| czerwiec 2025 80 | z kulturą jamy herbatę żurawinową. Nie mogę oderwać się od opowieści Pani Iwony. Wciąga. Kiedy tylko pada pytanie o jakąś datę, a pani Iwona jej nie pamięta, otwiera szafkę, w której na półkach stoi kilkadziesiąt kalendarzy. Ustawione po kolei latami są skarbnicą wiedzy. Każda strona to jeden dzień i każdy dokładnie opisany. Spotkania, spektakle, premiery, recenzje, wydarzenia. Nic w tej kalendarzowej pamięci nie zginie. Swoisty pamiętnik. Idealny materiał do napisania biografii. Ma Pani dwa dyplomy aktorskie. Tak, najpierw namówili mnie na zrobienie dyplomu lalkarskiego. W 1972 roku, a cztery lata później zdałam eksternistyczny egzamin aktorski. Mam dwa i teraz to się przydaje. Była Pani aktorką w wielu polskich teatrach. Trochę podróżowałam po Polsce. Był Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu, Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie, Teatr Dramatyczny w Elblągu (obecnie Teatr im. Aleksandra Sewruka), Lubuski Teatr im. Leona Kruczkowskiego w Zielonej Górze, Teatr Polski w Poznaniu, Teatr Strefa Ciszy w Poznaniu i w końcu Teatr Muzyczny w Poznaniu. W Teatrze w Zielonej Górze dwa razy widzowie wybrali Panią najlepszą aktorką sezonu. Tak. W 1997 i w 1998 roku otrzymałam statuetkę „Leona”. To była nagroda w plebiscycie na najpopularniejszą aktorkę teatru im. Kruczkowskiego w Zielonej Górze. Pracowało mi się tam wspaniale. Nadal mam kontakt z wieloma koleżankami i kolegami z tamtego teatru. Mnóstwo ciekawych ról, które były wyzwaniem aktorskim. Byłam tam 11 lat. I to był najlepszy teatr dla mnie. Uznanie, nagrody i rozwój. Wróciła jednak Pani po latach do Poznania. Moja mamusia była już wiekowa i chciałam jej pomagać. Dostałam propozycję z Teatru Polskiego, w którym dyrektorem był Waldemar Matuszewski. Potem, kiedy go zwolnili, kolejna dyrekcja zwolniła zatrudnionych przez niego pracowników. Tak zostałam bez pracy i bez mieszkania. To był bardzo ciężki okres. Nie mam jednak w charakterze, żeby się poddawać. Mogłam zostać emerytką z najniższą krajową, ale ja nadal chciałam grać. Grałam panią Eulalię. Nadal grałam i pracowałam. I to mi dało życie, ponieważ nieźle płacili i miałam co miesiąc występ w telewizji. W tym czasie pojawił się też Teatr Strefa Ciszy Adama Ziajskiego. Tak. Szłam z mamą, kiedy zobaczyłam wiszący plakat. Jestem ciekawa wszystkiego, wszystko czytam. Było tam ogłoszenie, że poszukują osób po 60. roku życia, które umieją pływać. Miałam tyle lat i umiałam. Moja mama była mistrzynią pływacką, a ja jako młodziutka osoba też pływałam w klubie, ale miałam gorsze wyniki, byłam wicemistrzynią Okręgu Poznańskiego na 100 metrów stylem klasycznym. Musiałam zrezygnować z treningów przed maturą. Za dużo czasu zabierały. Ale wracając do Strefy Ciszy. Zgłosiłam się i zostałam przyjęta. Musiałam skoczyć do basenu i przepłynąć kawałek w spektaklu DNA. Tak się zaczęło, a potem zostałam z nimi na dłużej. To był niezwykły teatr i niezwykli ludzie. Wszystko robili sami. Aktor był cały czas widoczny dla publiczności, która wyrażała swoje zdanie i nieraz trzeba było improwizować. Świetny czas. Szkoda, że w Poznaniu nie znalazło się miejsce dla takiego teatru. Sama byłam w urzędzie walczyć o miejsce dla nich, kiedy zabrano i wyburzono baraki na Grunwaldzkiej. Nie udało się. To wielka strata dla miasta. I potem nastał czas Teatru Muzycznego. Wtedy jeszcze była operetka. Dyrektorem był Daniel Kustosik. Zgłosiłam się do niego i powiedziałam: panie dyFot. Archiwum TM Fot. Damian Hornet
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz