| LIPIEC/SIERPIEŃ 2025 Z KULTURĄ | 77 Przeczytałem Pana trzy książki. Pierwsza to „Esesmanka”, później przeczytałem „Zbrodnię w Kobierzynie” i ostatnio „Czterej pancerni i pisarz”. Wszedłem na notkę o Panu w Wikipedii i zobaczyłem ogromną listę książek o różnorodnej tematyce i... rozbolała mnie głowa. Jarosław Molenda: Niezły rozstrzał, prawda? Pracowałem w Bibliotece Głównej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza i, jak to bibliotekarz, wszystko muszę zaszufladkować, skatalogować. Można Pana wrzucić na pewno do jednej szufladki. Polski pisarz. Ale dalej? Moja koleżanka ze studiów na poznańskim UAM zaczęła mnie też czytywać, mieszka w Puszczykowie i za każdym razem, gdy przychodzi do tamtejszej biblioteki, prosi o jakąś książkę Molendy, to panie tam chwytają się za głowę, bo trzeba na cztery działy iść szukać. Rzeczywiście są biografie, literatura faktu, nie wiem też, jak zakwalifikować te wszystkie opowieści o roślinkach, gdyż nie do końca jest to literatura podróżnicza. Podróżowałem po świecie za różnymi, dziwnymi, nie tylko za zwyczajnymi roślinkami. Chcąc o nich pisać, próbowałem ich tam, gdzie rosną, oglądałem stanowiska, a tak naprawdę między nami, to chodziło o alibi, żebym mógł wyjechać z domu… w poszukiwaniu materiałów. To taka naczelna dewiza porządnego pisarza, by sprawdzić wszystko jak najdokładniej. Jak się czegoś dotknie, posmakuje, powącha, to ma się inny ogląd, to tak samo, jak się jakiegoś bohatera wybierze, jak się ma do niego przekonanie, to wychodzi dobra książka. Jeżeli temat nie podchodzi, co widzę po sobie, bo za dwa, trzy miesiące będzie sześćdziesiąta książka, więc mogę mówić o pewnym doświadczeniu, to trudno się z nim zaprzyjaźnić. Bo ja jestem pisarzem do wynajęcia. Wydawca rzuca temat i pyta: „Panie Jarku, da pan radę? Podejmie się pan?”. Wtedy muszę się zorientować, jak stoję z materiałami, czy dam radę, bo tak naprawdę mam pisarski warsztat i o pisanie się nie martwię. Zyskałem go na filologii klasycznej UAM, gdzie dostałem niezłą szkołę od starej kadry profesorskiej. Dla czytelników Pana książek olbrzymią wartością jest fakt, że nie pisze Pan ex cathedra, tylko stara się przystępnym językiem opowiedzieć często o trudnych wydarzeniach. Nie jestem autorem akademickim. Tak trochę balansuję między autorem bardzo, bardzo popularnej literatury a akademickim. Chodzi mi o to, by to się fajnie czytało, jednak miało swoją podbudowę czy w aktach, czy w faktach. Ten luz, o którym Pan mówi, jest odczuwalny w biografii Janusza Przymanowskiego „Czterej pancerni i pisarz”. Przy pisaniu „pancernych” bawiłem się świetnie… Kapitalnie Pan zbija wszystkie argumenty, że to był produkcyjniak, że to była propaganda. Ja tego, podobnie jak Pan, nie odczuwam. A jestem z pokolenia „pancernych”. Mamy zatem wspólne odczucia. Uważam, że ta cała nagonka była śmiechu warta, a szczególnie w ostatnich latach była mocno przejaskrawiona. Życie nigdy nie jest takie czarno-białe. Trzeba z dystansem podchodzić i brać poprawkę, jakie to były czasy. Tych czterech pancernych, no dobra, niosło jakieś przesłanie miłości polsko-sowieckiej, braterstwa broni. Ale nie czułem się jako dzieciak zindoktrynowany przez serial. Nie pokochałem Ruskich przez ten serial. Powiem szczerze, niewielu pokochało naszych sąsiadów ze wschodu. Wielu natomiast utożsamiało się z Jankiem, Gustlikiem... Każdy miał swojego bohatera w załodze albo często i poza nią. I kapral Wichura, Lidka mieli swoich fanów. Nie wspominając już o Honoratce… to była fantastyczna, drugoplanowa rola, jakże bardzo charakterystyczna. Była w serialu cała masa znakomitych aktorów, a co więcej – wszystko spięło się w jednym momencie. Ekipa filmowa dysponowała mizernym budżetem, a stworzyli, nie boję Najlepiej czuję się w literaturze faktu, a przede wszystkim w biografiach. To mi jakoś tak naturalnie, sprawnie idzie – mówi Jarosław Molenda, pisarz, publicysta, podróżnik. – Pisząc swoje książki, kieruję się zasadą mistrza reportażu Ryszarda Kapuścińskiego – zanim napiszesz jedną własną stronę, przeczytaj tysiąc cudzych – dodaje. Lada moment wyda 60. książkę, która na pewno stanie się hitem – to opowieść o słynnym Festiwalu Fama w Świnoujściu. TEKST: JULIUSZ PODOLSKI
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz