| czerwiec 2025 w naturze poznania | 67 Ptaki dopisały Kiedy maszerowałem przy miejskim jeziorze, z daleka zauważyłem brak wozu z kawą (i innymi artykułami do konsumpcji), który zazwyczaj tu stał. Skojarzyłem to z aurą – sprzedawanie w zimnie, gdy ludzi mało, chyba zwyczajnie się nie opłacało (jak Państwo widzą, czasem zdarza mi się zarymować). Trudno się dziwić: sam wyciągnąłem dziś z szafy kurtkę zimową, szal i ciepłą czapkę. Tak przygotowany nie bałem się dziesięciu stopni Celsjusza, które pokazywał termometr. Wziąłem ze sobą również parasol, który bardzo się przydał, gdyż ani na chwilę nie chciało przestać mżyć lub popadywać. Gdy tylko zawiał wiatr, z gęsto pokrytych już liśćmi drzew obficie kapała woda. W tych okolicznościach przyrody nasłuchiwałem, czy zmieniło się coś w przestrzeni dźwiękowej w porównaniu z poprzednim miesiącem. Już idąc tutaj, z ogródków rozsianych wśród niskiej zabudowy, słyszałem śpiewającą pleszkę oraz, co zdarzyło się w tym miejscu pierwszy raz, odzywające się raniuszki. Nad jeziorem do gwaru dołączyły grzywacze, które zachrypniętym głosem informowały o swej obecności. Dał się tu i ówdzie słyszeć śpiewający pierwiosnek, to znowu kapturka, jak również zięba i strzyżyk. Ale wszystkich tych wykonawców słyszeliśmy już wcześniej. Z nowości rzuciła mi się w oczy rybitwa, która niesiona smukłymi skrzydłami zawróciła przed wschodnim brzegiem jeziora i poleciała, od strony wody, wzdłuż południowego. Na jeziorze siedziało też kilka par łabędzi niemych, których w poprzednich miesiącach było tu mniej. W pewnym momencie jedna para zerwała się, a charakterystyczna melodia skrzydeł rozlegała się przez chwilę nad jeziorem. Bezpośrednio nad jego taflą latały jaskółki, zapewne dymówki, a około sto metrów wyżej szybowały jerzyki. Stały bywalec – kowalik – dwoił się i troił, by w tych trudnych warunkach pogodowych zebrać dość pokarmu dla swojej młodzieży. Obrabiał więc okoliczne liście i gałązki, zapewne z owadów i pajęczaków, i karmił nimi swoje – na oko nawet nieco większe od siebie – potomstwo. Przecudna scena karmienia, rodem z najlepszych filmów przyrodniczych, rozegrała się na żywo na moich oczach. Woda tu, woda tam Jak wspominałem, z nieba wciąż pokapywało, a skutkiem tego w pewnych miejscach woda aż się przelewała – i to dosłownie. W pewnym momencie, tuż przed wejściem na miejską plażę, obfita strużka wlewała się na drogę, a dalej zdążała do jeziora (na kanale YouTube „Dziś w naturze”, w shortsie zatytułowanym „Deszcz – struga – jezioro” pokazuję tę konkretną scenę). Woda to życie. A poza tym powietrze przesycone wilgocią i wiosną miało dziś cudowny zapach, który kojarzy mi się nieodłącznie z Krainą Tysiąca Jezior. Nie chciałbym tutaj lać wody, ale należy o niej (wodzie) powiedzieć parę ważnych słów. W Wielkopolsce nie pada wiele. Nasz region od lat stepowieje – o tym uczyliśmy się w szkole. Czy jednak można się temu dziwić, jeśli Wielkopolska jest regionem rolniczym? Co za tym idzie – w wielu miejscach, gdzie naturalnie rósłby las, zwyczajnie go nie ma. Cóż to oznacza w praktyce? Właśnie to, że sami uczyniliśmy tu coś na kształt pustyni. Czy w miejscach z dobrze wykształconym lasem (ze składem gatunkowym właściwym dla określonego siedliska) problemy z wodą występują? Weźmy przykład pradolin rzecznych. Gdy są porośnięte naturalnym lasem, wówczas pełni on funkcję gąbki, która chłonie ewentualny „nadmiar” wody, a w okresie bez opadów, poziom wód gruntowych jest tam zapewne wyższy niż w miejscach bez pokrywy leśnej. Niestety, sami prosimy się o problemy, wylesiając znaczne obszary lub zostawiając zalesione zbyt małe powierzchnie, bez łączności ze sobą. W dodatku niejeden dom postawiono w pozbawionej lasu pradolinie. A to oznacza, że prędzej czy później może on być narażany na powódź… Lasy chronią przed nadmiarem wody (przed powodziami), jak i jej niedoborem (przed suszami). W imię postępu zepsuliśmy już wiele. W dodatku, próbujemy te braki naprawiać, stosując rozwiązania dalekie od tych, które proponuje natura. A wystarczyłoby dać przyrodzie samodzielnie odtworzyć naturalne siedliska. Nie potrzeba wiele, wystarczy… nie przeszkadzać. Zimno, ale pięknie W tych chłodnych, ale pięknych dniach, dały się słyszeć również pisklęta szpaków. Ich rodzice mieli pełne dzioby roboty. A skoro o dziobach mowa, to od razu przychodzą mi na myśl również dzięcioły. I w ich dziuplach słychać już potomstwo. To bardzo intensywny czas dla rodziców. W przyrodzie ciągle coś się dzieje, natura tętni życiem i zwłaszcza teraz, wiosną i wczesnym latem, łatwo jest to dostrzec. Jesteśmy ważną częścią tej całości. Zależymy od niej, a ona od nas. Niemniej, przyroda bez nas przetrwa, my bez niej – wcale. Warto o tym pamiętać. To był stosunkowo zimny maj. Co przyniesie czerwiec? Na pewno kalendarzowe lato. Jak to się przełoży na naturę miasta? O tym już w następnym numerze. z
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz