SUKCES PO POZNAŃSKU 6/2024

Z KULTURĄ | 93 | CZERWIEC 2024 Jak narodziła się Twoja pasja? Łukasz Kuropaczewski: Pierwszy raz usłyszałem gitarę klasyczną z nylonowymi strunami podczas mszy w kościele w Strzałkowie, z którego pochodzę. Miałem wtedy dziewięć lat i zafascynował mnie ten instrument, jego nastrojowe brzmienie. Ta delikatność i głębia dźwięku zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Moja mama to zauważyła i od razu zapisała mnie na lekcje gry u pani Danusi. Wspierający rodzice są podstawą w edukacji artystycznej i to im zawdzięczam mój sukces. Od pierwszego dźwięku czułem, że muzyka to moja pasja. Przestało mnie interesować wszystko inne, nie umiałem skupić się na lekcjach, bo chciałem jak najszybciej wrócić do domu i chwycić za gitarę. Jak przebiegała droga Twojego muzycznego rozwoju? Zaczęło się od prywatnych lekcji w Gminnym Ośrodku Kultury w Strzałkowie. Następnie uczyłem się w Państwowej Szkole Muzycznej I stopnia w Słupcy w klasie fantastycznej pani Agaty Gierłowskiej. Później była Państwowa Szkoła Muzyczna II stopnia w Koninie, gdzie otrzymałem ogromne wsparcie od państwa Majewskich. Na tym etapie zaczęła się też moja wspaniała przygoda z prof. Zaleskim z Akademii Muzycznej we Wrocławiu, a następnie wyjechałem na studia do Stanów Zjednoczonych na zaproszenie Manuela Barrueco. I tu zaczyna się historia o kolejnym przeznaczeniu w Twoim życiu… Kiedy miałem jedenaście lat, przez przypadek natrafiłem w telewizji na koncert gitarzysty klasycznego, który zagrał suitę hiszpańską Isaaca Albeniza. Był to recital Manuela Barrueco – człowieka legendy, który zmienił oblicze klasycznej gitary, wprowadził ją do wielkich sal koncertowych i spowodował, że dyrygenci i orkiestry symfoniczne chciały z gitarzystami grać. Kiedy usłyszałem tak mistrzowskie wykonanie na gitarze, przeżyłem kolejny szok w moim życiu, to było niewiarygodne uczucie. To był ten sam Manuel Barrueco, do którego w wyniku przeznaczenia lata później trafiłeś na studia! To są sytuacje, których nie da się wyjaśnić, to są rzeczy magiczne, które w moim życiu się dzieją, to jest po prostu przeznaczenie. Pojechałem do Hiszpanii na konkurs, na którym jako jedyny z uczestników nie dostałem nagrody, ponieważ jury nie zaakceptowało sposobu, w jaki zagrałem. Jednak wśród jury był człowiek, który uważał, że moje natchnione granie było bardzo ciekawe. Znalazł hotel, w którym się zatrzymałem i zostawił mi w recepcji wiadomość, w której poprosił o moją płytę. Kilka miesięcy później zadzwoniła do mnie pani przedstawiająca się jako Asgerdur Sigurdardottir, żona Manuela Barrueco. Byłem przekonany, że to żart, więc odpowiedziałam, że ja jestem John Williams (śmiech). Okazało się, że naprawdę maestro chciał się spotkać ze mną, ponieważ właśnie przesłuchał moją płytę, którą zostawiłem w recepcji jego przyjacielowi w Hiszpanii. Dla mnie to był szok nie do opisania, ponieważ Manuel Barrueco jest w mojej dziedzinie absolutnym guru. Kiedy się poznaliśmy, zaproponował mi miejsce w swojej klasie w Baltimore w USA. Od tamtej pory jesteśmy sobie bliscy, a jego żona jest moją amerykańską menadżerką. Dostajesz od życia znaki i umiesz je odczytywać. Tak, to dotyczy również mojego życia prywatnego. Moją żonę zobaczyłem po raz pierwszy w szóstej klasie. Myślałem, że z wrażenia spadnę z krzesła. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Ona wtedy tego nie poczuła (śmiech), ale po latach nasze drogi się zeszły i jesteśmy dzisiaj szczęśliwym małżeństwem. Jesteś cenionym na świecie gitarzystą. Twoje muzyczne osiągnięcia są imponujące. Otrzymałeś m.in. medal „Zasłużonego dla Kultury Polskiej” przyznawany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jesteś z siebie dumny? To jest bardzo miłe, kiedy otrzymuję takie wyróżnienia lub np. kiedy moja praca na Akademii Muzycznej w Poznaniu jest doceniana przez władze uczelni. Jednak do nagród nigdy nie przykładałem wielkiej wagi. Tak samo podchodzę do moich studentów – najważniejsze jest, aby byli świetnymi muzykami, niezależnie od tego, ile wygrają konkursów. Sam rzadko uczestniczyłem w konkursach, ponieważ paraliżuje mnie, kiedy ktoś mnie ocenia, a nie tylko słucha. I chyba dlatego jestem dumny z jednego konkursu, który wygrałem – na stanowisko profesora w Kunstuniversitat w Graz. Zostałem wybrany spośród 182 gitarzystów z całego świata. Dożywotnia profesura na prestiżowej uczelni w Austrii to praca marzeń, dzięki której zapewniłem mojej rodzinie stabilizację finansową. Znów mogę mówić o przeznaczeniu – nie wygrywałem konkursów, które pewnie niewiele by wniosły do mojego życia, a wygrałem ten jeden, który sprawił, że moje życie naprawdę się zmieniło. Media piszą o Tobie, że rozkochujesz w sobie widownię – cieszy Cię taka reakcja publiczności? Ciężko na to pracuję, aby oczarować widownię, więc jej zachwyt to dla mnie największa radość. W najbliższym czasie znowu będzie ku temu okazja – 3 czerwca zagram w Filharmonii z Bartkiem Niziołem i Orkiestrą Teatru Muzycznego w Poznaniu „Koncert Wolności” podczas wręczenia nagrody Lechowi Wałęsie – serdecznie zapraszam. z www.lukaszguitar.com

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz