SUKCES PO POZNANSKU - LIPIEC/SIERPIEŃ 2020

83 sukces PO POZNAŃSKU | LIPIEC/SIERPIEŃ 2020 bie Artura Wysockiego, który samotnie przemierzył prawie bezludną część Mongolii. Naszym zadaniem było przewieźć ją do Irkucka i przekazać etapowi 11., który miał przejechać zamarznięty Bajkał. Wiedzieliśmy mniej więcej, ile kilometrów dziennie musimy pokonać, ale nie planowaliśmy miejsc noclegów. Daliśmy szansę przygo- dzie. Czasem więc był to hotel, ale spaliśmy też w jurcie, w mongolskiej szkole, w sklepie, u ludzi w domach. Co było najtrudniejsze na tym etapie? Najtrudniejsze były przygotowania. Niepewność rodzi lęk. Zastanawiasz się, jak to będzie i czy na pewno wszystko przewidziałaś. Ale już na miejscu jesteś tylko ty, rower i droga. Nie ma nic więcej. Czasem było trudno, na przykład, gdy jechaliśmy 20 km do ma- lutkiego punktu na mapie z nadzieją, że jest to schronienie. Pewności jednak nigdy nie było. Nie mogliśmy też zatrzymywać się na dłużej, ponieważ po 2 minutach czuliśmy, że zamarza- my. Tak więc nieważne jak zmęczeni, musieliśmy poruszać się do przodu, przez góry i silny wiatr. W takich sytuacjach nie myśli się o tym, że jest ciężko. W ogóle się nie myśli. Raz, dwa, raz, dwa. Ruch pedałów wyznacza rytm. Następuje totalny reset mózgu. Wszystkie sprawy stają się nieistotne. Jest tylko chwila obecna. Pamiętam rozpierające szczęście, kiedy po 800 km osiągnęliśmy Bajkał. Szaleliśmy na tafli zamarzniętego jeziora, rzucając się śniegiem jak dzieci. Zastanawialiśmy się potem, czy czulibyśmy to samo, gdybyśmy przylecieli tu, tak po prostu, samolotem. O czym marzy rowerzysta jadący przez zimową Mongolię? Żyje chwilą obecną, jest tu i teraz. Rok później był etap prowadzący przez Maroko. To był etap poświęcony naszemu patronowi Kazimierzo- wi Nowakowi, który w latach 30. XX wieku przejechał na starym rowerze całą Afrykę, jeszcze wtedy kolonialną, nieznaną, niebezpieczną. Jest On dla mnie symbolem tego, że nie ma rzeczy niemożliwych i że zawsze należy podążać za marzeniami. Droga przez Maroko to była walka z żywiołami. WMaroko faktycznie spotkaliśmy się z bezprecedenso- wymi upałami. Temperatury osiągały nawet 47°C i nie jest to normalne w tamtym regionie. Za tymi anomaliami podążyły niespotykane powodzie. Zginęło wtedy wielu Jak to się stało, że wzięłaś udział w projekcie Bike Jamboree? Moniki Bruch: Jestem mocno związana z wcześniejszą rowerową sztafetą przez Afrykę, śladami podróżnika (poznaniaka zresztą) Kazimierza Nowaka (2009–2011), w której wtedy jednak nie wzięłam udziału. W życiu często bywa tak, że ludzie odkładają pewne sprawy na później: kiedy będzie lepszy czas, kiedy będzie więcej pieniędzy itd. Postanowiłam więc, że przy następnej okazji nie będę szukać wymówek. Okazja pojawiła się w styczniu 2018 – etap 10. Bike Jamboree przez Mongolię i Syberię. Mieliśmy lecieć do Ułan Bator, stolicy Mongolii. Średnie temperatu- ry w styczniu dochodzą tam nawet do minus 40°C, czyniąc to miejsce najzimniejszą stolicą świata. Przez moment zawahałam się, ale przecież obiecałam sobie, że nie będę szukać pretekstu do pozostania w domu. I pojechałam! Jak wyglądały Twoje przygotowania? Ja właściwie cały czas przemieszczam się na rowerze, więc kondycyjnie byłam dobrze przygotowana. Mimo to przez 3 miesiące przed wylotem trenowałam po pracy jeżdżąc po 30 km dziennie, a ponieważ była zima, szybko się ściem- niało, nie pozostało mi nic innego, jak jeździć po Poznaniu. Przy okazji odkry- łam, że mamy całkiem sporo fajnych dróg rowerowych. Jeśli chodzi o ubiór, to był to eks- peryment. Bardzo mało osób jeździ rowerem podczas tak ekstremalnych mrozów, do tego w górzystym i wietrznym terenie. Nie mieliśmy kogo zapytać o radę. Kupiliśmy więc ciepłą bieliznę merino i specjalne buty chroniące przed bardzo niskimi tempe- raturami. Bardzo przydały się puchowe kurtki i spodenki naszego sponsora, firmy Pajak – niezwykle ciepłe, a przy tym lekkie i cienkie. Mieliśmy też świetne termosy od firmy Primus, dzięki którym mogliśmy w drodze popijać ciepłą herbatę. Nie bez znaczenia były rowery firmy Kross, które przyjechały już wcześniej setki kilometrów z Polski z innymi etapami. Był to sprzęt średniej klasy, ale sprawdził się doskonale. Jak długo jechaliście przez Mongolię? Etap trwał miesiąc. Wydawało się, że to bardzo długo i bardzo krótko zarazem. Czas jakby nie istniał. Noclegi mieliści zaplanowane czy szliście „na żywioł”? Trasę mieliśmy mniej więcej zaplanowaną. W Bulgan odbieraliśmy pałeczkę sztafetową od etapu 9. w oso- W TAKICH SYTUACJACH NIE MYŚLI SIĘ O TYM, ŻE JEST CIĘŻKO. W OGÓLE SIĘ NIE MYŚLI. RAZ, DWA, RAZ, DWA

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz