SUKCES PO POZNANSKU - LIPIEC/SIERPIEŃ 2020
102 | Z KULTURĄ sukces PO POZNAŃSKU | LIPIEC/SIERPIEŃ 2020 Chyba widzę go w kameralnym gronie, nawet nie na wielkiej scenie. Magia małych koncertów polega na tym, że łatwiej stworzyć intymną atmosferę z ludźmi i chyba potrzebuję teraz takiej właśnie relacji. Lubię, zaraz po wejściu na scenę, skracać dystans między sobą a ludźmi, to jest dla mnie bardzo ważne. Nigdy nie czułam się lepsza, nie rozumiem podejścia artystów, którzy trak- tują publikę z góry, a niestety czasem obserwuję takie zachowania. I to pozwala na zbudowanie relacji pomiędzy arty - stą a widzem. Artystę poznaje się podczas śpiewania. Jednak takim idealnym uzupełnieniem, bez którego nie wyobrażam sobie koncertu, są te momenty pomiędzy. Dla wielu osób właśnie to jest najważniejsze. Kontakt z ludźmi, pozna- wanie ich, rozmowy – to są dla mnie chwile wyjątkowe i zapamiętuję je na dłuuuugo. Dlaczego śpiewasz? Dobre pytanie. Bo tak czuję i zawsze wiedziałam, że zrobię wszystko, aby śpiewanie stało się moim zawodem. Kiedy byłam mała, biegałam po domu z dezodoran- tem marki „Fa”, do którego się darłam (śmiech). Każdy koncert połączony był z pokazem mody. Szał! Rodzina miała darmowy kabaret podczas odwiedzin u nas. Teraz czekam aż Kuba zacznie swoje przedstawienia! Zawsze czułam, że chcę być albo po- licjantką albo piosenkarką. I trochę na przekór tradycjom rodzinnym, gdzie królują umysły ścisłe, poszłam pod prąd i naprawdę musiałam dużo pracy włożyć w to, żeby przekonać ich oraz siebie, że to może być mój zawód. I sposób na życie. Dokładnie. Poza tym mój system pracy na początku był niezrozumiały dla większości mojej rodziny. Nie jeździłam przecież do pracy, w której spędzałam w biurze osiem godzin, tylko pracowałam w weekendy, wieczorami. Często wychodzę z domu w piątek o ósmej rano, a wracam o 3 w nocy w poniedziałek. Ale Twoja praca to nie tylko koncerty. Nie… Udzielam również głosu w reklamach telewizyj- nych, radiowych oraz Internetowych. Często nagrywam chórki dla różnych artystów, pomagam im w przygoto- waniu się do wydania własnych kompozycji. Mam na swoim koncie też kilka jingli dla rozgłośni radiowych oraz krótki epizod pedagogiczny. Najwięcej czasu zajmu- je jednak przygotowanie się do występu, skompletowanie zespołu, zgranie się, zbudowanie relacji z ludźmi, próby, dobór repertuaru, stylizacji. Nie wystarczy po prostu zagrać czy zaśpiewać i iść do domu. To nie jest dziedzina, w której coś można zamarkować, bo odbiorca w sekundę wyczuje takie, myślę, połowiczne podejście do tematu. Jeśli masz fajną relację z ludźmi i każdy chce iść w tym samym kierunku. to to jest to. To więcej niż połowa suk- cesu i można konie kraść z taką ekipą na scenie. Jaką piosenkę zaśpiewałaś jako pierwszą? Kiedy mój nauczyciel muzyki w szkole przygarnął mnie pod swoje skrzydła i uznał, że będzie mnie prowadził, to pierwszymi piosenkami, jakie wzięłam na warsztat były „Orła cień” i „Czarny Alibaba” – tę zaproponował mi mój nauczyciel. Miałam do tego utworu ogromny dystans. Dopiero kilka lat temu, kiedy zaczęłam zgłębiać twór- czość Andrzeja Zauchy, naprawdę go doceniłam. Czyli do wszystkiego trzeba doj - rzeć. (śmiech) Do jazzu jeszcze nie doj- rzałam. Jakoś nie czuję tej muzyki, chociaż podziwiam jazzmanów za ogromny warsztat, wirtuozerię i kunszt wykonawczy. To nie są łatwe sprawy! Może kiedyś syn zacznie się zagłę- biać w ten gatunek. Kto wie, może wówczas się przełamię (śmiech). Jak zareagowała Twoja rodzina, kiedy dowiedziała się, że wybrałaś śpiewanie? Przez wiele lat moja rodzina nie brała pod uwagę, że śpiewanie może być moim zawodem i że będę mogła z tego żyć i utrzymać rodzinę. Wiesz, moja mama jest naukowcem. Wspierała mnie w pewnych decyzjach, ale z pew- nością kosztowało Ją wiele wyrzeczeń, kiedy musiała so- bie czegoś odmówić, żebym mogła pojechać na festiwal. Chyba musiałabyś Ją zapytać, co wtedy myślała. Może czekała, aż mi przejdzie i wrócę na „właściwe”, Jej znane tory, nie wiem. Dla mnie muzyka zawsze była ważna w życiu i zawsze była formą ucieczki od codzienności. I to pozwoliło mi przetrwać trudne momenty, których od czasów dzieciństwa niestety nie brakowało. Popatrz. Wyłamałaś się z rodzinnego stereotypu i dziś śpiewasz. Masz męża muzyka i tworzycie KIEDY BYŁAM MAŁA, BIEGAŁAM PO DOMU Z DEZODORANTEM MARKI „FA”, DO KTÓREGO SIĘ DARŁAM (ŚMIECH). KAŻDY KONCERT POŁĄCZONY BYŁ Z POKAZEM MODY. SZAŁ!
Made with FlippingBook
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz