| LIPIEC/SIERPIEŃ 2025 NA OKŁADCE | 17 | MATERIAŁ PROMOCYJNY Nowa lokalizacja okazała się szczęśliwa? Andżelika Chruścińska: Bardzo. To była świetna decyzja. Wcześniej działałam w centrum Poznania, przy Alejach Marcinkowskiego. Brzmi dobrze, ale w praktyce – dojazd, parkowanie, zgiełk… Teraz w Zalasewie mamy wygodny parking tuż pod drzwiami. Panie, które do mnie przyjeżdżają, często podkreślają, jak komfortowa stała się wizyta w atelier. I to mnie bardzo cieszy. Czy myśli Pani o otwarciu kolejnych oddziałów? Na razie nie mam takiej potrzeby – przynajmniej nie w Poznaniu. Ale nie mówię „nie”. Lubię nowe wyzwania i jestem otwarta na ciekawe propozycje. Czas pokaże. Pani historia zawodowa to materiał na film – najpierw budownictwo, teraz moda. Jak to się stało? To częste pytanie – i trochę zagadka. Z wykształcenia jestem inżynierem budownictwa, mam uprawnienia konstruktorskie i przez kilka lat pracowałam w zawodzie. Naprawdę! Biegałam w kasku po budowie Andersii, byłam częścią dużych projektów. Ale moda była ze mną od zawsze. To moja miłość, pasja, coś, co czułam bardzo głęboko. Nie wyobrażam sobie Pani w kamizelce odblaskowej. A jednak! (śmiech) Ale po kilku latach w korporacji zaczęłam się zastanawiać, czy chcę tak pracować przez całe życie. Pomyślałam: dam sobie rok, może dwa, na coś swojego. No i… minęło już prawie dziesięć lat, odkąd zajmuję się modą zawodowo. Moda przyszła naturalnie? Czy uczyła się Pani projektowania? Zaczęło się od bloga modowego – ponad dekadę temu, kiedy blogowanie dopiero raczkowało. Szybko zebrałam grono obserwatorek, które chciały się ze mną spotykać, pytały o porady, prosiły o wspólne zakupy. Weekendy spędzałam na przymierzaniu, doradzaniu, stylizowaniu. Czułam, że mam w tym flow. I to właśnie te kobiety – moje pierwsze klientki – namawiały mnie, żebym otworzyła coś swojego. W końcu pomyślałam: teraz albo nigdy. I tak to się zaczęło. Jak mówią moje przyjaciółki – teraz już nie buduję hal, domów czy hoteli, tylko… wizerunek polskich kobiet. I coś w tym jest. A z budownictwem całkiem się Pani rozstała? Nie do końca. Nadal mam do tego ogromny sentyment – lubię tę branżę, lubię konkret, lubię konstrukcje. Czasem zdarzy się, że pomagam przy jakimś projekcie, ale moda zdecydowanie pochłonęła mnie na pełen etat. Wszystkie projekty wychodzą spod Pani ręki? Czy pracuje Pani z zespołem projektantów? Projektuję wszystko sama. To dla mnie ważne, żeby każda rzecz, która wychodzi z naszego atelier, miała mój podpis. Dzięki temu każda kolekcja jest spójna i w stu procentach „moja”. Ale przecież tych modeli jest mnóstwo! Bardzo dużo! I szczerze mówiąc – nie znam drugiej polskiej marki, która wypuszczałaby tyle nowości tygodniowo. Zwykle to trzy nowe modele w tygodniu, ale w sezonie – takim jak teraz, czyli imprezowo-weselnym – to nawet cztery, pięć. Wszystko na bieżąco projektowane, nic z szablonu. Czyli Pani głowa cały czas pracuje. Co najczęściej powstaje w atelier? W tej chwili – eleganckie sukienki. Mamy sezon weselny, komunijny, letnie przyjęcia, eventy. Ale poza tym projektuję wszystko: spodnie, marynarki, komplety, spódnice – pełną szafę. Staram się, by nasze rzeczy były nie tylko ładne, ale też komfortowe, kobiece i nowoczesne. Gdzie powstają wszystkie te ubrania? Cała produkcja odbywa się lokalnie – w okolicach Poznania. Nie szyjemy nic na Dalekim Wschodzie. To była moja decyzja od początku – chciałam mieć pełną kontrolę nad jakością i etyką produkcji. Dla mnie liczy się nie tylko efekt końcowy, ale też cały proces. A skąd pochodzą materiały? Z całego świata: Hiszpania, Włochy, Francja, Holandia, ale też Turcja – bardzo dobre jakościowo tkaniny. Mamy sprawdzonych dostawców, z którymi współpracujemy od lat. Szukamy materiałów nie tylko pięknych, ale też trwałych, wygodnych i dobrych w noszeniu. Firmę otworzyła 1 kwietnia. Kilka lat później, dokładnie tego samego dnia, przeniosła swoje atelier do Zalasewa. Prima aprilis? Nic z tych rzeczy – to był czysty strzał w dziesiątkę. Z Andżeliką Chruścińską, projektantką i właścicielką Atelier Chruścińska, rozmawiamy o modzie, odwadze do zmian i o tym, jak z budownictwa trafić na salony. ROZMAWIA: MONIKA KANIGOWSKA | ZDJĘCIA: ALEC BUCA
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz