SPP 7-8_2024 e-wydanie

| LIPIEC/SIERPIEŃ 2024 WARTE POZNANIA | 23 Niezupełnie. W urbexie obiekt opuszczony traktuje się podmiotowo. Eksplorator nie czyni sobie z niego schronienia, miejscówki na spotkanie czy imprezę. Obserwuje, bada, a przede wszystkim fotografuje. Urbex nie byłby w trendach, gdyby nie rewolucja w fotografii i namiętne publikowanie w mediach społecznościowych. Z tego podmiotowego podejścia wynika druga różnica między schadzkami w pustostanie przy tanim winie a urbexem. Chodzi o zainteresowanie historią miejsc. Są zapaleńcy, którzy w jeden dzień przemierzają kilkaset kilometrów, żywiąc się mufinkami z „maka”, by zobaczyć kilkanaście ruin. Dlaczego? Chcą obejrzeć obiekty, o których czytali na historycznych portalach. Oczywiście wśród urbexowców najwięcej jest ekspertów od II wojny światowej. Dla nich 1945 rok wyznacza granicę między erami. URBEXOWY SAVOIR-VIVRE „Upatrzyłam sobie jeden cmentarz. Tylko jedna rodzina. Pojechaliśmy i faktycznie był lasek. Obok zobaczyliśmy zabudowania. Opuszczone całe gospodarstwo, folwark, murowane poniemieckie gospodarstwo. Na cegłach wyryte było Franz. Tak jakby dziecko wyryło. Dom zabity deskami, ale można było wejść. Jednak nie weszliśmy. Tak dziwnie chodzić po cudzym domu”. Środowisko oddolnie tworzy i promuje zasady zachowania. Jedna z nich nakazuje nie podawać lokalizacji fotografowanego czy opisywanego miejsca. Ma to utrudnić namierzenie budynku wandalom i złodziejom. W założeniu piękna idea. Jednak obiektyw Google’a bez trudu rozpoznaje wiele opuszczonych obiektów. A potem na jarmarku dominikańskim w Gdańsku rozpoznamy zabytkowe kafle z zapomnianego pałacu na Śląsku. Druga zasada mówi o tym, by z odwiedzanego miejsca zabrać jedynie zdjęcia, czyli siódme przykazanie de-

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz