SUKCES PO POZNAŃSKU 6/2025

| czerwiec 2025 sport | 75 zegrać kolejny mecz w turnieju par kobiecych jako jedna drużyna. Trzeba wtedy szybko wyrzucić z siebie emocje i zabrać się za kolejne wyzwanie. Agata jest bardzo dobrą, utytułowaną singlistką. Osiągnięcie ponad 20 tytułów mistrzyni Polski świadczy samo za siebie. Nikt w Polsce do tej pory jej nie dogonił. Mnie single mniej kręcą, ale startowałam i wtedy dawałam z siebie wszystko. Czy zdobywając swój pierwszy tytuł mistrza świata, znałyście swoją wartość? Znałyśmy, bo w 2007 roku zdobyłyśmy już wicemistrzostwo świata w parach kobiecych w Austrii. Nie byłyśmy nieznane i wiedziałyśmy, jak trzeba się przygotować. Dlatego dwukrotnie w 2011 i 2012 roku wygrałyśmy turniej Mistrzów Multitable, który odbywał się co roku w styczniu w Nantes we Francji. Żeby zawodnik mógł tam pojechać i reprezentować swój kraj, wcześniej musiał zdobyć tytuł mistrza kraju. Poza tym do Polski też docierały na turnieje zawodniczki z czołówki Czech, Słowacji, Austrii, więc mniej więcej miałyśmy świadomość, jaki poziom reprezentują. Nie zmienia to faktu, że tego uczucia, gdy zdobywasz ostatnią bramkę meczu i uświadamiasz sobie, że wygrałaś cały turniej, nigdy nie zapomnimy. A obrona tytułu rok później była już wtedy takim naszym nieśmiałym celem wyjazdu. To są takie wspomnienia, których nam nikt nie odbierze! W trakcie turnieju presja chyba rosła. Tak, to prawda, z meczu na mecz. Dziwiło nas, że dość szybko nasze rywalki były „rozpykane”. Dopiero później zdałyśmy sobie sprawę, że my tak naprawdę jesteśmy po prostu świetnie przygotowane. Miałyśmy również dużo wsparcia od polskich zawodników. Jechaliśmy tam całą drużyną i wszyscy mocno nas wspierali, podpowiadali, doradzali. Każdy wierzył w nas, że te osiągnięcia z Polski przełożą się na wyniki w mistrzostwach świata. Dwukrotnie w finałach wygrałyśmy z tymi samymi zawodniczkami z Danii. Czy czasami gdzieś Pani gra, czy to już zupełnie poszło w zapomnienie? Staram się trenować systematycznie, choć na dużo mniejszą skalę. Wkręcam w ten sport również moje dzieci. Mam stół w domu, Agata także. Bardzo chciałabym wrócić do profesjonalnego grania. Obiecałam sobie, że w 2025 pojadę na duży turniej rangi ogólnopolskiej. Wierzę, że dotrzymam tego słowa. A nie obawia się Pani konfrontacji z młodszym pokoleniem? Pewnie, że się obawiam – młodzi zawodnicy mają świetne osiągnięcia, jak również niesamowite umiejętności. Zawsze miałam jednak mocną psychikę i dobrze potrafiłam analizować przeciwnika, więc raczej podchodzę ze spokojem do myśli o ewentualnej konfrontacji z kolejnym pokoleniem. Wierzę, że stawię opór. Mam świadomość, że jeśli zdecydujemy się na turniej wspólnie z Agatą, to ludzie z czystej ciekawości podchodziliby do stołu, by zobaczyć nasze pojedynki, by sprawdzić, czy nadal potrafimy grać na poziomie z naszych najlepszych czasów. Trzeba mieć jednak w sobie dużo pokory, a co najważniejsze – nie ma sensu samej sobie budować presję. A czy jest jakaś szansa, żeby odrodzić futbol w Poznaniu? Niełatwo mi na to pytanie odpowiedzieć. Wierzę, że tak, ale chyba to jeszcze nie ten czas. Liga powstała 25 lat temu tylko dzięki chęciom i staraniom kilku osób, więc jeśli w Poznaniu znajdą się znowu zaangażowani ludzie – mogą zdziałać naprawdę dużo. Myślę, że my, weterani piłkarzykowi, których niemało w Poznaniu, bylibyśmy dla nich wsparciem. Małymi krokami rozwijać futbol stołowy w Poznaniu – to byłoby coś! W dzisiejszych czasach mamy też zupełnie nowe narzędzia pozwalające promować aktywności sportowe, informować w social mediach o turniejach i je nagłaśniać. Pamiętam, jak na turniejach zbierałam numery telefonów od graczy, by potem z bramki SMS-owej i Gadu-Gadu wysyłać ludziom przypomnienia o turniejach. Ech, inne to były czasy, a mimo to świetnie sobie radziliśmy. Czy są potrzebne specjalne predyspozycje do tej dyscypliny? Czy można wejść do grania, powiedzmy, będąc osobą dojrzałą? Z Agatą jesteśmy dobrym przykładem, że mając dwadzieścia lat, podjęłyśmy poważne wyzwanie i zostałyśmy zawodniczkami. Reszta to mozolny trening, ale również pewne indywidualne predyspozycje. A co dało Pani granie w futbol stołowy? Sporo mnie nauczyła rywalizacja, ale chyba tego, co najważniejsze nie tylko w sporcie, ale i w życiu, że żeby zwyciężać, trzeba najpierw nauczyć się przegrywać. To jest najważniejsze w ogóle. Dzisiaj mówię to też mojemu synowi, który gra w piłkę, że jeśli nie nauczy się przyjmować porażek oraz wyciągać z nich wniosków, to będzie mu ciężko i trudno wznieść się na wyżyny. Futbol stołowy to również wiele przyjaźni na całe życie. Mimo tego, że rzadziej, niż bym sobie tego życzyła, spotykam się z ekipą piłkarzykową, to w każdym zakątku Polski jest ktoś, kogo można odwiedzić, spotkać się przy okazji wizyty. z

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz