SUKCES PO POZNAŃSKU 7-8/2022

| 51 | LIPIEC/SIERPIEŃ 2022 POZIOM WYŻEJ Jako kilkulatek, za 200 ówczesnych złotych, mył swoim kuzynom polskie WSKi, którymi tamci jeździli na dyskoteki. Kiedy miał sześć lat, sam postanowił spróbować. Z dumą wspomina pierwszą jazdę na motorynce taty, który zostawił ją opartą o murek, gdy pojechali razem do fryzjera. Później miłość do dwóch kółek była tak wielka, że którejś mroźnej zimy wprowadził motorower do swojego pokoju na 11 piętrze. O tym, jak z poznańskiego wieżowca trafił do Ukrainy i jak pomaganie wciągnęło go bez reszty, opowiada Marcin Baranek . ROZMAWIA: KAROLINA MICHALAK | ZDJĘCIA: SŁAWOMIR BRANDT Kim jest Marcin Baranek? Marcin Baranek: Pracownikiem złomu. Normalnym człowiekiem, który w wolnych chwilach pomaga po- trzebującym i niczym kurier dostarcza paczki. Skąd czerpiesz energię do działania? Z moich motocykli i z moich samochodów. Czyli gdyby nie Twoje zamiłowanie do dwóch i czte - rech oldschoolowych kółek, nie byłbyś tym kim jesteś? Dokładnie. Siedziałbym pewnie w domu, oglądał tele- wizję popijając piwo, a w weekend wyjeżdżał z rodziną na działkę. Od momentu, kiedy kupiłem motocykl z ko- szem, nasze życie się zmieniło. Motocykl stał się bodź- cem, który wyzwala chęci działania. Stał się także takim łamaczem lodów. Na jego widok dzieci wyciągają ręce i machają, ich rodzice zatrzymują nas i pytają w imie- niu dziecka, czy mogą wsiąść i zrobić zdjęcie, starsze panie uśmiechają się, zaczepiają i wspominają historie z młodości. Powiedz, do ilu motocyklistów podchodzi seniorka i opowiada o swoich przygodach z motorem? A na widok mojego kosza powracają wspomnienia. Mam wrażenie, że łączy ludzi. Oczywiście motocykl nie załatwi wszystkiego. Trzeba być otwartym i chcieć rozmawiać. Ja mam tę łatwość i umiejętność nawią- zywania kontaktu, co sprawdza się przy podróżach w głąb Ukrainy. Podasz jakiś przykład? Gimela wygląda jak wygląda (uśmiech). Ma orygi- nalny rdzawo-pomarańczowy kolor, mnóstwo naklejek i wiele niejednoznacznych dodatków. Ona sama jest już punktem zaczepienia. Pamiętajmy, że celnik czy żołnierz to też ludzie. Każdy ma swoje zainteresowa- nia, jest ciekawy świata. Gdy tylko widzą Gimelę, od razu pojawiają się pytania, uśmiechy i taki grymas nie- dowierzania, że to jedzie. Moja szczerość i otwartość pozwalają mi przekraczać wiele barier, przełamywać skrępowanie i obustronny strach. Być może dlatego już teraz mogę stwierdzić, że tam, kilkaset kilometrów w głąb Ukrainy, mam nową rodzinę. To skoro już przywołałeś Gimelę, to opowiedz o niej. Gimela to samochód, który został zakupiony i przero- biony na potrzeby Stowarzyszenia Poznańskie Zaprzęgi. Docelowo miał służyć do przewożenia motocykli i przy okazji być wykorzystywany podczas wakacji rodzin- nych. Potrzebowałem samochodu, do którego zapakuję całą rodzinę, czyli takiego jakby busa z podwójną ka- biną. Do tego paka, na której będę mógł postawić mo- tocykl i zaczepić kemping. Kupiłem zatem auto, które na niemieckiej autostradzie rozwoziło znaki drogowe. Samochód w tej chwili znacznie różni się od oryginału. Usunąłem z niego pakę, zmieniłem nadkola wykorzy- stując do tego elementy koparki. Jestem fanem Mad Maxa i tamtego postapokaliptycznego klimatu, dlatego między innymi postanowiłem zetrzeć lakier. Gimela ma 21 lat i przejechanych prawie 600 000 km. Wiem, że na pewno zostanie w Ukrainie. Dlaczego? Przejechane kilometry sprawiają, że najpewniej nie przejdzie już kolejnego przeglądu. W Ukrainie mają trochę inne normy, mają też teraz zu- pełnie inne problemy niż sprawność techniczna pojaz- dów, a samochody, zwłaszcza busy, są im teraz bardzo potrzebne. Obiecałem poza tym ten samochód jed- nemu zaprzyjaźnionemu blacharzowi, któremu dostar- czamy narzędzia potrzebne do pracy. Jak to się stało, że z Gimelą dotarliście do Ukrainy? Od momentu wybuchu wojny, z każdą nową informacją narastała we mnie coraz większa złość i jednocześnie

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz