SUKCES PO POZNANSKU - LIPIEC/SIERPIEŃ 2020
103 sukces PO POZNAŃSKU | LIPIEC/SIERPIEŃ 2020 zupełnie inny świat niż obraz Twojego domu rodzin - nego. To wymaga wielkiej odwagi. Dziękuję Ci bardzo, chociaż ja po prostu robiłam to, co czułam w danym momencie. Wiedziałam, że muzyka mnie uszczęśliwia. Zresztą wielokrotnie uciekałam od problemów właśnie w śpiewanie. Wychowywała mnie tylko mama i dziś najważniejsze dla mnie jest to, że ja mam pełną rodzinę. Właśnie to jest mój największy sukces – wspaniały mąż i zdrowe cudowne dziecko, które jest więcej niż spełnieniem marzeń. Mam wszystko! Pro- wadzimy otwarty, ciepły dom, gdzie od rana do wieczora jest cała masa rozmów, śpiewania, uśmiechu i jedzenia, nawet (albo i szczególnie) dla niezapowiedzianych gości. Kocham gotować i być panią domu. I masz to szczęście, że możecie być razem i w domu, i w pracy. Czasami się rozłączamy z mężem, bo przecież nie można wszystkiego razem robić (śmiech). Zauważyłam też, że im jesteśmy starsi, tym chętniej ze sobą współpracujemy. Na początku każdy miał swoje projekty, zespoły i współpraca zdarzała się sporadycznie. Zresztą mój mąż to nieoceniony człowiek, wielki talent. Bardzo mnie wspiera i we mnie wierzy, a ta wiara jest niezwykle istotna w życiu. Drugą taką ostoją jest dla mnie mój brat, który traktuje nasz dom jak swój. Często spędza u nas weekendy, nawet ma tutaj swój pokój. To jest mój mały promyczek szczęścia. Kiedyś powiedział: „kiedy przyjeżdżam do was, czuję się, jakbym przyjeżdżał do domu rodzinnego”. I to za każdym razem mnie wzrusza. W piątek od samego rana pichcę różne smakołyki na Jego przyjazd. Mamy cudowną relację opartą na szacunku, zrozumieniu i pięknej miłości siostrzano– braterskiej. Potrafimy ze sobą rozmawiać do rana. Czy to jest definicja szczęścia Iny? Tak. Ale ja do tego szczęścia musiałam dojść sama, prze- pracować wiele kwestii. Nie było mi ono dane na starcie. I właśnie to dzisiejsze szczęście i zdrowie dają mi ogrom- ny spokój w życiu. Spokój, którego nie czułam nigdy wcześniej. Ja naprawdę mam wszystko. Bardzo pielęgnuję te uczucia. I może nawet je wyolbrzymiam. Dlaczego? Moja dewiza na 2020 rok brzmi: „zamień minus w plus”. Staram się pomniejszać złe momenty, natomiast chwile szczęścia wyolbrzymiam, żeby wyciągnąć z nich jeszcze więcej dobra i energii. I ja potem tę energię przenoszę do swojego domu. Myślę, że ta dewiza zostanie ze mną już na zawsze. Życie jest łatwiejsze, kiedy umiesz sama rozumieć i wytłumaczyć sobie pewne kwestie i przekuć coś mało pozytywnego w jakąś wartość, wyciągnąć cenną lekcję. Czy można powiedzieć, że muzyka stała się dla Ciebie terapią? Oj zdecydowanie. W czasach dzieciństwa była moja ucieczką, słuchając muzyki i śpiewając czułam się bez- piecznie. Ukształtowała mnie muzyka i wspaniali ludzie, których spotykam do dzisiaj na swojej drodze. Zawsze miałam szczęście do ludzi, często dużo starszych od siebie. Inspirowali mnie przez całe życie. Ludzie Cię ukształtowali? Ludzie, sytuacje. Szczególnie mój mąż, przy którym bar- dzo poznałam siebie. Zresztą nie wiem, czy pamiętasz, jak się poznaliśmy. Mój mąż od dziecka miał taki plan, że chce poznać swoją żonę w szkole i będzie miała ona imię na literę „J”. Był wielkim kolekcjonerem krów pod każdą postacią. Dodam tylko, że moje nazwisko panieńskie to Krówczyńska i ja też, podobnie jak Jan, uwielbiałam kro- wy i wszystko co z nimi związane. Poznaliśmy się w dniu dyplomu w studiu piosenkarskim. Mąż grał w zespole mojego kolegi z roku. Pamiętam, że kiedy go zobaczyłam po raz pierwszy, powiedziałam do mamy, że to będzie mój mąż. Zapytała mnie czy fajny chłopak. Odpowie- działam, że nie wiem, bo nie zamieniłam z nim słowa. Ale ja już wtedy wiedziałam, że to jest to. I tak mamy za sobą już 1/3 życia razem. Ponad 12 pięknych lat! I wpro- wadziliśmy w naszej rodzinie tradycję imion na „J”. Będzie super opowiedzieć wnukom tę historię. Kiedy zagrałaś pierwszy koncert? Te domowe już pewnie od 2–3 roku życia. A pierwszy profesjonalny na dużej scenie – jeszcze będąc w gimna- zjum. Pamiętam, że był to występ z okazji dni miasta. Mój nauczyciel nie powiedział mi, że jest jakiekolwiek wynagrodzenie za ten „koncert” i za zarobione przeze mnie pieniądze, kupił mi telefon komórkowy. Byłam pierwszą osobą w szkole, która miała komórkę. Śpiewa- łam oczywiście „Orła cień” i „Alibabę” (śmiech). Przez pierwszy miesiąc spałam z telefonem pod poduszką, nie mogłam uwierzyć w to, że sama na niego zarobiłam! Czy to był Twój cały repertuar? Nieeee! Porwałam się też na Czesława Niemena i piosen- kę pt. „Dziwny jest ten świat”. Wtedy jeszcze nie wie- działam z jak potężnym artystą się mierzę. Uwielbiałam śpiewać Urszulę Sipińską, Varius Manx, Perfect, Marylę Rodowicz, Beatę Kozidrak – czyli repertuar znany mi z radia. Jak Twoja kariera potem się rozwijała? Dużo ćwiczyłam, koncertowałam. Rozwijałam tę pasje, brałam udział w warsztatach, śpiewałam w chórkach wielu znakomitych artystów, mi.in . u Sylwii Grzeszczak,
Made with FlippingBook
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz