SUKCES PO POZNAŃSKU 6/2025

| czerwiec 2025 warte poznania | 29 Pani Krystyno, skąd wziął się pomysł na prowadzenie księgarni? Krystyna Adamczak: Z miłości do książek i dzieci. Nikt nie rodzi się czytelnikiem – czytelnika trzeba w dziecku obudzić. Ogromną rolę do spełnienia ma: dom, środowisko, szkoła, biblioteka, ale też księgarnia. Przyjęcie, z jakim dziecko spotkało się w księgarni, zdecyduje o tym, czy zostanie włączone do rodziny ludzi miłujących książki. Wszak wszystko, czego doświadczamy w dzieciństwie, zapisuje się w nas dużymi literami. Dlatego całą naszą uwagę skupiamy na najmłodszych gościach. Organizujemy też warsztaty dla rodziców i nauczycieli, aby wesprzeć ich w rozwoju – pokazać, jak ważne jest czytanie dzieciom od maleńkości. Jakie to ma kapitalne znaczenie dla ich rozwoju intelektualnego i emocjonalnego. Dzieciństwo naszych dzieci trwa bardzo krótko, a musi im wystarczyć na całe długie życie. Jak to się właściwie zaczęło – nie od strony idei, ale od strony… pierwszych kroków? Nie zaczynałam z wielkim rozmachem. Byłam na piątym roku studiów, miałam do dyspozycji tylko moje stypendium. Kupiłam trzy kartony książek z hurtowni Bibuła na Wierzbięcicach i swoim starym 18-letnim volkswagenem zawiozłam je do Puszczykowa. W dni, gdy nie miałam zajęć na uczelni, rozstawiałam stoliczek i sprzedawałam książki. Nocami wszystkie czytałam, żeby móc opowiadać o każdej z nich. Pewnej soboty przystanęła przy stoisku dystyngowana dama. Przysłuchiwała się moim rekomendacjom w milczeniu. Po dłuższej chwili spojrzała na mnie i powiedziała: „Co pani tutaj robi? Pani powinna mieć księgarnię w najlepszym miejscu w Poznaniu”. To zdanie mnie zatrzymało. Pan ze stoiska obok zawtórował jej: „Od dawna pani mówiłem, żeby pojechać na osiedle Kosmonautów – tam wszystkim handlują!”. Pojechałam i ja. To był zupełnie inny świat, gwar jak na arabskim targu. Uznałam, że nie są to warunki na spotkanie z książką i czytelnikiem, które wymaga pewnej intymności. Rozejrzałam się wokół, po drugiej stronie ulicy dostrzegłam plac przed barem Charków. Zajechałam tam i rozłożyłam stolik z książkami. Byłam ubrana w kombinezon safari i kapelusz korkowy. Obok stał stary charakterystyczny samochód. Ludzie przyszli, bo byli ciekawi. Ponoć wyglądałam jak kadr z filmu „Pożegnanie z Afryką”. Sprzedałam wszystkie książki! Co do jednej! Byłam szczęśliwa i dumna. Następnego dnia kupiłam kolejne kartony książek i przyjeżdżałam tam każdego dnia. Nawet wtedy, gdy obroniłam pracę magisterską. O jedenastej już stałam na straganie. Często zabierałam ze sobą synka, który był dla mnie dodatkowym motywatorem. Poczułam, że umiem, że chcę to robić! Jesienią wynajęłam od dyrektora Domu Kultury „Bajka” witrynę, szeroką na metr, długą na 4 metry. To była pierwsza księgarnia „z Bajki”. Na wiosnę odważyłam się na 30 metrów galerii. Potem podnajęłam 70 metrów – całą galerię. W 2000 roku wynajęłam zdewastowane pomieszczenie po szklarni, które w kilka tygodni przygotowałam na otwarcie drugiej księgarni. Bardzo się spieszyłam, bo to był początek grudnia. Najlepszy czas na sprzedaż książek. Kiedy przy podpisywaniu umowy powiedziałam kierownikowi osiedla, że zamierzam otworzyć na święta, on rzekł: „Chyba na Wielkanoc”. On dobrze wiedział, jak ten lokal był zdewastowany i jak długo czekał na najemcę. Tutaj za drzwiami starej szafy powstała Narnia, tutaj miałam niezależną przestrzeń do działań artystycznych – rozwinęłam skrzydła. Robię to, co lubię. Wiem, że to ma wyższy sens. I wiem, że to jest właśnie to. Jakie książki czytała mała Krysia? Kto wprowadził Panią w świat literatury? Pamiętam jesienno-zimowe wieczory: siedzieliśmy przy piecu, jabłka suszyły się na piecu kaflowym, mróz iskrzył, a mama czytała nam powieści: Orzeszkowej, Prusa, Dołęgi-Mostowicza, Konopnickiej. Kiedy wzruszenie odbierało jej głos, książkę przejmowała starsza siostra. To one zaszczepiły we mnie miłość do czytania. Latem nie było Krystyna Adamczak, prof. Przemysław Czapliński

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz