamp. Zwisające z sufitu kwiaty wydobyły uśmiech zachwytu, a widok na jezioro Rusałka ukoił cały trud dnia. Renata i Krzysztof Pudełko zaopiekowali się mną nie tylko mentalnie, ale zadbali o podniebienie w sposób wybitny. Zbudowali i codziennie budują wyjątkową atmosferę dla swoich gości wspólnie z zespołem pasjonatów – od kelnerów po kucharzy i menadżerki, prowadząc prawdziwy widok ze smakiem – restaurację Rusałka nad jeziorem Rusałka, w samym sercu Poznania. I to serce czuć tam na każdym kroku. ROZMAWIA: JOANNA MAŁECKA | ZDJĘCIA: AGATA JESSE OBIEKTYWNIE
| CZERWIEC 2024 WARTE POZNANIA | 29 Spytam wprost: skąd wzięła się ta Wasza Rusałka? Krzysztof Pudełko: Tego do końca sami nie wiemy (śmiech). Niektórzy mówią, że to kryzys wieku średniego, inni że karma. Ja bym to określił jako przeznaczenie. Po prostu tak miało być, że wraz z siedzącą tu Renatą, moją żoną, mieliśmy zostać restauratorami. Nigdy wcześniej nie mieliście nic wspólnego z gastronomią? KP: Renata przez 25 lat pracowała w Stowarzyszeniu na Tak, ja byłem wykładowcą akademickim. W sumie do niedawna, bo niespełna rok temu, ostatecznie zrezygnowałem, żeby w całości oddać się temu miejscu. Siostra Renaty pracuje w gastronomii. Pewnego dnia zadzwoniła i powiedziała, że restauracja nad Rusałką jest do wynajęcia. Zaskoczyła nas, bo nigdy wcześniej nie myśleliśmy o pracy w tej branży, ale… Renata Pudełko: Pojechaliśmy obejrzeć restaurację. Chodziliśmy wokół budynku, zaglądaliśmy do środka, chociaż niewiele było widać. Ale coś wtedy w nas zaiskrzyło. Spojrzeliśmy na jezioro, na tę piękną zieleń wokół i poczuliśmy, że stworzymy tutaj coś swojego. Kompletnie spontanicznie. KP: Patrząc wstecz, widzimy, że to był właśnie ten moment, w którym zdecydowaliśmy o całej reszcie naszego życia… Odważnie! KP: Powiedziałbym, że nie do końca rozsądnie, bo musieliśmy wziąć na to kredyt. Napisaliśmy biznesplan, który – jak się potem okazało – sprawdził się w 70 procentach. Nieźle jak na laików gastronomii (śmiech). RP: Oczywiście mieliśmy wizję tego miejsca, ale tylko dzięki ludziom udało nam się nad tym wszystkim zapanować. Szybko znaleźliśmy pierwszego szefa kuchni, który nas wprowadził w ten świat. Kiedy usiedliśmy z nim i dostawcą na spotkaniu, kompletnie nie wiedzieliśmy, co on dostarcza i o czym mówi (śmiech). W jaki sposób rekrutowaliście ludzi? KP: Wybieraliśmy takie osoby do obsługi gości, z którymi nam się dobrze rozmawiało i w towarzystwie których dobrze się czuliśmy. Wiesz doskonale, że restauracja to miejsce, w którym masz się dobrze czuć. Do takich będziesz wracać. Oczywiście, nawet mam swoje ulubione, do których wracam. KP: Właśnie, bo czujesz się tam dobrze, bo klimat Ci odpowiada, bo ludzie są uprzejmi. Dla nas najważniejsza Szczęśliwie mamy dużo gości nie tylko w weekendy, ale przez cały tydzień i – co nie dla wszystkich jest oczywiste – przez cały rok. Czy goście ufali nam od początku? Tego nie wiemy, ale od początku widać było, że czekali na dobrą restaurację nad Rusałką
www.mtp.plRkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz